Prawo o zgromadzeniach po Marszu Niepodległości

Pomysł, aby zaostrzyć prawo po zamieszkach 11 listopada, jest chybiony. Nastawiony wyłącznie na medialny efekt – pisze publicysta „Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 16.11.2011 05:15 Publikacja: 15.11.2011 21:10

Prawo o zgromadzeniach po Marszu Niepodległości

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek

Po zamieszkach, które kilka dni temu miały miejsce w Warszawie, politycy dwoją się i troją, przedstawiając kolejne proste recepty na rozwiązanie problemu. Pomysł jest zawsze taki sam: prawo trzeba zmienić, kary zaostrzyć, skazywać szybciej.

Będzie zalecenie premiera...

"Na pewno będzie zalecenie pana premiera, żeby karać zatrzymanych z całą bezwzględnością, bez względu na przynależność czy sympatie polityczne, czy narodowość. Wszyscy, którzy dopuszczali się dziś łamania prawa, muszą liczyć się z tym, że zostaną surowo ukarani" – powiedział po zamieszkach rzecznik rządu Paweł Graś. "Już nigdy żaden obcokrajowiec nie odważy się przyjechać do Polski, aby wywoływać burdy, (...) nigdy nie odważy się przyjechać na gościnne występy"– wtórował mu Krzysztof Kwiatkowski, minister sprawiedliwości.

Wypowiedzi te wydają się co najmniej zastanawiające, biorąc pod uwagę niezależność władzy sądowniczej od wykonawczej. Całe szczęście, że wymiar sprawiedliwości wydaje się odporny na tego rodzaju medialne akcje. W przeciwnym razie zalecenia polityków, jak mają orzekać sądy, prowadziłyby Polskę raczej do Rosji Putina niż demokratycznego europejskiego państwa prawa.

Rzeczywistość zresztą szybko zweryfikowała buńczuczne wezwania, aby karać w trybie przyspieszonym. Okazało się, że owe sugestie nie mają wiele wspólnego z realiami i można je traktować jedynie jako próbę zabłyśnięcia ich autorów w świetle reflektorów. Większość zatrzymanych chuliganów wyszła bowiem szybko na wolność i może być sądzona w normalnym trybie.

Nie pomogło "ściąganie sędziów z urlopów". Tzw. sądy 24-godzinne znowu nie zadziałały, bo w sytuacji, gdy mamy do czynienia z zamieszkami, po prostu sprawnie działać nie mogą. Z kilku powodów. Zatrzymani to małoletni, pod wpływem alkoholu – a takich sądzić nie wolno. Ponadto policja ma problemy z szybkim dostarczeniem nagrań z monitoringu.

Jedyne, za co rząd i posłowie mogą się teraz wziąć, to zmiany przepisów. Także w tej kwestii padło już sporo obietnic i zapowiedzi. Oczywiście – jak zawsze – pojawiło się hasło szybkiego zaostrzenia kar. Tak politycy zawsze reagują na bulwersujące opinię publiczną wydarzenia. Tyle że to kolejne działania nastawione nie na rozwiązanie problemu, ale na medialny efekt.

Podbudować pozycję

Analizując zmiany w prawie karnym w ostatnich latach, śmiało można powiedzieć, że spora część z nich nastąpiła pod wpływem jednostkowych bulwersujących wydarzeń, które – czasem przez bezmyślność mediów – rosły do rangi problemu społecznego. A przy okazji pożywili się na tych zmianach politycy, przedstawiając proste propozycje, mające w teorii szybko zaradzić problemowi.

Nikt nie zastanawia się przy tym, czy dokonywane zmiany rzeczywiście przyniosą zakładany efekt, zmniejszą przestępczość. Po co analizować trendy przestępczości, czytać badania itd.? Cel zmian jest zupełnie inny. Chodzi wyłącznie o to, by podbudować sobie pozycję w oczach opinii publicznej.

Przykładów tego rodzaju zmiany prawa ad hoc można w ostatnich latach wymienić całą masę. Kiedy na warszawskiej Woli bandyci zabili policjanta i sprawa trafiła na czołówki gazet, szybko zaostrzono kary za napaść na funkcjonariuszy, również niebędących na służbie. Nikt nie zawracał sobie głowy statystykami wskazującymi na niewielką skalę tego zjawiska. Nowe przepisy weszły w życie.

Podobna sytuacja miała miejsce po tym, gdy na czołówki gazet trafiła sprawa Olewnika (zaostrzono kary za porwania), kiedy pseudokibice zdemolowali Kowno (powstał pomysł tzw. sądów odmiejscowionych), po nagłośnionych przez media kłopotach pewnej dentystki z natrętnym wielbicielem (stalking). Pojawiały się też – jako reakcja na głośne wydarzenia – czysto populistyczne zmiany prawa, dotyczące na przykład kastracji pedofilów czy walki z dopalaczami.

Teraz jest podobnie. Pojawia się hasło zmiany przepisów o zgromadzeniach i oczywiście kodeksu karnego. Nikt nie zadaje pytania, czy przypadkiem po prostu nie zawiodła organizacja i wyobraźnia urzędników, którzy zgodzili się, aby w tym samym czasie obok siebie odbyły się dwie wrogie sobie manifestacje.

Po zamieszkach, które kilka dni temu miały miejsce w Warszawie, politycy dwoją się i troją, przedstawiając kolejne proste recepty na rozwiązanie problemu. Pomysł jest zawsze taki sam: prawo trzeba zmienić, kary zaostrzyć, skazywać szybciej.

Będzie zalecenie premiera...

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Polska prezydencja w Unii bez Kościoła?
Opinie polityczno - społeczne
Psychoterapeuci: Nowy zawód zaufania publicznego
analizy
Powódź i co dalej? Tak robią to Brytyjczycy: potrzebujemy wdrożyć nasz raport Pitta
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: Religię w szkolę zastąpmy nowym przedmiotem – roboczo go nazwijmy „transcendentalnym”
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką