„Koniec świata liberalnych katolików" - obwieszcza publicysta w „Rzeczpospolitej" (7 sierpnia 2012). Wraz z odejściem Szymona Hołowni z „Newsweeka" temat powrócił.
Od swojego byłego naczelnego usłyszał Hołownia, że jest „załganym, pseudoliberalnym, pseudodoktrynalnym, ssącym dwie piersi katolikiem". Od publicysty „Rzeczpospolitej" natomiast, iż jest katolikiem „gazetowyborczym" i „uniowolnościowym", pragnącym prowadzić „butik w galerii handlowej, która stała się antykościelną sektą".
To, co mnie smuci, wręcz przestrasza, w takich atakach (a sam sporo ich doświadczyłem) to ich zajadłość, chęć zadeptania człowieka posiadającego odmienne poglądy, pokazania jego nędzy moralnej i intelektualnej miałkości. Mogę się starać - choć z wysiłkiem i bólem - zrozumieć taką postawę u ludzi sytuujących się na zewnątrz Kościoła. Wszak racje teologiczne nie są dla nich argumentem i posiadają najczęściej jednowymiarowy, spłycony, wizerunek Kościoła. Od strony „kościelnej" wymagałbym jednak więcej niż nazywanie swoich sióstr i współbraci w wierze „katolikami liberalnymi", a ich działań: „pchali się do żłobu i dostali za swoje", „tak się kończą flirty z »Wyborczą«", „poparzył się, bo ufał Platformie".
Bez złej woli
Powiem szczerze - może daje to poczucie chwilowego triumfu, ale jest to płytkie i niesmaczne. Schadenfreunde nie zalicza się do uczuć ewangelicznych. A korzystając z okazji, zapytam tych, którzy obecnie triumfują: czy naprawdę odczytujecie Ewangelię przez pryzmat „Gazety Wyborczej" i „Gazety Polskiej", TVN i TV Trwam, PO oraz PiS? Wiadomo, że nie da się całkowicie oderwać od istniejących kontekstów, ale czy każdy, kto trochę inaczej od was ocenia rzeczywistość, musi być od razu oportunistą i koniunkturalistą albo pragmatycznym cynikiem lub przynajmniej niebezpiecznym naiwniakiem?
Mówię to ze świadomością, że w ciągu ponad 30 lat napisałem paręset tekstów o Kościele. Pisałem w PRL w prasie podziemnej i w prasie cenzurowanej (ale niezależnej), a potem w prasie lewicowej, centrowej i prawicowej, wysoko- i niskonakładowej, fachowej i popularnej. Były to teksty lepsze i gorsze, ale żadnego z nich się nie wstydzę i z pełnym spokojem oczekuję sprawdzenia wszelkich mych tekstów pod kątem ich katolickości.