Szampan w Luftwaffe

Siny z zimna, w długim do ziemi paltocie, chudziutki Mazowiecki podchodzi do Kohla. Obejmują się. Mazowiecki ginie w niedźwiedzim uścisku. Kohl płacze otwarcie, Mazowiecki odwraca twarz – wizytę kanclerza Niemiec w Polsce jesienią 1989 roku wspomina publicystka „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 08.11.2009 21:45

Helmut Kohl

Helmut Kohl

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Przełomowa wizyta kanclerza Niemiec Helmutha Kohla w Polsce zaczęła się tak, jak przewidywał protokół. Oficjalne spotkania, toasty. Ale trwało to tylko kilka godzin.

Wkrótce potem okazało się, jak wielki jest ten przełom i to nie tylko w stosunkach polsko-niemieckich. Wieczorem 9 listopada 1989 r. Kohl po zaledwie kilkugodzinnym pobycie w Warszawie dowiedział się, że mur berliński padnie dosłownie za moment. Przeprosił ówczesnego premiera Tadeusza Mazowieckiego i wsiadł w samolot Luftwaffe, który go przywiózł do Polski i poleciał do Berlina.

Na zaimprowizowanej konferencji prasowej w warszawskim Marriotcie zdążył tylko powiedzieć: – Teraz wydarzenia są całkowicie nie do przewidzenia. Muszę pozostawić całkowicie otwartą kwestię, jak długo mogę kontynuować swoją wizytę. To historyczna godzina dla Niemiec, wielkie wyzwanie dla RFN i stwarza nam wiele problemów. Obiecuję, że wrócę – dodał. I już go nie było. Do Berlina zdążył. Jeszcze tylko zadzwonił do Margaret Thatcher, George'a Busha, Felipe Gonzaleza, Francoisa Mitterranda i Michaiła Gorbaczowa.

[srodtytul]Obsługa z łapanki[/srodtytul]

Naczelnym „Rzeczpospolitej” był już Dariusz Fikus. Po zmianach w dziale zagranicznym zostaliśmy w nim we dwójkę: Ryszard Malik – specjalista od Afryki i Bliskiego Wschodu i ja – śledząca niecne postępki nikaraguańskich contras i z poświęceniem uganiająca się za mudżahedinami na granicy afgańsko-pakistańskiej. Naturalnie p.o. szefa, zanim pojawiła się specjalistka od spraw m.in. niemieckich Kasia Kołodziejczyk, został Malik. Zdecydował, że mam obsłużyć pobyt Kohla w Polsce.

Poszłam z interwencją do Fikusa, wygonił mnie. Pisał akurat list do prenumeratorów, w którym wyjaśniał, jaka będzie jego „Rzeczpospolita”. – Sp... dziewczynko... – usłyszałam. Pomocy nie znalazłam u Jacka Moskwy, zastępcy naczelnego. Tematyka niemiecka, a zwłaszcza stosunki polsko-niemieckie, opanowana była przez najpoważniejszych publicystów – Wągrowską, Podkowińskiego. Komentarze pisał Ryszard Wojna.

Tych tekstów najzwyczajniej nie czytałam. Jak każdy normalny Polak, miałam własną opinię o stosunkach między Polską i Niemcami. Chociaż cenzura praktycznie już nie funkcjonowała, miałam wbity w głowę zapis, że nie wolno pisać o jakiejkolwiek możliwości zjednoczenia Niemiec, za to o połączeniu Korei Północnej z Południową – proszę bardzo. – Mogę pisać tylko o tym, co widzę. Wtedy nie popełnię żadnej głupoty – uprzedziłam. Jacek nie chciał nic więcej.

[srodtytul]Herbata z prądem[/srodtytul]

Kohl wrócił 11 listopada. W nocy z 11 na 12 w Warszawie mgła jak mleko. Nie było mowy, żeby rządowe samoloty mogły lądować we Wrocławiu. Wyjazd z Warszawy o 3 rano i postój kolumny w lesie przed Słupią. Ze swojego auta wysiadł Kohl, rozluźniony, w swetrze. Przechadzał się po szosie. Dziennikarze pędzą. Bo może coś powie. Nie teraz – zatrzymuje obstawa.

Kohl musiał pójść na chwilę do lasu, całkowicie bezlistnego o tej porze roku. Kiedy go dopadliśmy, widać było jak potwornie jest zmęczony. – Cieszę się, że jestem. Widzicie, obiecałem. Mogę tylko powiedzieć, że żyjemy w przełomowym momencie, a Europa także dzięki Polsce stała się znów młodym kontynentem. O reszcie porozmawiamy później – powiedział.

Kolejny postój w Świdnicy. Kohl chciał zobaczyć miasto, gdzie mieszka duża mniejszość niemiecka. Wizyta zupełnie nieprzygotowana – ubolewali pracownicy polskiego MSZ. Poszukiwania jakiegoś mieszkańca, który mówiłby po niemiecku, kończą się fiaskiem. – Czy wie pani, kim jestem? – zapytał Kohl przechodzącą kobietę. – Chyba kimś ważnym, bo tyle tu policji – odpowiedziała. Kiedy się przedstawił, rozejrzała się i mówi: – Eee... to niemożliwe, nie daliby panu rozmawiać z nami. Jak panu tak bardzo zależy, żeby pogadać, to chodźmy do mnie do domu, moja sąsiadka mówi po niemiecku – dodała już bardziej pewna siebie.

Między Świdnicą a Krzyżową, gdzie czekał na Kohla Tadeusz Mazowiecki, kanclerska kawalkada jechała szosą, na której poboczach stał szpaler ludzi. Nie wiem, ilu było tam funkcjonariuszy ochrony, ale musieli być tam też zwykli ludzie. W samej Krzyżowej tłumy przemieszanych Niemców i Polaków. – Hel-mut, Hel-mut, Hel-mut! i zagłuszające ich Ma-zo-wiec-ki, Ma-zo-wiec-ki! Msza transmitowana na żywo przez chyba wszystkie radiostacje wówczas jeszcze zachodnioniemieckie. – Dzen dobri s Ksziszofej, Guten Morgen aus Kreisau. Krzyżowa jest dzisiaj na terytorium Polski i jest to fakt historyczny – mówiła stojąca obok mnie reporterka West Deutsche Rundfunk.

Biskup Alfons Nossol wychodzi z chlebem i solą. Msza na świeżym powietrzu trwa ponad dwie godziny. Tłum twardo nie rusza się z miejsca. Tylko borowcy przynoszą nam gorącą herbatę „z prądem”. Rozgrzewamy się razem z niemieckimi kolegami, lepiej ubranymi, wyposażonymi w doskonały sprzęt.

– Nie pozwólmy, aby msza pojednania zmieniła się w wiec polityczny – uprzedza biskup pomocniczy Tadeusz Rybak. Ale to jest wiec polityczny. Nie tylko dlatego, że na transparentach widnieją napisy: „Helmut, chcielibyśmy, żebyś był i naszym kanclerzem”, „Ludność Gdańska i Elbląga serdecznie pozdrawia”, „Żądamy mszy świętej i szkół w języku niemieckim”. Te hasła przestają być ważne, kiedy nadchodzi moment kulminacyjny. Uczestnicy mszy mają przekazać sobie znak pokoju.

Wszystko było w programie, ale kiedy zaczyna się rzeczywiście dziać, mamy łzy w oczach. Siny z zimna w długim do ziemi paltocie, chudziutki Mazowiecki podchodzi do Kohla. Obejmują się. Mazowiecki ginie w niedźwiedzim uścisku. Kohl płacze otwarcie, Mazowiecki odwraca twarz. – Mazowiecki też się popłakał – mówi reporter „Sterna” i sam beczy. Ten gest wyreżyserowany i zapowiedziany nagle zjednuje dziennikarzy. Pomaga pewnie i herbata, ale nie ma już znaczenia, kto jest z Polski, kto z Niemiec, tylko każdy mówi, co widział i co mu się udało usłyszeć.

Mikhael Backhaus z Reutersa pyta mnie, czy gest z Krzyżowej można porównać do przełomu, jakim był gest Willego Brandta w warszawskim getcie. Naszą rozmowę nagrywa Henio Jarczyk z Bayerischer Rundfunk.

[srodtytul]Który jest dzisiaj[/srodtytul]

Powrót do Warszawy i następnego dnia do Brzezinki znów samochodami. I kolejna wizyta – w Oświęcimiu. Przy wejściu do obozowych zabudowań delegacja więźniów z Dachau. Trzymają transparent: „Nie ma pojednania bez odszkodowania”. Po drugiej stronie budynku kolejna pikieta, tyle że ustawiła się na trasie, którą kanclerz miał przechodzić, a nie przechodził. – To pech – mówią. Czekaliśmy w sobotę, nie przyjechał, bo poleciał do Niemiec. Czekaliśmy w niedzielę, też nie przyjechał. Teraz źle stanęliśmy – mówił jeden z nich. Do Muzeum Zagłady Kohl chciał wejść sam. Wślizgnął się za nim dziennikarz z „Bild Zeitung”. – Nic nie powiedział. I nie wolno było robić zdjęć – relacjonował później.

Pod Ścianę Śmierci trudno się przecisnąć. Cisza przerywana trzaskiem migawek aparatów. Na 15 metrów przed ścianą Kohl się zatrzymał. Ktoś jeszcze chciał dalej nieść wieniec z czerwonych i żółtych gerber. Kohl zniecierpliwiony zabrał kwiaty. Chciał je położyć sam, a nie tylko, jak mówi protokół, symbolicznie poprawić szarfę. Przystanął, położył wieniec... Trzy, cztery, pięć, sześć – liczymy w myślach, żeby móc potem napisać jak długo to trwało. 19 – zapisałam w notesie, który trzymam do dzisiaj. Do kanclerza podeszli Menachem Joskowicz, naczelny rabin Polski i przewodniczący Centralnej Rady Żydów w Niemczech, Heinz Galinski. Joskowicz, kiedy miał 14 lat, zdołał zbiec z transportu. Galinski był więźniem Auschwitz. Nikt tu wtedy nie miał wątpliwości, że był to obóz niemiecki. W księdze pamiątkowej Kohl pisze „Tu ponownie przysięgamy, że uczynimy wszystko, aby życie, godność, prawo i wolność każdego człowieka – bez względu na to, jakiego Boga czci, i niezależnie od narodowości i pochodzenia – pozostały na tej ziemi nienaruszone. Helmut Kohl, kanclerz Niemiec”... i chwila zastanowienia. – Który jest dzisiaj – pyta stojącego obok Galinskiego. – 14.

[srodtytul]Zmęczony szerpa[/srodtytul]

I znów koszmarna gęsta mgła. Tyle że tym razem samoloty Luftwaffe czekające na lotnisku Balice są wyposażone w urządzenia umożliwiające start i lądowanie w najbardziej gęstej mgle. Kohl zaprasza do nich wszystkich dziennikarzy. Jest na luzie, w samej koszuli, w samolocie jest ciepło i sucho. Strzelają korki szampana. W Warszawie znów czeka Mazowiecki i oświadczenie do podpisania, ale Kohl jest odprężony.

Jeszcze konferencja prasowa, ale redakcja mówi, że weźmie za PAP. Niech biorą. Podchodzę do Horsta Teltschika, doradcy kanclerza ds. zagranicznych, który tę wizytę przygotował. Teltschik to najskuteczniejszy dyplomatyczny szerpa wszech czasów. – Jak się teraz czujesz? – pytam. – Marzę o tym, żeby odpocząć – mówi.

Teltschik odszedł razem z Kohlem. W Niemczech jest dzisiaj cenionym członkiem rad nadzorczych wielkich koncernów.

Przełomowa wizyta kanclerza Niemiec Helmutha Kohla w Polsce zaczęła się tak, jak przewidywał protokół. Oficjalne spotkania, toasty. Ale trwało to tylko kilka godzin.

Wkrótce potem okazało się, jak wielki jest ten przełom i to nie tylko w stosunkach polsko-niemieckich. Wieczorem 9 listopada 1989 r. Kohl po zaledwie kilkugodzinnym pobycie w Warszawie dowiedział się, że mur berliński padnie dosłownie za moment. Przeprosił ówczesnego premiera Tadeusza Mazowieckiego i wsiadł w samolot Luftwaffe, który go przywiózł do Polski i poleciał do Berlina.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?