Wspomnienie tej starożytnej mądrości towarzyszy mi, gdy widzę premiera, p.o. prezydenta i wszystkich ich niższej rangi podkomendnych rozdeptujących wały przeciwpowodziowe, zaszczycających rozmową miejscową ludność, obiecujących, że nikt nie zostanie bez pomocy, że władza da, załatwi (już załatwiła, przyciągnęła do was kamery, więc zostaniecie potraktowani nieco lepiej niż ci z okolic, do których władza i kamery nie dotarły), i zwalających cała winę na samorządy, opozycję i żywioły.
Niektórzy ? ci sami, oczywiście, którzy każde posunięcie rządu od roku 2007 przyjmują z najwyższym zachwytem ? twierdzą, że to dowód sprawnego działania państwa. Absolutna nieprawda. Właśnie ta bieganina jest dobitnym znakiem klęski państwa, którą, jak zwykle, władza tuszuje propagandą. To tak właśnie, jak z tym lekarzem, który zasługuje na wynagrodzenie wtedy, gdy jego podopieczny jest zdrowy. A kiedy pacjent jest chory, żadne picerstwo lekarza, żadne jego pozy, miny, cudowania ani palenie kadzideł nie zasługują na zaufanie. Liczy się wyłącznie efekt.
Z powodzią można skutecznie walczyć tylko wtedy, kiedy jej nie ma ? to banał. Państwo musi być jak sprawna maszyna, działająca metodycznie, a nie jak histeryk, miotający się od katastrofy do katastrofy ? to też banał. Tylko że u nas nikt o tych banałach nie pamięta. Władzy dobrej ? jeszcze jeden banał ? na co dzień nie widać. A u nas władza budzi zachwyt, nie tylko maluczkich, ale też ludzi podających się za komentatorów politycznych, jak się pokazuje, miota po kraju, obiecuje osobiście załatać dziury wynikłe z niedomagania państwowej maszyny. Procedury nie istnieją, istnieje Wódz, opiekun, niezawodna instancja odwoławcza, która wszystkim by pomogła, gdyby miała czas, ale niestety nie ma, bo dziury pojawiają się naraz wszędzie. Opadnie woda, będzie klęska suszy, przyjdzie upał, będą znowu wysiadać sfatygowane linie energetyczne i dojdzie do blekautów, osłabnie na dłuższy czas złoty, trzeszczący i dodatkowo obciążony kosztami powodzi budżet nie wytrzyma bieżącej obsługi gargantuicznego długu. A może się wskutek wieloletnich, stale usuwanych z pola widzenia zaniedbań, znowu zawali się jakichś dach, grzebiąc pod sobą ludzi, albo znowu spłonie jakaś socjalna buda dla bezdomnych, albo na którymś z rozsypujących się od lat torowisk wykolei się, zabijając ludzi, jakiś powiązany sznurkami ekspres, albo…
Nie prorokujmy, coś takiego w każdym razie nastąpi na pewno, bo ? jak w sławnym „Katarze” Lema ? zagęszczenie prawdopodobieństwa jest zbyt wielkie, zbyt wiele powstało i nadal powstaje zaniedbań, od zbyt dawna się one kumulują, podczas gdy władza zajęta jest głównie przekonującym zrzucaniem z siebie odpowiedzialności, a media żyją głównie codziennym komentowaniem tego, co znowu nabredził Palikot na swoim blogu. Cokolwiek to będzie ? władza przyjedzie. Pokaże się, obieca pomoc poszkodowanym, zapowie spec-ustawę, trzaśnie sobie parę fotek i, niestety, pogna do kolejnych klęsk, by ? jak bohater filmu Barei ? „własnoręcznie dopilnować” heroicznej walki z nimi.
[ramka][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/05/25/osobiste-dopatrywanie-klesk/]Skomentuj[/link][/ramka]