Ojciec święty Benedykt XVI w liście do biskupów kubańskich z okazji dziesiątej rocznicy wizyty Jana Pawła II napisał: „Kościół wpatrzony w Jezusa Chrystusa stara się czynić dobro i promować godność osoby, a dając przykład zrozumienia, miłosierdzia i pojednania, sprawia, że człowiek i społeczeństwo stają się lepsi". Przypomnienie papieskich słów – w przeddzień pielgrzymki na wyspę – wydaje się w pełni uzasadnione. Choć po wizycie Jana Pawła II życie ludzi się nieznacznie poprawiło, to jednak daleko jest jeszcze do normalności.
Pamiętam, że pielgrzymkę Jana Pawła II obserwowałem w Rzymie za pośrednictwem telewizji Telepace. Słynny spacer papieża z Fidelem Castro i słynne zapytanie o godzinę na płycie lotniska. Komentatorzy pisali wówczas: „dyktatorze, godzina wybija". Media włoskie transmitowały mszę świętą z placu Rewolucji. Można było zobaczyć dwa wizerunki – z jednej strony wizerunek Chrystusa z napisem: „Jezu, ufam Tobie", a z drugiej obraz Che Guevary z napisem: „zawsze do zwycięstwa".
Facet na krzyżu
Obecnie mówi się, że osób regularnie uczestniczących w niedzielnych nabożeństwach jest zaledwie 3 procent. Przykładowo w hawańskiej dzielnicy Casablanka 54 lata temu ustawiono posąg Chrystusa. Było to tydzień przed rewolucją. Fidel Castro obawiał się go usunąć. Z tej racji posadził wokół posągu drzewa, aby przysłonić i zneutralizować jego widoczność. Sam Castro po rewolucji kubańskiej wcale nie poszedł w kierunku Związku Radzieckiego - udał się w kierunku Stanów Zjednoczonych. Niestety Amerykanie nim wzgardzili i obrócili się do niego plecami. Wówczas o pomoc poprosił Moskwę, wchodząc w orbitę sowieckiego oddziaływania. Działalność Kościoła jest ograniczona. Angażowanie się w życie Kościoła jest ryzykowne, gdyż denuncjowanie wszelkich form działalności – wspólnotowych i religijnych – jest codziennością. Zresztą króluje znana powszechnie zasada „im mniej wiesz, tym krócej będziesz przesłuchiwany". Jeszcze w 2010 roku dzieci w szkołach na rozpoczęcie zajęć przy akompaniamencie bębenków wykrzykiwały: „niech żyje Fidel, niech żyje wolna Kuba!".
Władze kubańskie źle reagują na mówienie o pomocy społecznej, gdyż na Kubie - jak głosi oficjalne stanowisko - „nie ma komu pomagać"
Pamiętam także stan świadomości religijnej przeciętnego Kubańczyka, kiedy pewien mężczyzna po wejściu do świątyni zapytał, patrząc na krzyż: „Co to za facet na tym krzyżu?". Dodatkowo, więzi społeczne są w rozkładzie, aborcja dostępna na życzenie, polityka nakłaniająca do donosicielstwa kwitnie, a rodzina traktowana jak zagrożenie, gdyż kultywuje wartości stanowiące zagrożenie dla reżimu. Na Kubie w dalszym ciągu są więźniowie polityczni.