Po zmyciu z platformerskiej polityki pudru medialno-partyjnej propagandy wyłonią się trzy najważniejsze sprawy, jakimi ten rząd miał się zająć.
Sprawa nr 1: przygotowanie infrastruktury na Euro 2012. Ocena: pała, a kto ma inną, niech przejrzy stan budów.
Sprawa nr 2: tragiczna kondycja polskiej służby zdrowia. Ocena: pała, a kto ma inną, niech się przejdzie do państwowej przychodni.
Sprawa nr 3: katastrofa w Smoleńsku. Ocena wymaga rozszerzenia. Napisano już tomy o nieudolności rządu w rozmowach z Rosjanami o sposobie przeprowadzenia śledztwa, o wraku, niszczeniu dowodów, czarnych skrzynkach, parciu na szkło Edmunda Klicha, który teraz chce być senatorem, i dziesiątkach innych potknięć, które, choć mają udawać niezamierzone, są elementami wciąż tej samej gry – w wybielanie winnych.
Już dzień po katastrofie premier powołał ośmioosobowe ciało pod nazwą "Międzyresortowy zespół do spraw koordynacji działań podejmowanych w związku z tragicznym wypadkiem lotniczym pod Smoleńskiem", którego najważniejszym zadaniem miała być "koordynacja lub nadzór działań dotyczących ustalenia przyczyn katastrofy". I tak sędziami we własnej sprawie zostali m.in. minister obrony Bogdan Klich oraz szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski. Ten ostatni czuje dziś, że ziemia pali mu się pod nogami, i stąd jego postawa wobec kontroli NIK próbującej ustalić, kto był odpowiedzialny za organizację lotu do Smoleńska. Arabski, zanim sam się wypowie, chciałby zobaczyć, co nagadali kontrolerom jego podwładni.