Zbigniew Ziobro zamiast problemów PO - Świetlik

Przeciętny polski zjadacz chleba dostaje z mediów klarowny przekaz: gierki i wycinanki to domena opozycji, Tusk i PO są ponad to – zauważa publicysta

Publikacja: 07.11.2011 00:18

Zbigniew Ziobro zamiast problemów PO - Świetlik

Foto: Rzeczpospolita, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Cóż najważniejszego działo się w polskiej polityce w ciągu ostatnich dwóch tygodni? Wrocławscy kibice śpiewają „cała Polska w cieniu Śląska". My mamy dziś całą Polskę w cieniu Zbigniewa Ziobry. Symptomatyczna była niedawna rozmowa profesora Antoniego Dudka w jednym z programów publicystycznych. Indagowany o Ziobrę politolog próbował zwrócić uwagę na to, że mamy także inny konflikt, dużo ważniejszy, bo w PO. Prowadzący szybko ucinali te dywagacje.

Niewątpliwie ważny politycznie fakt, jakim jest usunięcie z opozycyjnej partii kilku kluczowych polityków, urósł do rangi narodowej epopei. Patrząc na ilość komentarzy poświęconych Zbigniewowi Ziobrze na stronach internetowych „Gazety Wyborczej", można by dojść do wniosku, że mamy do czynienia z jakimś wewnętrznym biuletynem informacyjnym PiS, a nie lewicującym dziennikiem.

Tak duże zainteresowanie odległą sobie opcją polityczną, w dodatku pozostającą w opozycji, jest dość osobliwe. Bo jednak trudno sobie wyobrazić, by komentatorzy lewicowego „Guardiana", po którymś tam kolejnym zwycięstwie Tony'ego Blaira, za główny punkt zainteresowania uznali wewnętrzne przepychanki, bunty i egzekucje wśród pozostających w odstawce torysów – nawet na partyjnym szczeblu najwyższym.

Czym poza tym żyją polskie media? Walkami frakcyjnymi w SLD, a także, rzecz jasna, debatą o krzyżu, religii w szkole i kondycji Kościoła oraz o polskich zapaterystach od Palikota.

Ziobro, głupcze!

Nie można zaprzeczyć, że serial ze Zbigniewem Ziobrą i Jarosławem Kaczyńskim w rolach głównych miał w sobie potencjał. Co prawda podobne historie oglądaliśmy w PiS kilka razy, ale ta nieco się różni. Kiedyś nazywany delfinem, wychowanek, nadzieja i lokomotywa wyborcza obraca się przeciwko swojemu wychowawcy. Jedni mogą w nim zobaczyć Prometeusza prawicy ginącego za wolność, inni – syna marnotrawnego słusznie wygnanego przez bolejącego nad tym ojca. Wszystko to bardzo efektowne i plastyczne, ale obok dzieje się parę ważnych spraw, które niemal zupełnie nas mijają, a chyba można zaryzykować tezę, że mają większy wpływ na nasze życie.

Rząd, państwo, kryzys zniknęły z mediów. Zamiast „ekonomia, głupcze!", polskie media mówią „Ziobro, głupcze!".  Bunt i wykluczenie ziobrystów to dziś jedyny ważny temat. Wewnętrzne życie PiS dla polskiego życia publicznego stało się tym, czym dla niektórych nastolatków gry komputerowe. Prawdziwe życie ucieka im gdzieś obok.

Ziobro okazuje się ważniejszy od tego, kto będzie nami rządził, i od faktu, że niemal w miesiąc po wyborach nie znamy składu nowego rządu. Komicznie na tym tle brzmią dawne rady Jana Rokity, by nowy rząd w ciągu tygodnia miał wstępny plan reform.

Nie ma w mediach rządu, nie ma prawdziwego budżetu, bo ten, który napisano, był tylko przedwyborczą prowizorką, co przyznali sami jego twórcy. Jedynym tematem okołobudżetowym, który jest w stanie przebić się do debaty publicznej, są roszczenia Kościoła i protesty przeciwko tymże roszczeniom. W tle ginie choćby głos Krzysztofa Rybińskiego mówiącego, że druga fala kryzysu nas trafi solidnie, a my nie jesteśmy na nią przygotowani.

Na szczęście nie musimy o tym wszystkim myśleć, mając Ziobrę. Czymże przy nim są tak błahe sprawy, jak losy ustawy określającej opłaty dla firm wydobywających gaz łupkowy. Jeśli szybko nie zostanie uchwalona, obiecane miliardy szlag trafi. W sierpniu rząd zapowiadał też reformę emerytur mundurowych zaraz po wyborach. Reformy nie ma. Jest Ziobro.

Właściwie nie ma nawet co wspominać o takich drobiazgach jak to, że polskie banki żywności, na skutek orzeczonego przez Trybunał Sprawiedliwości UE zakazu kupowania przez nie produktów na wolnym rynku, właśnie zostają bez pieniędzy, a co za tym idzie – nie wydadzą obiadów setkom tysięcy osób.

Szekspir nie dla Polaków

Zgoda. Wszystko powyższe przy serialu o perypetiach pana europosła Zbigniewa w PiS może wydawać się miałkie, jałowe, nieciekawe. Bardziej zastanawiające jest jednak to, że w Platformie, ostatecznie partii rządzącej, rozgrywają się równie dramatyczne wydarzenia.

Donald Tusk właśnie definitywnie wykańcza Grzegorza Schetynę, i co za tym idzie, swojego drugiego triumwira (trzecim triumwirem był Cezary Grabarczyk). Zarazem Roman Giertych udzielił „Uważam Rze" bardzo ciekawego wywiadu, w którym opowiedział, jak prezydent Komorowski wraz z Grzegorzem Schetyną byli całkiem bliscy detronizacji Donalda Tuska. Zabrakło im do tego kilku posłów. Wydawałoby się, że ta bezwzględna rozgrywka, pełna zaskakujących zwrotów i niezwykłych intryg, tocząca się na szczytach władzy, w cieniu deklaracji o wzajemnej przyjaźni, poszanowaniu i chęci pracy dla Polski, powinna zainteresować. Przecież to fascynująca lekcja polityki. Szekspir pełną gębą. Gotowy materiał na film, powieść lub serial. I co? Ziobro.

Jakaż magia musi być w tych nazwiskach Kaczyńskiego i Ziobry. Piąty rok w opozycji, z szansami na odzyskanie władzy poniżej średniej. A mimo to wszyscy nimi żyją. Przypomnijmy sobie medialne burze, które wywoływała każda, mająca być demaskatorską, wypowiedź Giertycha o metodach Kaczyńskiego. A cóż się dzieje, kiedy Giertych próbuje demaskować metody kluczowych ludzi PO? Wybucha burza, ale co najwyżej w szklance wody. Ziobro jest ważniejszy.

Mąż stanu i pętaki

Nie jest żadnym odkryciem fakt, że premier Tusk dobrze ma z polskimi mediami, i generalnie z aktorami polskiego życia publicznego. Dla mediów ciekawy jest tylko wtedy, gdy z ważnymi politykami europejskimi debatuje nad przyszłością strefy euro, z troską pochyla się nad ofiarami trzęsienia ziemi w Turcji albo zostaje uznany za najbardziej wpływowego Polaka.

Przeciętny polski konsument chleba i telewizji dostaje klarowny przekaz. Gierki personalne, bratobójcze wycinanki, polityczne dintojry i bunty na pokładzie to domena opozycji. Przede wszystkim tej z prawa, ale i trochę tej z lewa. Tusk jest ponad to. Z jednej strony mąż stanu, z drugiej taplające się w błocie, żądne władzy pętaki.

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że część kolegów po fachu umacnia ten propagandowy przekaz niejako z odruchu. Informowanie o walkach frakcyjnych w PiS wydaje im się bardziej naturalne niż o politycznych eliminacjach kolejnych rywali przez Tuska.

Inna sprawa, że i PiS-owcy, i SLD-owcy, i politycy PO sobie na taką sytuację zapracowali. Tusk zawsze załatwiał takie rzeczy ciszej i  bardziej profesjonalnie niż Kaczyński. Bez tego całego hamletyzowania, insynuacji, wyrażanych publicznie żalów. Pakował Olechowskiego, Rokitę na boczny tor, a oni po nim jechali, dopóki nie wylądowali gdzieś w lesie. Ale mimo wszystko od dziennikarzy, publicystów, socjologów i politologów należałoby oczekiwać nieco większego zainteresowania tym, co naprawdę dzieje się w obozie władzy. A także tym, jak naprawdę ta władza rządzi i z jakimi problemami się boryka.

Tematy godne uczestników

Żeby było jasne. Nie twierdzę, żeby w ogóle nie pisać ani informować o istotnym dla przyszłości polskiej prawicy konflikcie w PiS, ale by ustawić go w należytej hierarchii. A przede wszystkim nie traktować go jako spychacza, którym zsuwa się z głównego nurtu informacje mogące pokazać premiera w złym świetle z perspektywy jego publicity. Bo wtedy temat Ziobry zaczyna pełnić rolę tematu zastępczego.

Oczywiście zakładając, że tematy zastępcze istnieją, bo i to jest ostatnio kwestionowane. „Mówienie o niewygodnych dla siebie propozycjach jako o »tematach zastępczych« jest próbą zamknięcia dyskusji, zanim się ona jeszcze rozpoczęła – czymś niegodnym uczestników demokratycznego dyskursu publicznego" – napisał niedawno na łamach „Rzeczpospolitej" Wojciech Sadurski. Swoją drogą, tkwi w tym sprzeczność, bo skoro dla mnie i wielu innych osób istnieje coś takiego jak „temat zastępczy", to powinniśmy o tym rozprawiać, a mówiąc, że to niegodne, profesor Sadurski sam „niegodnie" zamyka dyskurs.

W praktyce kariera tych wszystkich „dyskursów" wygląda często tak, że dziennikarz przygotowujący się do programu publicystycznego lub układający treść serwisu informacyjnego sięga wcześniej szybko po gazetę i zagląda do Internetu. Wybiera kilka tematów, przeważnie te, których nagłówki są największe, uznając je za najważniejsze, a reszta odpada. Poszczególne serwisy i media żywią się potem sobą nawzajem i tymi kilkoma tematami, nawet wtedy, gdy ze sobą polemizują. A potem konsumują je, uważając za ważne, bo podane w dziennikach, odbiorcy.

Debatujmy więc dalej o psychologicznych uwarunkowaniach relacji Kaczyńskiego z Ziobrą, krzyżu w Sejmie i tym, jaka przyszłość czeka Ryszarda Kalisza. Gadajmy o tym przez następne cztery lata. Innych zmartwień nie mamy. Z lubością zanurzmy się w życiu wewnętrznym zepsutej opozycji i beztrosko zawierzmy słowom Marka Kondrata z okresu ciszy wyborczej – „buduje się, o to chodzi".

Autor jest dziennikarzem i publicystą,  felietonistą „Uważam Rze" i „Super Expressu"

Cóż najważniejszego działo się w polskiej polityce w ciągu ostatnich dwóch tygodni? Wrocławscy kibice śpiewają „cała Polska w cieniu Śląska". My mamy dziś całą Polskę w cieniu Zbigniewa Ziobry. Symptomatyczna była niedawna rozmowa profesora Antoniego Dudka w jednym z programów publicystycznych. Indagowany o Ziobrę politolog próbował zwrócić uwagę na to, że mamy także inny konflikt, dużo ważniejszy, bo w PO. Prowadzący szybko ucinali te dywagacje.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?