Naprawdę niełatwa sprawa ? napisać felieton, do którego nikt się nie przyczepi, że łamię ciszę wyborczą. Kiedyś w czasie ciszy wyborczej można było przynajmniej ogólnikowo wzywać do pójścia na wybory, ale w chwili, gdy zdaniem licznych komentatorów frekwencja ma decydować o wyniku, to też może być uznane za zakazaną agitację. Zresztą ja akurat wcale nie jestem zwolennikiem podnoszenia frekwencji wyborczej za wszelką cenę. Nawet przeciwnie, uważam, że prawo do głosowania powinno być obwarowane jakimś prostym egzaminem, eliminującym z tej procedury przynajmniej najbardziej skrajnych idiotów. Amerykanie kiedyś taki test zastosowali, nader prosty ? chodziło tylko o zrobienie dziurki w papierze w oznaczonym miejscu. I już samo tylko wyeliminowanie głosów tych, którzy nie mieli dość inteligencji, by sprostać tak nieskomplikowanemu wyzwaniu, zmieniło wynik, a z nim, śmiało można powiedzieć, bieg historii, na lepsze.
[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/06/19/ust-o-ciszy-wyborczej-poz-nr-par/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Kiedyś też można było opowiadać poczciwe banały, w rodzaju „wybierzcie dobrego prezydenta, wybierzcie kandydata najlepszego” ? ale i to dziś już odpada. Wciąż pamiętam świeży przypadek arcybiskupa Michalika (wspominałem już), na którego, gdy w homilii na Boże Ciało wezwał, by wybrać człowieka uczciwego i takiego, który będzie sam podejmował decyzje, a nie wykonywał wolę obcych stolic, „Gazeta Wyborcza” naskoczyła, że agituje za… no, za konkretnym kandydatem, którego ona akurat nie popiera. Redaktorom wspomnianej gazety nie przyszło nawet do głowy, że można tych przymiotów dopatrywać się u kogokolwiek innego.
Pod wieloma względami wróciliśmy do czasów „propagandy sukcesu”. Także i pod tym, że wszystko się kojarzy politycznie, wszystko jest polityką. Jak byłem mały, to nawet kiedy „Czerwone gitary” śpiewały „nieutulony w sercu ból, za pikowym czarnym królem drugi król”, ludzie uważali, że to o Gierku i Breżniewie. Teraz, gdy nawet Czerwony Kapturek dostał przydział mobilizacyjny do walki z IV RP, publiczność może jeszcze nie, ale przodujące media i tak zwane organa wykazują się czujnością podobną. Powiedz o kimś banalny komplement, że jest człowiekiem prawym ? już ci przyładują za nielegalną agitację za. Stwierdź jakiś oczywisty fakt, dajmy na to, że Polska przez niedopatrzenie odpowiednich władz nie wdrożyła europejskiej dyrektywy powodziowej, na co był czas do listopada ubiegłego roku, co niesie za sobą konkretne i bolesne konsekwencje finansowe ? już cię mają za nielegalne agitowanie przeciw. A już nie daj Boże bym przypomniał, co w czasie niewyborczym pisałem o ustawie „przeciwko przemocy w rodzinie” ? skandalicznej, absurdalnej, szkodliwej ? którą w wersji niewiele zmienionej podpisał [---] (ust. o ciszy wyborczej poz. nr par.) w ostatnich godzinach przed zapadnięciem ciszy wyborczej. Ustaw się nie komentuje, podobnie jak wyroków sądowych. W każdym razie nie dzisiaj. Z mocy ustawy.
Pomyślałem że, wzorem licznych felietonistów salonu, jak nie mam o czym pisać, to napiszę o sobie samym. I zaraz się złapałem za włosy, na jaką minę lezę. Przecież od razu postawię na porządku dziennym kwestię mojej wiarygodności! Jeszcze w lutym tego roku ważyłem 125 kilo, a teraz tylko 95. Czy można wierzyć w prawdziwość tak daleko idącej zmiany? Czy kiedy ktoś tak na zawołanie wyszczupla swój wizerunek, nie jest to podejrzane? A jeśli nawet przyjąć, że zmieniłem się szczerze, to czy na długo? Już widzę, jak redaktor Węglarczyk, swego czasu eksponowany przez „Wyborczą” jako sukces redakcyjnej akcji odchudzania, a dziś niewątpliwy ekspert od tzw. efektu jo-jo, huknie: kto tyle zrzucił, prędzej czy później przybierze ponownie, takie są odwieczne prawa natury! I czy to przypadek, że Ziemkiewicz zmienia wizerunek akurat na wybory, w których niby to nie startuje, ale przecież wszyscy wiemy, kogo nie popiera?!