Kłopotowski: skończmy żałobę po katastrofie smoleńskiej

Po roku od katastrofy smoleńskiej czas zakończyć publiczną żałobę, co nie wyklucza prywatnej. Inaczej przerodzi się ona w wiece polityczne zbyt nacechowane złymi emocjami. Trzeba nam teraz mniej uczuć, a więcej rozsądku – wzywa publicysta

Publikacja: 05.04.2011 01:44

Kłopotowski: skończmy żałobę po katastrofie smoleńskiej

Foto: Fotorzepa, Michał Sadowski MS Michał Sadowski

Jak obchodzić kolejne rocznice katastrofy smoleńskiej? To zależy, jaki dla kogo ma sens to wydarzenie. Moim zdaniem jest oczywisty w kontekście historii Polski tak bardzo, że zapiera dech i kłuje nas w oczy.

Straceńcze mity

Niestety, wielu Polaków nie chce dopuścić do świadomości znaczenia Smoleńska. Politycy wprost odpowiedzialni za katastrofę uciekają w trywialne wymówki. Część publiczności jest znużona podświadomą grozą. Wspomagany przez władze margines społeczny broni się kpiną przed niechcianym zbiorowym obowiązkiem. Jednak setki tysięcy ludzi natychmiast pojęło powagę sytuacji, stojąc po kilkanaście godzin do trumien pary prezydenckiej. Niewielu potem zdobyło się na obronę krzyża jako znaku pamięci.

Wieczorne tłumne marsze z pochodniami po mszach w katedrze św. Jana przez Krakowskie Przedmieście przestraszyły establishment tak jak pochód przed trumnami. Niektórzy dostrzegli tu początki faszyzmu. Ten propagandowy przekaz został oparty na zmienionej wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego o „prawdziwych Polakach", gdy mówił o „wolnych". Jednak moim zdaniem establishment III RP przestraszył się nie tyle faszyzmu, ile odrodzenia wspólnoty narodowej z obawy, że zabraknie dlań miejsca w takim kraju.

W nocnym marszu z pochodniami słabnie ogląd doraźnej rzeczywistości. Z wielu jednostek powstaje wspólne ciało spojone mitem patriotyczno-religijnym. Mit wyłania się ze zbiorowej nieświadomości. W półmroku płomienie tańczą jak cienie zapomnianych przodków. Jednak nasze mity narodowo-religijne nie są mordercze. Są straceńcze. Myślę, że tego także obawia się establishment. Oskarżenie o faszyzm ma zniechęcić do walki o pełną suwerenność zewnętrzną i wewnętrzną. Zdaniem rządu i wspierającej rząd elity umysłowej Polska nie ma sił na wygraną.

Co z tym zrobić po roku? A po latach?

Należy wznieść pomnik na Krakowskim Przedmieściu na placu przed kościołem pomiędzy Pałacem Prezydenckim a pomnikiem Adama Mickiewicza. To symboliczne centrum państwa dzielone przez poetę, który je przechował w polszczyźnie, i siedzibę prezydenta, który za Polskę zginął. Niechaj będzie zachętą do zadumy nad naszą historią. Ascetyczny projekt Czesława Bieleckiego, który opisał go w „Rzeczpospolitej", skłania do medytacji, a nie przesądza o interpretacji katastrofy, łączy więc, zamiast dzielić.

Na pomniku powinno się znaleźć miejsce dla krzyża. Za wiele się wydarzyło w związku z tym znakiem, aby można go pominąć. W takich sprawach decyduje głos ludu. A lud wypowiedział się już przed pałacem.

Myślę, że po roku należy zakończyć żałobę publiczną, co nie wyklucza prywatnej. Inaczej przerodzi się w wiece polityczne zbyt nacechowane złymi emocjami. Trzeba nam teraz mniej uczuć, a więcej rozsądku. W kolejne rocznice katastrofy smoleńskiej proponuję organizować publiczne debaty uczonych i publicystów o miejscu Polski w Europie i świecie, nie stroniąc od kontrowersji, czy polityka zagraniczna Lecha Kaczyńskiego była słuszna.

Koszty pełnej niepodległości

Bo czy można prowadzić politykę jagiellońską bez potęgi Jagiellonów? Polska przegrała z Rosją walkę o przywództwo naszego regionu w XVII w. Jak odrobić 300 lat historii, skoro katastrofa smoleńska obnażyła stan państwa, którego prezydent poważył się na wznowienie tej rywalizacji?

Skromna postura braci Kaczyńskich, nie ujmując im heroizmu w oczach ludzi mądrych, ułatwiła ośmieszanie tej polityki dla gawiedzi w naszej manipulowanej demokracji medialnej. Jednak była w tym prostacka prawda. Moim zdaniem trzeba przedjagiellońskiej polityki Kazimierza Wielkiego, czyli konsekwentnej odbudowy państwa w oczekiwaniu na lepszą koniunkturę międzynarodową.

Przewidywanie przyszłości idzie w parze z reinterpretacją przeszłości, aby pełniej zrozumieć nasze położenie. Panuje pogląd, że skutki I wojny światowej doprowadziły do II wojny, dużo gorszej. Może więc nieodżałowane do dzisiaj w Krakowie cesarstwo austro-węgierskie było w ostatecznym rachunku lepszym modelem współżycia narodów niż państwa narodowe? Czy Polacy zgodziliby się na odrodzenie własnego państwa, gdyby przewidzieli tragiczny finał II Rzeczypospolitej, 6 milionów ofiar, ruinę, wymordowanie elit i prawie 50 lat komunizmu?

A czy inne narody monarchii austro--węgierskiej wybrałyby niepodległość pod koniec I wojny za cenę zniszczeń i strat w II wojnie? Ciekawy byłby wynik tego referendum, gdyby je w porę przeprowadzić. A kto chce autora tego tekstu oskarżyć o zdradę za pytanie o koszt pełnej niepodległości, niech powie bez wykrętów: pragnę tak tragicznego losu dla moich ojców i dziadów i zgadzam się, aby spotkał mnie, moje dzieci i wnuki.

Zacznijmy rozmawiać

Cesarstwo austro-węgierskie było w ostatnim półwieczu istnienia państwem liberalnym, w którym narody mogły w pokoju kultywować swą tożsamość, a ich elity polityczne realizować ambicje w służbie monarchii i dla wspólnego dobra. Polacy byli ministrami, a hr. Kazimierz Badeni premierem. Tym, czym były wtedy Austro-Węgry, staje się dzisiaj powoli Unia Europejska. Strzeżmy jej jak skarbu, bo alternatywa może być kosztowna i krwawa.

Katastrofa smoleńska oświetliła niczym uderzenie pioruna miejsce Polski w świecie i naszą realną siłę. Nie skupiajmy wszakże wzroku na polu usianym szczątkami, lecz spójrzmy, jakie ten krajobraz otwiera horyzonty. Rozluźnijmy szczękościsk. Zacznijmy ze sobą rozmawiać z szacunkiem i poważnie.

Myślę, że taki program intelektualizacji smoleńskiej traumy umiałby poprowadzić Czesław Bielecki. Jest on nie tylko autorem wspomnianego projektu pomnika, ale był również szefem Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu, a za komuny bohaterem podziemia solidarnościowego. W każdej z tych ról wykazał się charakterem, inteligencją i wyobraźnią. Dziś poza polityką i strawny dla obu stron naszej wojny domowej może oddać kolejną przysługę Rzeczypospolitej.

Autor jest krytykiem filmowym i publicystą

Jak obchodzić kolejne rocznice katastrofy smoleńskiej? To zależy, jaki dla kogo ma sens to wydarzenie. Moim zdaniem jest oczywisty w kontekście historii Polski tak bardzo, że zapiera dech i kłuje nas w oczy.

Straceńcze mity

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Czy Elon Musk stanie się amerykańskim Antonim Macierewiczem?
Opinie polityczno - społeczne
Polska prezydencja w Unii bez Kościoła?
Opinie polityczno - społeczne
Psychoterapeuci: Nowy zawód zaufania publicznego
analizy
Powódź i co dalej? Tak robią to Brytyjczycy: potrzebujemy wdrożyć nasz raport Pitta
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką