W ustroju demokratycznym nie jest bez znaczenia to, jaka jest jakość pomiaru opinii publicznej. Wybory odbywające się raz na 4 – 5 lat dają możliwość realnego wpływu na to kto i jaki program polityczny będzie realizował, ale pragnieniem większości wyborców jest coś więcej, mianowicie bieżące wpływanie na najważniejsze decyzje sprawujących władzę. Dobra komunikacja pomiędzy społeczeństwem a rządzącymi wpływa na jakość funkcjonowania demokracji. Ważnym elementem tej komunikacji jest głos opinii publicznej, wyrażany w różnej formie, w tym także w badaniach sondażowych reprezentatywnych grup społeczeństwa. Od jakości tych badań zależy to, czy sprawujący władzę w imieniu społeczeństwa otrzymują wiarygodne i precyzyjne, czy też zniekształcone i obciążone błędami opinie. Pewien niewielki margines błędu uznać można za dopuszczalny, wynikający z samej istoty badania jedynie części populacji (próby), a nie jej całości.
Jednak gdy sięga on kilkunastu procent, a takie sytuacje wystąpiły nie tylko w tegorocznych kampaniach wyborczych, ale wciąż występują (np. poparcie dla PO waha się w tym samym czasie od 38 do 54 proc.), to rodzi to szereg nieporozumień, a nawet niebezpieczeństw (wspomina o tym P. Semka w felietonie I w co tu wierzyć? w „Rz” z 23 grudnia 2010r.). Przede wszystkim podmioty sprawujące władzę i podejmujące ważne dla kraju decyzje otrzymują nieprawdziwe informacje, a my wszyscy – odbiorcy wyników tych badań zaczynamy traktować je z coraz większym pobłażaniem, a w końcu lekceważeniem. Są sposoby, aby do tej sytuacji nie dopuścić. Potrzebna jest refleksja na temat metodyki badań, uwzględniająca postępy w nauce i doświadczenia innych krajów.
[srodtytul]Więcej informacji – większa dokładność [/srodtytul]
Realizatorzy badań sondażowych zdają się sprawiać wrażenie, że przeoczyli przełom, jaki dokonał się co najmniej kilkanaście lat temu we wszelkich badaniach reprezentacyjnych. Źródłem tego przełomu był i jest nadal postęp technologiczny, stwarzający nieznane wcześniej możliwości gromadzenia i przetwarzania dużych zbiorów danych. Tych danych o wielu populacjach, także o populacjach wyborców w Polsce, jest coraz więcej. Najczęściej są one w posiadaniu samych ośrodków badawczych – realizatorów sondaży, i nic nie stoi na przeszkodzie, aby je wykorzystać: do korekty zebranych w próbie opinii, do uzupełnienia brakujących danych od części respondentów, do oszacowania prawdopodobieństwa, że ankietowana osoba rzeczywiście weźmie udział w wyborach, itp. Statystyka od dawna postuluje korzystanie z więcej niż jednego źródła informacji w badaniach reprezentacyjnych.
W tych dodatkowych źródłach informacji szukać należy sposobów na pokonanie problemu odmów, czy podawania nieprawdziwych informacji. Tak postępują pracownie badawcze w innych krajach. Instytut Gallupa, konstruując prognozę wyborczą, opracował specjalną procedurę pozwalającą na określenie prawdopodobieństwa, że wylosowany do próby respondent weźmie udział w głosowaniu. W Kanadzie i we Francji z kolei dostrzeżono, że ludzie młodzi, o niskim stopniu wykształcenia i niskich dochodach wykazują małą aktywność w dniu wyborów, co wykorzystuje się do korekty ich nadreprezentatywności w próbach badawczych. Ośrodki badawcze w Polsce dysponują analogicznymi danymi, które z powodzeniem można by wykorzystać, na przykład, do korekty „poprawnych politycznie”, lecz nieprawdziwych deklaracji części respondentów. Zwróćmy uwagę, że prawie każdy ma już przekonanie, iż poparcie dla PO jest w sondażach zawyżone, a dla PiS zaniżone. Jeszcze chwila i sami dziennikarze będą dokonywali intuicyjnych korekt, starając się oszacować rzeczywiste poparcie dla PO lub PiS, podczas gdy nie podejmują się tego zadania sondażownie, mające znacznie więcej ku temu informacji (no i kompetencji). Sama procedura takiej korekty nie jest prosta, wymaga starannego opracowania wielu danych z przeszłości, w tym określenia, które grupy wyborców (o jakich charakterystykach) mają skłonność do deklarowania w sondażu innych politycznych preferencji od tych, które wyrażają głosem przy urnie wyborczej. Nie jest to łatwe, ale jest możliwe i z powodzeniem stosowane w innych krajach. Rosnące niemal z każdym dniem zasoby informacji o respondentach powinny także służyć uzupełnieniu brakujących danych w próbie, spowodowanych odmową współpracy przez respondenta. Czas już przestać ubolewać nad rosnącą liczbą osób odmawiających udzielenia odpowiedzi w sondażu, bo zjawisko odmów jest powszechne prawie na całym świecie, a na dodatek nasila się w ostatnich latach. Nic nie wskazuje na to, aby miało się to zmienić.