Bez dobrego pomysłu na Rosję

Lekcja Westerplatte przypomniała nam, jak trudno Polsce znaleźć dobrą odpowiedź na perfidię Kremla. Jesteśmy zbyt słabi, aby nadawać ton w europejskiej polityce wobec Rosji. Jesteśmy też zbyt skłóceni, by przyjąć jeden konsekwentny sposób działania – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 07.09.2009 03:44 Publikacja: 07.09.2009 00:39

Donald Tusk, Angela Merkel i Władimir Putin na Westerplatte w czasie uroczystości z okazji 70. roczn

Donald Tusk, Angela Merkel i Władimir Putin na Westerplatte w czasie uroczystości z okazji 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej

Foto: Fotorzepa, Beata Kitowska BK Beata Kitowska

Uroczystość na Westerplatte sukcesem Polski i Europy”, „Ocieplenie między Kremlem i Warszawą”, „Historia nie skłóciła Polski i Rosji” – czytając tak optymistycznie brzmiące tytuły, nieuważny obserwator mógłby uznać, że 1 września na Westerplatte doszło do happy endu.

Owszem, kremlowski Wielki Dramaturg nieco złagodził napięcie w epilogu. Tyle że wynikało to raczej z wcześniej naszkicowanego przez Władimira Putina scenariusza. Jak można podejrzewać, założono w nim, iż wpierw nastąpi symboliczne „przeczołganie” Polaków po to, by w końcu protekcjonalnie poklepać zszokowaną ofiarę po plecach.

Po raz kolejny stajemy zatem wobec problemu Rosji – państwa, które nie sposób omijać w dyplomatycznej grze, ale które w najmniej oczekiwanym momencie potrafi zaskoczyć wszystkich swoją agresywnością. Problemu tego nie rozwiązała ani pryncypialność braci Kaczyńskich, ani pragmatyzm Donalda Tuska. Na Rosję nikt zresztą nie ma dobrego pomysłu. Kraje Unii Europejskiej, a od niedawna także Stany Zjednoczone, wobec rosyjskiego premiera stosują taryfę ulgową. Ale jak pokazuje choćby ostatni incydent z polsko-rosyjską wojną o historię, ani nie czyni to Władimira Putina większym Europejczykiem, ani nie zwiększa przewidywalności jego działań.

[srodtytul]Dyplomatyczny show[/srodtytul]

Przypomnijmy podstawowe fakty – afera z Putinem wybuchła mimo szczerej chęci Donalda Tuska, aby z rosyjskiego gościa uczynić gwiazdę rocznicowego spotkania na Westerplatte. Przyjęcie zaproszenia przez premiera Rosji wzbudziło w Warszawie nadzieję na polityczny show, który miał połączyć kilka elementów. Po pierwsze mile ująć Polaków świadomością, że najwięksi światowi liderzy uznają rolę naszego kraju w ostatniej wojnie. Po drugie pokazać Donalda Tuska (w ramach jego nieustającej „tajnej” kampanii prezydenckiej) jako jednego z głównych graczy polityki europejskiej, którego pozycja równa jest liderom supermocarstw. Po trzecie potwierdzić pojednanie polsko-niemieckie. I po czwarte pokazać światu, że polski premier w odróżnieniu od „strasznych bliźniaków” umie zbudować pozytywne relacje z Rosją.

W tym ostatnim wypadku Tusk rzucał wyzwanie losowi, bo taktyka prezentowania własnych relacji z Berlinem i Moskwą na tle czarnej legendy rządów Jarosława Kaczyńskiego już parę razy okazywała się złudna. Tak się stało i tym razem. Otoczeniu Donalda Tuska nie przyszło na myśl, że Rosja ani myśli się kajać za pakt Ribbentrop-Mołotow, ani tym bardziej nie zgodzi się na wiązanie go z wybuchem II wojny światowej.

Ktoś może spytać, dlaczego Kreml tak usilnie stara się zdepercjonować pamięć o zbrodniczości paktu Ribbentrop-Mołotow? Zazwyczaj – i słusznie – wskazuje się, że Rosja chce w ten sposób pokazać, iż przywódcy na Kremlu – nawet jeśli był to Stalin – zawsze mieli rację i zawsze trafnie realizowali rosyjską rację stanu. Ale wskazać też można na jeszcze jedną, bardziej niepokojącą, motywację – Rosja nie może pozwolić sobie na uznanie racji moralnych Polski i państw bałtyckich, bo po prostu lekceważy ich podmiotowość. Jeśli tak jest w istocie, to jest to groźne.

Między bajki natomiast trzeba włożyć sugestie niektórych politologów, którzy w wojnie o historię, w antypolskich filmach i działalności Federalnej Służby Wywiadu Zagranicznego Rosji widzą efekt jakiegoś konfliktu między jastrzębiami a gołębiami w otoczeniu Putina. Cała gra była dobrze zaplanowana i rosyjski premier miał nad nią od początku pełną kontrolę.

[srodtytul]Historyczne zaloty[/srodtytul]

Dlaczego zatem Putin przyjął zaproszenie? Musiał przecież wiedzieć, że nie da się uniknąć złych wspomnień o pakcie Ribbentrop-Mołotow. Najwyraźniej uznał jednak, że Gdańsk może się stać ważną areną dyplomatycznego widowiska. Być może chciał ukraść główną rolę Angeli Merkel i innym przywódcom Zachodu. A przy okazji dobitnie oznajmić światu, jak wygląda nowa, neoimperialna wizja rosyjskiej historii. I na dodatek ogłaszając traktat wersalski praprzyczyną II wojny, zachęcić Niemców do dalszego rewizjonizmu historycznego.

Tym bardziej że rosyjskie działania mające osłabić efekt 70. rocznicy zawarcia paktu Ribbentrop-Mołotow w jakimś stopniu się powiodły. Państwa bałtyckie nie zorganizowały obchodów tej ponurej dla nich rocznicy z udziałem ważnych międzynarodowych gości. Także Niemcy w żaden oficjalny sposób się do niej nie odniosły. Można więc ostrożnie powiedzieć, że na forum dyplomatycznym rosyjski plan wyciszenia tematu 23 sierpnia 1939 roku się powiódł.

A że nie do końca udało się to na Westerplatte? Koniec końców honor Polaków uratowała równowaga w najwyższych władzach RP. W trakcie uroczystości Lech Kaczyński z ochotą przyjął rolę surowego komentatora imperialnych tradycji Rosji i ponurej tradycji Monachium, kiedy silne mocarstwa spisują na straty słabeuszy – jak to się działo w Gruzji rok temu.

Sam Putin też nieco przesadził w wojnie nerwów między Warszawą a Moskwą. Z jednej strony starał się przyjąć rolę dobrodusznego cara, z drugiej nie potrafił się powstrzymać od lekceważących gestów. Demonstracyjnie nie skorzystał z zaproszenia na obiad w Dworze Artusa, choć jego odlot z Polski odbył się dopiero późnym wieczorem.

Suma summarum na tle powściągliwej Angeli Merkel nie wypadł najlepiej. A pani kanclerz miała dostatecznie dużo rozumu, aby zignorować historyczne zaloty Putina.

[srodtytul]Wypychanie z pamięci[/srodtytul]

Nie wiem, czy po powrocie do Moskwy Władimir Putin poprosił o skrót komentarzy polskich gazet, które zachwycały się ociepleniem stosunków polsko-rosyjskich. Ale jego podwładni, którzy zaplanowali te „specoperację” mogą czuć satysfakcję. Duża część mediów ciesząc się z udanego show na Westerplatte, z ulgą wypchnęłą z pamięci wszystko, co działo się wcześniej.

Zapomnieliśmy o niepokojącej złośliwości rosyjskich historyków, którzy uznali przedwojennego ministra spraw zagranicznych Józefa Becka za agenta Berlina, czy znieważaniu przez nich premiera naszego rządu na uchodźstwie Stanisława Mikołajczyka określeniem „agent brytyjskich służb”. Zapomnieliśmy wreszcie i o tym, że mówienie o niesprawiedliwości Wersalu akurat w Gdańsku ma ponurą dla Polski wymowę.

Pewnie za jakiś czas politycy PO na nowo zaczną snuć marzenia o jakimś kolejnym przełomie w relacjach z Kremlem. Pamiętajmy jednak, że przekonanie, iż stosunki między Polską i Rosją ułożą się na nowo, żywiono także po spotkaniach Tusk – Putin w Moskwie, a potem w Davos.

Złożone przez Puitna deklaracje w sprawie otwarcia rosyjskich archiwów nie muszą nic znaczyć. Zawsze można przecież ogłosić, że Polska nie spełnia rosyjskich oczekiwań i sprawę akt katyńskich zawiesić na kołku. Podobnie płonne okazały się nadzieje, że w Sopocie rosyjski premier uczyni jakiś gest w kwestii dostaw gazu do Polski.

[srodtytul]Szlakiem Słowacji[/srodtytul]

Warto natomiast zwrócić uwagę na sugestie, że Polska i Rosja powinny na bok odłożyć spory historyczne i skupić się na gospodarce – tak jak rzekomo czyni Rosja z Niemcami. Problem w tym, że Polska nie ma takiego potencjału ekonomicznego i politycznego jak Niemcy, by powtórzyć schemat rozwoju wzajemnych relacji.

Zapewne chodzi więc o to, by Polska zachowywała się wobec Rosji jak na przykład Słowacja. Rząd w Bratysławie nie ma żadnych większych ambicji dyplomatycznych w Unii. Zawsze wychodzi naprzeciw rosyjskim sugestiom. A Rosjanie lubią średniaków, którzy nigdy nie krytykują Putina, uwielbiają rosyjskie koncerny i cieszą się ekonomicznym pragmatyzmem Rosji. I – co bardzo ceni Rosja – Słowacja jak diabeł święconej wody boi się urazić Kreml i dlatego unika jakichkolwiek gestów w stosunku do Ukrainy czy Gruzji.

[wyimek]Przekonanie, iż stosunki między Polską i Rosją ułożą się na nowym lepszym poziomie, żywiono także po spotkaniach Tusk – Putin w Moskwie, a potem w Davos[/wyimek]

Czy Warszawa może prowadzić taką samą politykę jak Bratysława? Czy Rosjanie w zamian za desinteressment wobec Wschodu, uznają nas za równorzędnego partnera i obsypią biznesowymi faworami?

W tym kontekście niepokojąco zabrzmiał fragment tekstu polskiego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, który nawiązując do aspektów przegranej Polski 1 września 1939 r., podkreślił, że porażka ta oznaczała „klęskę cywilizacji jagiellońskiej”. Czy to sugestia, że i dziś powinniśmy się odwrócić plecami od problemów Ukrainy i Gruzji? W tekście polityka, który zaangażował się niedawno w program wschodniego wymiaru polityki unijnej, takie zdania brzmią zaskakująco.

[srodtytul]Brak konsekwencji wobec brutala[/srodtytul]

Na wszystkie tego rodzaju wątpliwości politycy Platformy odpowiadają – lepiej z Rosją rozmawiać, niż do niej górnolotnie przemawiać w poczuciu własnej moralnej wyższości. Bo choć to miłe dla narodowej dumy – wskazują – nie poprawia naszej sytuacji w Unii. Tyle że przeciwstawianie twardej polityki Kaczyńskich racjonalnej polityce Tuska też ma swoje słabości. Kryzys z ostatnich dni wybuchł mimo najdalej idących starań polskiego premiera, aby wychodzić Rosji naprzeciw i w niczym jej nie urazić.

W tle leży bowiem szerszy problem, na który polscy politycy nie mają lekarstwa. Kontrast między potencjałem Rosji a jej oddalaniem się od europejskich standardów.

Rosja przypomina gracza małomiasteczkowej drużyny piłkarskiej, który z racji swej zamożności i lokalnych wpływów wymusza brak reakcji kolegów z boiska na swoje faule. Inni piłkarze mimo siniaków boją się przywołać piłkarskiego chuligana do porządku, bo nie chcą rozdrażnić ustosunkowanego gracza. Na dodatek sprytny brutal przekupuje niektórych zawodników z drużyny atrakcyjnymi prezentami. Ci więc przy byle okazji protestują przeciwko próbom zdyscyplinowania go. A gdy dochodzi do kolejnego faulu, udają, że niczego nie widzieli. Na dodatek chytry brutal po paru brudnych zagraniach na chwilę łagodnieje i deklaruje, że się poprawi.

Tak streścić można politykę Rosji, która utrzymując mocne dwustronne relacje z Berlinem, Paryżem i Rzymem, może pozwalać sobie na lekceważenie mniejszych państw unijnych, takich jak Estonia czy Polska. Na razie nie jesteśmy w stanie znaleźć dobrej odpowiedzi na taktykę Kremla. Jesteśmy zbyt słabi, aby samodzielnie nadawać ton Europie. Jesteśmy też zbyt skłóceni, by przyjąć jeden konsekwentny sposób działania. Ideałem byłaby mądra synteza pragmatyzmu i twardości. Ale tej na razie nie widać.

Ostatecznie zwykle kończy się na tym, że w apogeum kryzysu polski premier i prezydent dogadują się po cichu. Ale te chwilowe sojusze zawsze następują za pięć dwunasta i nie zastąpią konsekwentnej polityki, jaką Polska mogłaby prowadzić wobec Rosji.

Uroczystość na Westerplatte sukcesem Polski i Europy”, „Ocieplenie między Kremlem i Warszawą”, „Historia nie skłóciła Polski i Rosji” – czytając tak optymistycznie brzmiące tytuły, nieuważny obserwator mógłby uznać, że 1 września na Westerplatte doszło do happy endu.

Owszem, kremlowski Wielki Dramaturg nieco złagodził napięcie w epilogu. Tyle że wynikało to raczej z wcześniej naszkicowanego przez Władimira Putina scenariusza. Jak można podejrzewać, założono w nim, iż wpierw nastąpi symboliczne „przeczołganie” Polaków po to, by w końcu protekcjonalnie poklepać zszokowaną ofiarę po plecach.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?