Kto wojuje Nergalem?
Co nie znaczy, że jest prawdziwa wizja kolejnego "wykorzystywania" – tematyki Nergala czy szerzej poczucia zagrożenia katolików – do celów wyborczych. Kilku autorów z Jackiem Żakowskim na czele postawiło taką tezę, żądając, aby w zamian debatować o podatkach czy unijnych funduszach. Ale przecież ta kampania toczy się głównie wokół podatków czy funduszy, a jeśli przesłanie partii (także PiS) jest w tej sprawie nie całkiem klarowne, to nie dlatego, że przysłonił je Nergal jako gwiazda TVP.
To nie politycy prawicy ani prawicowi publicyści zaprosili satanistę (lub człowieka udającego satanistę, na jedno wychodzi) do publicznej telewizji. Nie oni podarli wcześniej Biblię ani nie oni epatują publiczność okładkami mającymi zdołować katolicką społeczność. Ta zmasowana akcja wykracza skądinąd poza kontekst sporów partyjnych, aczkolwiek kampania jest dla niej jedną z pożywek. Środowiska konserwatywne w praktyce wyłącznie reagują, i zresztą nieprzesadnie gwałtownie.
A jednak ta reakcja ma znaczenie. W moim przekonaniu to dziś jeden z najpoważniejszych sporów mogących zdecydować o przyszłości naszego życia społecznego. Pytanie, czy prawo chroniące chrześcijańskie świętości przed zniewagą jest żywe czy martwe, to pytanie do polityków. Pytanie, czy uznamy nie ateizm czy agnostycyzm, ale czystą fascynację złem za równoprawną wartość obecną w publicznych mediach, jak chcą tego redaktorzy "Wyborczej", też powinno być skierowane do nich.
We wszystkich tych sprawach najpotężniejsza i rządząca partia, czyli PO, nabrała wody w usta. Pomijając protesty posła Jarosława Gowina, jedynym głosem, jaki zabrzmiał, był głos Sławomira Nowaka deklarującego "ziomalstwo" wobec człowieka znajdującego przyjemność w drażnieniu chrześcijańskich wrażliwości. Nowak to do niedawna bliski współpracownik premiera Tuska, a dziś prezydencki minister. W tym sensie można mówić o stanowisku czołówki obozu rządzącego. Bo brak stanowiska także bywa stanowiskiem. A Nowak to osoba, którą można zdyscyplinować w pięć minut. Jeśli się chce.
To wybór Tuska
Nie twierdzę, że Tusk przyjął w tej sprawie pogląd "Wyborczej". Na ile znam jego system wartości, uważa promowanie takich zjawisk jak Nergal za "obciach", pomijając już to, że tworzenie takiej atmosfery właśnie teraz to prezent dla jego rywala Janusza Palikota. Ale doszedł najwyraźniej do wniosku, że nawet symboliczna reakcja skazuje go na konflikt z wpływowymi środowiskami, także i z ważnymi dla niego grupami wyborców. Katolicka opinia jawi mu się jako słaba, niezorganizowana, a w dodatku i tak bardziej "pisowska" niż "platformerska". To samo uważa zapewne prezydent.
Naturalnie ten proces zaczął się już wcześniej – by przypomnieć wypowiedzi czołowych polityków PO kwestionujących prawo biskupów do wypowiadania się w sprawie in vitro czy sugestię prac nad legalizacją związków partnerskich po wyborach. Ale pasywność wobec obrażania katolickiej wrażliwości jest najbardziej wymowna, w świecie, gdzie coraz więcej kwestii wyłącza się spod debaty w imię "nieurażania" właśnie. W świecie, w którym jedną ręką pisze się ustawy zakazujące "mowy nienawiści", drugą ręką głaszcze Nergali.