Jak obchodzić kolejne rocznice katastrofy smoleńskiej? To zależy, jaki dla kogo ma sens to wydarzenie. Moim zdaniem jest oczywisty w kontekście historii Polski tak bardzo, że zapiera dech i kłuje nas w oczy.
Straceńcze mity
Niestety, wielu Polaków nie chce dopuścić do świadomości znaczenia Smoleńska. Politycy wprost odpowiedzialni za katastrofę uciekają w trywialne wymówki. Część publiczności jest znużona podświadomą grozą. Wspomagany przez władze margines społeczny broni się kpiną przed niechcianym zbiorowym obowiązkiem. Jednak setki tysięcy ludzi natychmiast pojęło powagę sytuacji, stojąc po kilkanaście godzin do trumien pary prezydenckiej. Niewielu potem zdobyło się na obronę krzyża jako znaku pamięci.
Wieczorne tłumne marsze z pochodniami po mszach w katedrze św. Jana przez Krakowskie Przedmieście przestraszyły establishment tak jak pochód przed trumnami. Niektórzy dostrzegli tu początki faszyzmu. Ten propagandowy przekaz został oparty na zmienionej wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego o „prawdziwych Polakach", gdy mówił o „wolnych". Jednak moim zdaniem establishment III RP przestraszył się nie tyle faszyzmu, ile odrodzenia wspólnoty narodowej z obawy, że zabraknie dlań miejsca w takim kraju.
W nocnym marszu z pochodniami słabnie ogląd doraźnej rzeczywistości. Z wielu jednostek powstaje wspólne ciało spojone mitem patriotyczno-religijnym. Mit wyłania się ze zbiorowej nieświadomości. W półmroku płomienie tańczą jak cienie zapomnianych przodków. Jednak nasze mity narodowo-religijne nie są mordercze. Są straceńcze. Myślę, że tego także obawia się establishment. Oskarżenie o faszyzm ma zniechęcić do walki o pełną suwerenność zewnętrzną i wewnętrzną. Zdaniem rządu i wspierającej rząd elity umysłowej Polska nie ma sił na wygraną.
Co z tym zrobić po roku? A po latach?