Co pewien czas społeczeństwo staje się świadkiem afer i skandali w życiu publicznym. Za każdym razem pojawia się zaskoczenie. Kumoterstwo, buta, prywata, pewność siebie granicząca z moralną degrengoladą, znikające publiczne pieniądze. Oczywiście na górnych partiach życia społecznego mówi się o znikaniu pieniędzy i niezrozumiałych przypadkach, a na „dole" ten sam proceder nazywany jest złodziejstwem i kradzieżą. Gołym okiem widać, że ręka rękę myje, noga nogę wspiera. Korupcja ma się nieźle, a samopoczucie dobre. Pogoń za publicznymi pieniędzmi i troska o dobro prywatne postawiona nad dobro wspólne wydaje się dominować. Chciwość grosza czyni z wielu polityków konformistów nabierających wodę w usta. Coraz rzadziej liczy się więcej być, a coraz częściej więcej mieć, i to mieć za każdą cenę. Mamona staje się - jak zauważył papież Benedykt XVI - „rzeczywistym fałszywym bożkiem, panującym w świecie".
W tym kontekście istnieje zapotrzebowanie na polityków klarownych, którzy wiedzą, że „kiedy służba publiczna jest pełniona wiernie - jak słusznie zauważył Ojciec święty na spotkaniu z władzami w Nikozji - pozwala nam wzrastać w mądrości i prawości, osiągając osobiste spełnienie". Dlatego społeczeństwo potrzebuje - w dżungli destrukcyjnych zachowań - wyraźnych głosów promujących postawy sprzyjające prawdziwemu dobrobytowi swoich obywateli oraz „ofiaruje im pomoc i ochronę, gdy stają w obliczu słabości i bezsilności". Aby tak się działo wyborcy zobowiązani są do stawiania na ludzi mądrych, odważnych, sprawiedliwych, bezinteresownych i kompetentnych. Najtrudniej dzisiaj o sprawiedliwość i bezinteresowność. Oznacza to, że w dobie kryzysu elementarnych wartości tym bardziej trzeba stawiać na ludzi je reprezentujących. Chodzi o to, że „polityk - jak podkreślił w Bundestagu Benedykt XVI - będzie szukał sukcesu, bez którego nie byłoby możliwe skuteczne działanie polityczne. Sukces podporządkowany jest jednak kryterium sprawiedliwości, woli przestrzegania prawa i znajomości prawa. Sukces może również omamić, otwierając drogę do zafałszowania prawa, do zniszczenia sprawiedliwości".
Oznacza to, że osiąganie sukcesu kosztem innych staje się postępowaniem godnym kary, gdyż szkodzi nie tylko samej osobie, ale nade wszystko deprecjonuje prawo i obniża moralność obywateli. Z tej racji nie może dziwić papieskie wezwanie skierowane do polityków w Kotonu w Beninie, ale jakże aktualne w Polsce - „nie jest łatwo zachowywać uczciwość pośród nacisków opinii i potężnych interesów. Wszelka władza zaślepia, zwłaszcza gdy w grę wchodzą interesy prywatne, rodzinne, etniczne lub religijne". Jeżeli zaślepienie się pogłębia, niszcząc prawo i moralność; wówczas państwo staje się - jak stwierdził papież - „dobrze zorganizowaną bandą złoczyńców". Dlatego „służba prawu i walka z panowaniem niesprawiedliwości jest i pozostaje podstawowym zadaniem polityka".
Być dobrym politykiem to być politykiem bezinteresownym. Tak się składa, że droga do określonych urzędów jest drogą dosyć długą, w czasie której można śmiało przetestować postawę kandydatów. Dlatego - należy się zgodzić z pewnym profesorem, że „przeszłość kandydata jest kartą jego moralności i kompetencji. Ta przeszłość winna być dobrze znana tym, którzy decydują o powierzeniu stanowiska. Tu trzeba podkreślić, że im trudniejsze testy kandydat zalicza, tym mocniejszy zyskuje autorytet". Tymczasem częstym motywem ubiegania się o urzędy jest szukanie własnych korzyści z wykorzystaniem wszelkich dostępnych środków. W takich okolicznościach rośnie pokolenie cyników, którzy nie znają wartości niczego, ale znają cenę wszystkiego. Wówczas do głosu dochodzi wymuszanie, kradzież grosza państwowego i marnotrawstwo publicznego mienia. Tym sposobem z życia publicznego zostaje jednocześnie usunięte poczucie wstydu, które jest poczuciem przyzwoitości i właściwie funkcjonującego sumienia. Chodzi o to, że etyka solidarności jeżeli chce być taką rzeczywiście - na co zwracał uwagę ks. Tischner - zobowiązana jest do bycia etyką sumienia. Dlatego miarą sumienia społecznego jest jego nieprzekupność, a sumienie nieprzekupne chroni człowieka przed podstępem i zasadzką, tworząc z klarowności przestrzeń prawdziwej wolności.
Nie mogą więc dziwić słowa Benedykta XVI, że „tam gdzie upada moralność upada też prawo. A tam gdzie upada prawo, pojawia się korupcja i przemoc, a wraz z nimi zniszczenie wspólnego dobra". W takiej konfiguracji pojawia się coraz więcej profesjonalistów i coraz mniej porządnych ludzi, a życie między nimi staje się trudniejsze. Prawdziwy postęp wymaga etyki, która odrzuca plemienne działania i półinteligenckie wartościowania pozbawione odniesienia do prawdy i sprawiedliwości. Dlatego do odrodzenia życia publicznego naglące staje się promowanie ludzi rzeczywiście prawych „o mocnych przekonaniach moralnych i szlachetnych podstawowych wartościach, którzy nie ulegają manipulacji wąskiej grupy interesów", lecz uczciwością i bezinteresownością starają się zmieniać społeczeństwo. Trzeba zatem - jak zachęcał papież w Sansepolcro - „odnaleźć silne motywacje, aby służyć dobru obywateli". W przeciwnym razie wspólnoty państwowe - lekceważące prawo i obiektywne prawdy moralne staną się - „egoistyczne i pozbawione skrupułów, a życie w świecie będzie bardziej niebezpieczne".