Platforma uklękła przed biskupem

Zaostrzenie tzw. ustawy antyaborcyjnej mogłoby się stać dla polskiej prezydencji tym, czym dla rządu Orbana węgierska ustawa medialna – twierdzi socjolog

Aktualizacja: 05.07.2011 19:42 Publikacja: 05.07.2011 19:36

dr Jacek Kucharczyk

dr Jacek Kucharczyk

Foto: Rzeczpospolita

Red

Polski prezydent i rząd 1 lipca uroczyście przejmowali od Węgrów rotacyjne przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej. Inaczej niż Węgrzy, których prezydencja stawiała sobie za cel przede wszystkim sprawne zarządzanie, polskie władze chciałyby prezydencji na miarę ambicji największego z nowych państw członkowskich, które przez ostatnich kilka lat zainwestowało znaczny polityczny kapitał w budowanie silnej pozycji w Unii.

Przybyli do Warszawy przewodniczący najważniejszych unijnych instytucji – Rady, Komisji i Parlamentu – nie ukrywali, że liczą na silne przewodnictwo na miarę wyzwań stojących przed pogrążoną nie w jednym, lecz w kilku kryzysach Europą. Zarówno polski prezydent, jak i premier mówili o proeuropejskim entuzjazmie Polaków, którym chcieliby zarazić Europę. Premier Węgier podarował Tuskowi baryłkę tokaju, aby za sześć miesięcy Polacy mieli czym świętować swój sukces.

Drugi powrót do Europy

Jak pokazało doświadczenie innych nowych krajów członkowskich – Węgier, a wcześniej Czech – sukces i porażka przewodnictwa zależą nie tylko od sprawnego zarządzania sprawami unijnymi (co w przypadku polskiej agendy stanowi samo w sobie ogromne wyzwanie). Zarówno u Czechów, jak i Węgrów o bilansie prezydencji zadecydowała wewnętrzna sytuacja polityczna. Upadek rządu oraz antyeuropejskie obsesje prezydenta Klausa przesądziły o tym, że dobrze przygotowaną merytorycznie i organizacyjnie czeską prezydencję powszechnie uznano w Europie za porażkę.

W przypadku węgierskim uchwalona przez rząd Orbana ustawa medialna, słusznie krytykowana jako knebel na wolne media, od samego początku określiła postrzeganie przewodnictwa Budapesztu. Obie te prezydencje wpisały się w stereotyp Europy Środkowej jako obszaru niedojrzałej demokracji i populistycznych polityków. Do powstania tego stereotypu przyczyniła się także Polska, nie tylko pod rządami Jarosława Kaczyńskiego, ale także wcześniej, chociażby przez wylansowanie niemądrego i wyjątkowo dla Polski szkodliwego hasła "Nicea albo śmierć".

Po zwycięstwie wyborczym w 2007 roku rząd Tuska wytrwale i w dużej mierze skutecznie odbudowywał nadszarpniętą europejską reputację Polski. Polskie przewodnictwo miało (ma) zakończyć ten okres "drugiego powrotu do Europy".

Wyzwaniem, podobnie jak dla Czechów i Węgrów, będzie dla polskiej prezydencji polityka wewnętrzna. Koalicja PO – PSL nie może liczyć na to, że do końca roku opozycja będzie się kierować racją stanu i działać razem z rządem na rzecz sukcesu prezydencji. Ponadpartyjny konsens na rzecz Europy, który pamiętamy z okresu sprzed akcesji do Unii, wydaje się niemożliwy do powtórzenia.

Smoleńsk główną bronią

Dla Jarosława Kaczyńskiego jesienne wybory parlamentarne to ostatnia szansa powrotu do władzy po pięciu kolejnych przegranych wyborach. Sukces rządu w sprawowaniu prezydencji przekreśli te polityczne nadzieje, dlatego można się spodziewać, że PiS zrobi wszystko, żeby ten sukces uniemożliwić.

Przez najbliższe pół roku PiS oraz sprzyjające Kaczyńskiemu prawicowe media i blogosfera wykorzystają wszystkie możliwości atakowania rządu. Katastrofa smoleńska będzie zapewne główną bronią PiS. Przedstawiony w przeddzień inauguracji przez Antoniego Macierewicza raport daje nam przedsmak treści, które jeszcze wielokrotnie usłyszymy w kampanii.

Jednak siła rażenia tego raportu, podobnie jak całej sprawy smoleńskiej, wydaje się mocno ograniczona. Przekonuje on już i tak przekonanych zwolenników PiS, a jednocześnie przypomina pozostałym wyborcom, z jaką partią i z jakimi politykami mają do czynienia.

Podobnie antyskuteczne wydaje się szeroko komentowane wystąpienie Tadeusza Rydzyka w Parlamencie Europejskim. Oskarżenie Polski, że jest krajem totalitarnym, bo nie dała Rydzykowi dotacji na odwierty, jest tak absurdalne, że mogło skłonić osoby, do których dotarły słowa zakonnika, do wzruszenia ramionami i tym większego zrozumienia i sympatii dla obecnego rządu, który musi sobie radzić z takiego rodzaju oszołomstwem. Macierewicz i Rydzyk wydają się stanowić problem dla Kaczyńskiego, a nie dla Tuska.

Wypowiedziany kompromis

Zupełnie inny ciężar gatunkowy ma sprawa projektu ustawy całkowicie zakazującej aborcji, nawet w przypadku zagrożenia zdrowia i życia kobiety, znacznego uszkodzenia płodu lub gdy ciąża jest owocem gwałtu. Projekt ten, słusznie określony jako okrutny i podszyty pogardą dla kobiet, powinien był zostać odrzucony przez Sejm w pierwszym czytaniu.

Stało się inaczej. 1 lipca, kiedy przywódcy rządzącej koalicji dumnie prezentowali europejską twarz Polski, dzięki poparciu posłów tej samej koalicji projekt najbardziej restrykcyjnego w Europie prawa antyaborcyjnego został skierowany do dalszych prac w komisjach sejmowych.

Premier Tusk powiedział niedawno, że w sprawie in vitro Platforma "nie będzie klękać przed księdzem". To odważne słowa w kraju, w którym Kościół katolicki ma ogromny wpływ na politykę i rosnące ambicje polityczne. Podpisy pod "obywatelskim projektem" nowej ustawy antyaborcyjnej zebrano dzięki wsparciu organizacyjnemu Kościoła, a sam projekt zyskał poparcie episkopatu.

W tej sytuacji Platforma "uklękła przed biskupem" – dalsze prace nad projektem poparło aż 69 posłów tej partii, a najważniejsi politycy PO nie przyszli na głosowanie. Jego wynik byłby inny, gdyby PO wprowadziła dyscyplinę w swych szeregach, chociażby w imię obrony tzw. kompromisu aborcyjnego (który zresztą nie jest żadnym kompromisem, ale jednym z najbardziej restrykcyjnych praw dotyczących aborcji w Europie).

Poparcie episkopatu dla dalszego zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych i skierowanie obecnego projektu do dalszych prac w Sejmie oznacza de facto, że "kompromis" ów został zarówno przez polski Kościół, jak i polską prawicę wypowiedziany.

Kosztem praw kobiet

Kiedy w 2001 roku SLD miażdżącą przewagą wygrał wybory parlamentarne, premier Leszek Miller uznał, że "Bruksela warta jest mszy", i odrzucił postulaty środowisk kobiecych związane z obroną praw reprodukcyjnych – dostępu do edukacji seksualnej, antykoncepcji i prawa do aborcji. Miller uważał, że do wygrania referendum akcesyjnego potrzebne mu jest poparcie Kościoła, i poparcie takie otrzymał – kosztem praw kobiet.

Czy podobny scenariusz jest dzisiaj możliwy? Zaostrzenie prawa antyaborcyjnego w czasie polskiej prezydencji może się odbić głośnym krytycznym echem, podobnie jak uchwalenie ustawy medialnej wywołało falę krytyki pod adresem Węgier i położyło kres ambicjom Orbana związanym z prezydencją. Gra na zwłokę i unikanie zajęcia w tej sprawie jasnego stanowiska mogą być dla tego rządu bardzo kosztowne. Choć oczywiście główną ofiarą nowego prawa będą kobiety, których prawa zostaną po raz kolejny ograniczone.

Autor jest socjologiem, szefem Instytutu Spraw Publicznych

Polski prezydent i rząd 1 lipca uroczyście przejmowali od Węgrów rotacyjne przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej. Inaczej niż Węgrzy, których prezydencja stawiała sobie za cel przede wszystkim sprawne zarządzanie, polskie władze chciałyby prezydencji na miarę ambicji największego z nowych państw członkowskich, które przez ostatnich kilka lat zainwestowało znaczny polityczny kapitał w budowanie silnej pozycji w Unii.

Przybyli do Warszawy przewodniczący najważniejszych unijnych instytucji – Rady, Komisji i Parlamentu – nie ukrywali, że liczą na silne przewodnictwo na miarę wyzwań stojących przed pogrążoną nie w jednym, lecz w kilku kryzysach Europą. Zarówno polski prezydent, jak i premier mówili o proeuropejskim entuzjazmie Polaków, którym chcieliby zarazić Europę. Premier Węgier podarował Tuskowi baryłkę tokaju, aby za sześć miesięcy Polacy mieli czym świętować swój sukces.

Pozostało 87% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?