Podobno istnieje różnica zdań między zespołami "Gazety Polskiej" i "Uważam Rze" w dobieraniu historycznych analogii do naszej dzisiejszej sytuacji. Zdaniem Rafała Ziemkiewicza zespół "Uważam Rze" preferuje czasy Augusta III Sasa, gdy polska szlachta, czyli elita, dla uproszczenia nazwana zdziczałą, wielbiła króla za to, że pozwalał "jeść, pić i popuszczać pasa". Ówczesne grillowanie zakończyło się upadkiem polskiego państwa. Jeśli ta analogia jest trafna, mamy przed sobą jakieś 100 lat braku suwerenności i czwartą wojnę światową, bez której, rzecz jasna, nie odwrócimy biegu wydarzeń.
Jeśli racja jest po stronie zespołu "Gazety Polskiej", któremu podobno obecna sytuacja najbardziej przypomina czasy późnego Gierka, to czeka nas kolejna edycja Komitetu Obrony Robotników, który strajkującym przeciw drożyźnie stoczniowcom (jeśli jakaś stocznia będzie jeszcze budować statki) pomoże usiąść z władzą przy okrągłym stole. Co przyniesie nam wolność i demokrację na miarę lat 90. Chocholi taniec od późnego Gierka do późnego Gierka, z okrągłym stołem pośrodku, będziemy tańczyć przez następne 20 lat.
Raz zdobytej...
I w jednym, i w drugim przypadku nasza przyszłość nie rysuje się zbyt radośnie. Zapowiada grillowanie przy niekończącej się debacie o polskiej historii, mentalności i polskim fatum. Po co zmieniać coś, czego zmienić się nie da? Będzie jak będzie. W końcu nie wszystkie narody są na tyle dojrzałą wspólnotą polityczną, by utrzymać własne państwo, skutecznie chroniąc interesy swoich obywateli.
A jeśli to nie fatum, tylko błędy lub świadome działanie konkretnych ludzi, środowisk i elit? Przecież nie wszyscy filozofowie głoszą historyczny determinizm, podobnie jak nie wszyscy socjologowie wierzą w narodowe wady. Gdyby polska niemożność była równie przemożna i nieuchronna jak rosyjska mocarstwowość czy niemiecka pycha, to rzeczywiście w tym miejscu Europy pozostaje nam tylko grillowanie i narzekanie na sąsiadów.
Chyba że polska niemożność to tylko stereotyp ułatwiający rządzenie Polakami...