Obiegowa mądrość głosi, że polityka najłatwiej namówić do porzucenia jakiegoś projektu, nazywając ten projekt „odważnym”. Propozycje zmian w Konstytucji RP przedstawione przez premiera Donalda Tuska w drugą rocznicę powołania jego rządu są niewątpliwie projektem odważnym.
Jeśli za kryterium przyjąć frekwencję wyborczą, wybór prezydenta w bezpośrednim głosowaniu cieszy się większym poparciem Polaków niż wybory parlamentarne i samorządowe. Także sondaże opublikowane zaraz po ogłoszeniu propozycji zmian pokazują, że wyborcy niechętnie patrzą na pomysł odebrania im prawa do wybierania prezydenta. Nawet zmniejszenie liczby posłów i senatorów – zapewne mile brzmiące w uszach znacznej części społeczeństwa uważającej polityków za „klasę próżniaczą” – nie będzie w stanie zrównoważyć poczucia, że likwidując powszechne wybory prezydenckie, odbiera się obywatelom istotny instrument wpływania na kształt polityki.
Może to zaowocować jeszcze większą niż dotychczas apatią polityczną Polaków, która odbija się w jednej z najwyższych w Europie absencji wyborczej. Przedkładając propozycje zmian w konstytucji, premier – którego media i opozycja na co dzień oskarżają o zbytnie uleganie sondażom – wydaje się więc iść pod prąd opinii publicznej.
[srodtytul]Zmiany spójne i sensowne...[/srodtytul]
Projekt zmian w konstytucji jest projektem spójnym i sensownym. Odebranie prezydentowi prawa do wetowania ustaw sprawi, że powszechne wybory i związana z nimi silna legitymacja urzędu prezydenta pozostaną w jeszcze większym rozdźwięku niż obecnie z faktyczną władzą osoby na ten urząd wybranej. Logiczne jest więc, aby głowę państwa – która bez weta pełniłaby głównie funkcje reprezentacyjne – wybierało Zgromadzenie Narodowe.