2010 - niespodzianki dla PO i PiS w sondażach

Prawie wszyscy w Polsce uważają, iż poparcie dla PO jest w sondażach zawyżone, a dla PiS zaniżone. Lepiej więc, aby korekt badań dokonywały kompetentne sondażownie, niż dziennikarze — pisze socjolog z Uniwersytetu Gdańskiego

Publikacja: 02.01.2011 18:04

2010 - niespodzianki dla PO i PiS w sondażach

Foto: Archiwum

Red

W ustroju demokratycznym nie jest bez znaczenia to, jaka jest jakość pomiaru opinii publicznej. Wybory odbywające się raz na 4 – 5 lat dają możliwość realnego wpływu na to kto i jaki program polityczny będzie realizował, ale pragnieniem większości wyborców jest coś więcej, mianowicie bieżące wpływanie na najważniejsze decyzje sprawujących władzę. Dobra komunikacja pomiędzy społeczeństwem a rządzącymi wpływa na jakość funkcjonowania demokracji. Ważnym elementem tej komunikacji jest głos opinii publicznej, wyrażany w różnej formie, w tym także w badaniach sondażowych reprezentatywnych grup społeczeństwa. Od jakości tych badań zależy to, czy sprawujący władzę w imieniu społeczeństwa otrzymują wiarygodne i precyzyjne, czy też zniekształcone i obciążone błędami opinie. Pewien niewielki margines błędu uznać można za dopuszczalny, wynikający z samej istoty badania jedynie części populacji (próby), a nie jej całości.

Jednak gdy sięga on kilkunastu procent, a takie sytuacje wystąpiły nie tylko w tegorocznych kampaniach wyborczych, ale wciąż występują (np. poparcie dla PO waha się w tym samym czasie od 38 do 54 proc.), to rodzi to szereg nieporozumień, a nawet niebezpieczeństw (wspomina o tym P. Semka w felietonie I w co tu wierzyć? w „Rz” z 23 grudnia 2010r.). Przede wszystkim podmioty sprawujące władzę i podejmujące ważne dla kraju decyzje otrzymują nieprawdziwe informacje, a my wszyscy – odbiorcy wyników tych badań zaczynamy traktować je z coraz większym pobłażaniem, a w końcu lekceważeniem. Są sposoby, aby do tej sytuacji nie dopuścić. Potrzebna jest refleksja na temat metodyki badań, uwzględniająca postępy w nauce i doświadczenia innych krajów.

[srodtytul]Więcej informacji – większa dokładność [/srodtytul]

Realizatorzy badań sondażowych zdają się sprawiać wrażenie, że przeoczyli przełom, jaki dokonał się co najmniej kilkanaście lat temu we wszelkich badaniach reprezentacyjnych. Źródłem tego przełomu był i jest nadal postęp technologiczny, stwarzający nieznane wcześniej możliwości gromadzenia i przetwarzania dużych zbiorów danych. Tych danych o wielu populacjach, także o populacjach wyborców w Polsce, jest coraz więcej. Najczęściej są one w posiadaniu samych ośrodków badawczych – realizatorów sondaży, i nic nie stoi na przeszkodzie, aby je wykorzystać: do korekty zebranych w próbie opinii, do uzupełnienia brakujących danych od części respondentów, do oszacowania prawdopodobieństwa, że ankietowana osoba rzeczywiście weźmie udział w wyborach, itp. Statystyka od dawna postuluje korzystanie z więcej niż jednego źródła informacji w badaniach reprezentacyjnych.

W tych dodatkowych źródłach informacji szukać należy sposobów na pokonanie problemu odmów, czy podawania nieprawdziwych informacji. Tak postępują pracownie badawcze w innych krajach. Instytut Gallupa, konstruując prognozę wyborczą, opracował specjalną procedurę pozwalającą na określenie prawdopodobieństwa, że wylosowany do próby respondent weźmie udział w głosowaniu. W Kanadzie i we Francji z kolei dostrzeżono, że ludzie młodzi, o niskim stopniu wykształcenia i niskich dochodach wykazują małą aktywność w dniu wyborów, co wykorzystuje się do korekty ich nadreprezentatywności w próbach badawczych. Ośrodki badawcze w Polsce dysponują analogicznymi danymi, które z powodzeniem można by wykorzystać, na przykład, do korekty „poprawnych politycznie”, lecz nieprawdziwych deklaracji części respondentów. Zwróćmy uwagę, że prawie każdy ma już przekonanie, iż poparcie dla PO jest w sondażach zawyżone, a dla PiS zaniżone. Jeszcze chwila i sami dziennikarze będą dokonywali intuicyjnych korekt, starając się oszacować rzeczywiste poparcie dla PO lub PiS, podczas gdy nie podejmują się tego zadania sondażownie, mające znacznie więcej ku temu informacji (no i kompetencji). Sama procedura takiej korekty nie jest prosta, wymaga starannego opracowania wielu danych z przeszłości, w tym określenia, które grupy wyborców (o jakich charakterystykach) mają skłonność do deklarowania w sondażu innych politycznych preferencji od tych, które wyrażają głosem przy urnie wyborczej. Nie jest to łatwe, ale jest możliwe i z powodzeniem stosowane w innych krajach. Rosnące niemal z każdym dniem zasoby informacji o respondentach powinny także służyć uzupełnieniu brakujących danych w próbie, spowodowanych odmową współpracy przez respondenta. Czas już przestać ubolewać nad rosnącą liczbą osób odmawiających udzielenia odpowiedzi w sondażu, bo zjawisko odmów jest powszechne prawie na całym świecie, a na dodatek nasila się w ostatnich latach. Nic nie wskazuje na to, aby miało się to zmienić.

Przeciwnie, utrwalenie w świadomości społeczeństwa przekonania, że „sondaże sobie, a życie sobie”, może tylko ten problem uczynić jeszcze poważniejszym. Dlatego poszukiwać należy sposobów jego trwałego rozwiązania. Jednym z możliwych rozwiązań jest wykorzystanie technik imputacji w oparciu o inne dane o respondentach. Danych tych nie brakuje. Sam szef TNS (Taylor Nelson Ltd) Tony Cowling w książce pt. „Sondaże opinii publicznej w zglobalizowanym świecie” stwierdza, że „świat jest zalany danymi” (The world is awash with data). Oczywiście, sama ilość dostępnych danych nie gwarantuje sukcesu, ale jednak wskazuje na kierunek działania, zmierzającego do zmiany sytuacji, w której rzekomo nic nie wiemy o osobach odmawiających udziału w sondażu.

[srodtytul]Przywrócić wiarygodność wieczorom wyborczym [/srodtytul]

W dniu wyborów o godz. 20 lub 22 kilka milionów osób siada zwykle prze TV z nadzieją, że poznają prawdziwy lub bliski prawdziwemu wynik wyborów. Rok 2010 był dla wielu z nich ciężką próbą. Ale tak być nie musi, bo szacunki podawane w wieczór wyborczy pochodzą z badania zwanego exit poll, które co prawda też jest badaniem reprezentacyjnym, tak jak sondaż przedwyborczy, ale jest od tego ostatniego prostsze, zawiera w sobie mniej niebezpieczeństw. Po pierwsze, exit poll odnosi się do faktów (na kogo respondent przed kilkoma minutami oddał głos), a nie do przekonań lub intencji, które łatwo ulegają zmianom. Po drugie, w przypadku trudniejszego, przedwyborczego sondażu próba badawcza reprezentuje wszystkich uprawnionych do głosowania, a ostatecznie głosuje zwykle mniej niż połowa z nich. Próba pochodzi więc de facto z innej populacji niż populacja osób głosujących, która rozstrzyga o wynikach wyborów. Kłopot ten nie pojawia się w badaniu exit poll, gdyż losowania respondentów dokonuje się wyłącznie spośród tych, którzy opuszczają lokal wyborczy, a więc wzięli udział w głosowaniu. Po trzecie, dobrze realizowany exit poll nie generuje dużej liczby odmów, bo cel badania jest prosty i zrozumiały, a do tego zachowana zostaje pełna dyskrecja wyboru, jakiego dokonał respondent (wypełniony samodzielnie krótki kwestionariusz zostaje wrzucony do wcześniej przygotowanej przez realizatorów badania urny). Gdzie więc szukać powodów błędów, a w dalszej kolejności sposobów ich eliminacji?

Wydaje się, że są tu dwa główne źródła błędów, o całkowicie innym charakterze. Pierwsze, które najłatwiej wyeliminować, to niestaranność bezpośrednich wykonawców (ankieterów) pracujących przed wytypowanymi lokalami wyborczymi. Od jakości ich pracy zależy w dużym stopniu to, czy respondent nie odmówi wypełnienia dodatkowej karty do głosowania i krótkiego kwestionariusza, oraz czy zapewniona zostanie mu dyskrecja i anonimowość. W praktyce bywa tak, że organizatorzy nie dbają wystarczająco o dostarczenie odizolowanego stolika (kabiny), gdzie respondent miałby warunki takie, jak w lokalu wyborczym. Skutek jest taki, że głos jego staje się w tym badaniu jawny, a to z kolei skłaniać może do zakreślenia innego pola, od tego jakie zakreślił na prawdziwej karcie do głosowania. Podobny dyskomfort może respondent odczuwać także wtedy, gdy wypełnioną w badaniu „kartę wyborczą” każe się mu oddać do rąk ankieterowi, zamiast wrzucić do przygotowanej wcześniej urny. Te stosunkowo proste kwestie organizacyjne, chyba w wielu przypadkach niedoceniane, mają istotny wpływ na liczbę nieprawdziwych stwierdzeń ankietowanych wyborców.

Drugim źródłem błędów w badaniu exit poll może być technika losowania. I nie chodzi o losowanie wyborców opuszczających lokal, ale o technikę losowania lokali wyborczych. Do próby losuje się ich zwykle około 500 (w Niemczech ok. 600, w USA ok. 1300).

Reprezentatywność próby lokali wpływa w dużej mierze na dokładność „wieczornej” prognozy. Statystyka zaleca także i tutaj korzystanie z różnych źródeł danych. W praktyce wielu krajów ostatecznego wyboru próby lokali wyborczych dokonuje się biorąc pod uwagę ich reprezentatywność w poprzednich wyborach. Technika ta (ang. tied sample) oznacza powiązanie wyboru próby ze stopniem zgodności wyników w lokalach tej próby z ogólnokrajowymi wynikami w poprzednich wyborach. W uproszczeniu można powiedzieć, że spośród rozważanych prób lokali wybiera się tę próbę, która okazała się najbardziej reprezentatywna w poprzednich wyborach. I to że sięga się do informacji z przeszłości, jako wsparcia w procesie losowania próby, nie powinno dziwić. Jest to trwała tendencja w badaniach reprezentacyjnych, związana z rosnącymi zasobami informacyjnymi o wielu różnych zbiorowościach. Właśnie tu dostrzegam potrzebę największych zmian w metodyce badań naszych sondażowni. Szansą na poprawę jakości sondaży, zarówno przedwyborczych, jak i exit poll jest włączenie do wnioskowania innych oprócz próby źródeł informacji.

[srodtytul] Rok 2011 może być lepszy [/srodtytul]

Nie ma powodu, aby wątpić, że ośrodki badawcze w naszym kraju chcą i potrafią wykorzystać doświadczenia innych pracowni, a także własne doświadczenia nie najlepszego dla nich roku 2010. Wybory parlamentarne w roku 2011 tworzą możliwość, by przekonać wyborców, polityków i media, że głos opinii publicznej potrafią one w sposób wiarygodny i precyzyjny mierzyć. To jest nie tylko kwestia reputacji ośrodków badawczych, ale również reputacji samych sondaży w polskim społeczeństwie.

W ustroju demokratycznym nie jest bez znaczenia to, jaka jest jakość pomiaru opinii publicznej. Wybory odbywające się raz na 4 – 5 lat dają możliwość realnego wpływu na to kto i jaki program polityczny będzie realizował, ale pragnieniem większości wyborców jest coś więcej, mianowicie bieżące wpływanie na najważniejsze decyzje sprawujących władzę. Dobra komunikacja pomiędzy społeczeństwem a rządzącymi wpływa na jakość funkcjonowania demokracji. Ważnym elementem tej komunikacji jest głos opinii publicznej, wyrażany w różnej formie, w tym także w badaniach sondażowych reprezentatywnych grup społeczeństwa. Od jakości tych badań zależy to, czy sprawujący władzę w imieniu społeczeństwa otrzymują wiarygodne i precyzyjne, czy też zniekształcone i obciążone błędami opinie. Pewien niewielki margines błędu uznać można za dopuszczalny, wynikający z samej istoty badania jedynie części populacji (próby), a nie jej całości.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA