Trzeba myć ręce i nogi

Unia musi strzec jak oka w głowie wspólnego rynku, który jest drugim obok reformy finansów warunkiem powodzenia odbudowy gospodarczej – pisze europoseł PiS

Publikacja: 28.05.2012 23:43

Trzeba myć ręce i nogi

Foto: Fotorzepa, Rob Robert Gardziński

Red

Odbył się właśnie kolejny – od grudnia 2008, kiedy zaczął się kryzys, już 22. – szczyt Unii Europejskiej, który zajął się cyzelowaniem unijnych recept na przezwyciężenie kryzysu. Znów ten sam korowód zaklinaczy rzeczywistości, którzy usilnie twierdzą, że dalsza, szybsza i głębsza integracja jest jedynym skutecznym wyjściem.

Renacjonalizacja składki

Angela Merkel mówi o cięciach i oszczędnościach. Francois Hollande odpowiada „agendą wzrostu". Kłopot w tym, że trzeba myć i ręce, i nogi. Aktualny poziom zadłużenia nie pozwala na obsługę tego długu w kolejnych państwach. Wzrost gospodarczy z kolei jest powołaniem każdej władzy publicznej, nie tylko tych rządów, które są w kłopotach.

Możliwość błogiego kompromisu w połowie drogi jest jednak pozorna. Kiedy dziś w Unii wszyscy mówią o wzroście, każdy ma na myśli zupełnie inne strategie jego pobudzania. Jedni, jak prezydent Francji, chcą „uwspólnotowienia" długu, czyli rozłożenia jego ciężaru na wszystkich, także na tych, którzy go nie generowali. Temu mają służyć euroobligacje.

Innym pomysłem tej grupy polityków jest dodruk pieniędzy przez Europejski Bank Centralny. Zawoalowaną formą tej praktyki są pożyczki na zaniżony procent, jakie EBC daje bankom w celu poprawy ich płynności.

Kolejną odsłoną są coraz słabiej skrywane intencje takiego ułożenia budżetu unijnego, by mógł on wracać do krajów lepiej rozwiniętych w postaci projektów klimatycznych, ekologicznych i społecznych. Taka „renacjonalizacja" składki UE zapewne nabierze tempa pod sztandarami inwestycji w badania i rozwój kosztem inwestycji w spójność, które dziś trafiają do Europy Centralnej.

Aneksem do tego planu pobudzania gospodarki są kolejne propozycje europodatków – węglowych, energetycznych, finansowych – czy w końcu harmonizacji (czytaj: podwyższania) CIT.

Na ołtarzu europoprawności

Drugim scenariuszem jest dalsze drenowanie budżetów krajów północnych, z Niemcami na czele, w celu ratowania „wielkiego projektu integracji Europy". W zamian za to państwa Północy miały w ramach paktu fiskalnego otrzymać więcej władzy w UE, a sama UE więcej władzy kontrolnej nad budżetami narodowymi. Wydawało się po przyjęciu sześciopaku i szybkim przełknięciu paktu fiskalnego, że na tym oprze się odbudowa. Że unijna kontrola nad budżetami narodowymi sprawi, iż podatnicy z Północy chętniej będą wydawali kolejne miliardy na ratowanie najbardziej zadłużonych krajów strefy euro.

Ten scenariusz utknął jednak w piachu wraz z wyborami we Francji, a przede wszystkim w Grecji, gdzie krnąbrni wyborcy nie docenili oferowanych hojnych redukcji zadłużenia. Okazało się, że niemiecki pomysł, by reformy finansów publicznych przeprowadzać z Brukseli, padł przy pierwszej możliwej okazji.

Mimo to politycy koalicji rządowej w Polsce biją głową w mur, obiecując wyjście ze ślepej uliczki i wielki integracyjny skok. Co więcej, na ołtarzu europoprawności są skłonni poprzeć postulaty, które do tej pory słusznie uruchamiały czerwony alarm w Polsce i krajach regionu. „Dalsza koordynacja polityki fiskalnej i budżetowej", o której z entuzjazmem pisze Jacek Saryusz-Wolski, to fragment właśnie tej strategii europejskiej, która zamiast rozwiązywać realne problemy, chce je upowszechnić także w tych krajach, które jak Polska zachowały resztki konkurencyjności dzięki niższym podatkom.

To prawda, że inwestycje w spójność są dobrze zainwestowanymi pieniędzmi w europejski wzrost, ale kiedy mówi o tym Francois Hollande, to nad Wisłą każdy powinien wiedzieć, że chodzi mu o dotacje do zamykanych fabryk we Francji i Włoszech, które właśnie z powodu naszej względnej konkurencyjności przenoszą się, jak Indesit, do Polski.

W obu wypadkach mamy do czynienia z prymatem polityki (integracji) nad gospodarką, który zaprowadził Europę na skraj przepaści za pomocą ideologicznego wprowadzania euro w możliwie szerokiej grupie zwykle nieprzystosowanych do tego państw. Za tym szło zaniżanie ryzyka inwestycyjnego przez banki bezkrytycznie kupujące obligacje strefy euro i cyniczne przekonanie rządów, że nie trzeba trzymać standardów finansów publicznych, bo „przecież nas nie wyrzucą".

Ten sam prymat polityki, konkretnie integracji europejskiej, każe dziś leczyć chorobę recepturami, które są jej głównymi przyczynami.

Wzrost gospodarczy może być przywrócony przez trudne reformy, których powodzenie zależy od przywrócenia takiego przywództwa w stolicach europejskich, które wzbudzi zaufanie obywateli do trudnego i wieloletniego procesu. Unii tego zaufania brak. Bruksela niczego tu nie uzdrowi, ponieważ jest rozdzierana między państwa, które chcą po prostu czegoś innego w polityce gospodarczej. Dlatego nie będzie żadnego wielkiego skoku integracji, ponieważ państwa członkowskie, znudzone bezsilnością Unii, na to już nie pozwolą.

Brukselski piasek

Jedyne, czego UE musi strzec jak oka w głowie, to wspólny rynek, który jest drugim obok reformy finansów warunkiem powodzenia odbudowy gospodarczej. Dalsze jego pogłębianie, znoszenie barier w usługach, e-handlu, migracji pracy, w końcu likwidacja barier administracyjnych i złych regulacji – oto zadania dla Brukseli zgodne z polskim interesem. Wiąże się to z ograniczeniem apetytów na głęboką polityczną integrację kontynentu.

Kiedy plany i projekcje nie przystają do rzeczywistości, trzeba umieć je w porę zmienić. Chociażby po to, by własnych strategii bezpieczeństwa i dobrobytu nie budować na brukselskim piasku.

Odbył się właśnie kolejny – od grudnia 2008, kiedy zaczął się kryzys, już 22. – szczyt Unii Europejskiej, który zajął się cyzelowaniem unijnych recept na przezwyciężenie kryzysu. Znów ten sam korowód zaklinaczy rzeczywistości, którzy usilnie twierdzą, że dalsza, szybsza i głębsza integracja jest jedynym skutecznym wyjściem.

Renacjonalizacja składki

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?