Autor, dawny ideolog unijnego pierwiastka, zdaje się przesuwać na ich pozycje. Przyjmować przeświadczenie, że dla nowych niemiecko-francuskich porządków nie ma dziś rozumnej alternatywy. Nawet jeśli uzasadnia się je nie dziarskim pokrzykiwaniem o postępie, a antydemokratycznym duchem Hobbesa.
Jeśli nie słychać fanfar, to dlatego, że ci polemiści czytają głównie siebie, więc Cichocki będzie długo pokutował w ich głowach jako "wstecznik". Jak kiedyś Robert Krasowski czy Cezary Michalski. Na dokładkę on sam nie stawia kropki nad i. Może powiedzieć: ja tylko referuję stan spraw.
Zaczyna zestawieniem racji: tych, którzy są zaniepokojeni nowym, "antykryzysowym" kształtem Unii Europejskiej, i tych, którzy nowego porządku bronią w imię bezpieczeństwa. Kończy jednak konkluzją: "Gdzie szukać ratunku? Jedyną odpowiedzią dzisiaj jest, jak się zdaje, autorytatywnie, choć praworządnie zarządzany obszar rozwoju i stabilności, którego projekt już kreśli le Groupe de Francfort". Mielibyśmy więc znowu triumf nieuniknionego? "Wolność to uświadomiona konieczność" – kto to powiedział, koteczku?