Odbył się właśnie kolejny – od grudnia 2008, kiedy zaczął się kryzys, już 22. – szczyt Unii Europejskiej, który zajął się cyzelowaniem unijnych recept na przezwyciężenie kryzysu. Znów ten sam korowód zaklinaczy rzeczywistości, którzy usilnie twierdzą, że dalsza, szybsza i głębsza integracja jest jedynym skutecznym wyjściem.
Renacjonalizacja składki
Angela Merkel mówi o cięciach i oszczędnościach. Francois Hollande odpowiada „agendą wzrostu". Kłopot w tym, że trzeba myć i ręce, i nogi. Aktualny poziom zadłużenia nie pozwala na obsługę tego długu w kolejnych państwach. Wzrost gospodarczy z kolei jest powołaniem każdej władzy publicznej, nie tylko tych rządów, które są w kłopotach.
Możliwość błogiego kompromisu w połowie drogi jest jednak pozorna. Kiedy dziś w Unii wszyscy mówią o wzroście, każdy ma na myśli zupełnie inne strategie jego pobudzania. Jedni, jak prezydent Francji, chcą „uwspólnotowienia" długu, czyli rozłożenia jego ciężaru na wszystkich, także na tych, którzy go nie generowali. Temu mają służyć euroobligacje.
Innym pomysłem tej grupy polityków jest dodruk pieniędzy przez Europejski Bank Centralny. Zawoalowaną formą tej praktyki są pożyczki na zaniżony procent, jakie EBC daje bankom w celu poprawy ich płynności.
Kolejną odsłoną są coraz słabiej skrywane intencje takiego ułożenia budżetu unijnego, by mógł on wracać do krajów lepiej rozwiniętych w postaci projektów klimatycznych, ekologicznych i społecznych. Taka „renacjonalizacja" składki UE zapewne nabierze tempa pod sztandarami inwestycji w badania i rozwój kosztem inwestycji w spójność, które dziś trafiają do Europy Centralnej.