Wyrok na ks. Marka Gancarczyka pokazuje, że lekko zakamuflowany totalitaryzm, przed którym ostrzegał Jan Paweł II, dotarł również do nas. To, co jeszcze 20 lat temu mogło się wydawać lekką przesadą w wypowiedziach Ojca Świętego, dziś staje się coraz bardziej dostrzegalne. W obronie wykoncypowanych w gabinetach lewicowych intelektualistów pseudopraw człowieka (choćby praw reprodukcyjnych, czyli prawa do zabijania dzieci nienarodzonych, czy prawa do godnego umierania, czyli prawa do uśmiercania pacjentów) coraz częściej ogranicza się prawo do wolności wyznania i religii.
A jeśli ktoś odmawia podporządkowania się tym dyrektywom, to ucisza się go za pomocą mediów lub (co wciąż jeszcze rzadkie) sądów. I nie ma się co oszukiwać, że chodzi tylko o sformułowania przesadne czy agresywne. Celem jest takie zakreślenie przestrzeni debaty, by każde niewygodne dla ideologii lewicowych sformułowanie czy wizerunek można było uznać za „mowę nienawiści”.
[srodtytul]USG antyaborcyjne[/srodtytul]
Świetnie było to widać w feministycznych i lewicowych komentarzach do wyroku na ks. Marka Gancarczyka. Ich autorki nawet nie próbowały udawać, że zależy im na prawdzie dotyczącej tego, czym jest ciąża. Anna Czerwińska z Feminoteki w rozmowie ze mną przekonywała, że określenie zawartości macicy kobiety w ciąży mianem dziecka (choć każdy, kto oglądał zdjęcia USG, wie, że w trzecim miesiącu ciąży płód wygląda jak dziecko i zachowuje się jak dziecko, a do tego genetycznie należy do gatunku homo sapiens) to niedopuszczalny przejaw mowy nienawiści.
Na pytanie, co w takim razie znajduje się w brzuchu kobiety, Czerwińska odpowiedziała, że „mniej więcej to samo, co znajduje się w próbówkach”. Inna moja rozmówczyni przekonywała mnie, że obrazy z USG czy zdjęcia zabitych dzieci nie mogą być powodem do sprzeciwu wobec aborcji, są one bowiem zmistyfikowane (ciekawe, czy dotyczy to także zdjęć „Timesa” sprzed 50 lat).