D
rogi Robercie, jakiś czas temu spytałem Cię, jakie wino byś kupił, mając w kieszeni sto złotych. Wymieniłeś jakieś węgierskie. Wobec tego pojechałem na Węgry. Złotówki wymieniłem na forinty i od razu stałem się posiadaczem fortuny, bo tam wszystko liczą w tysiącach albo dziesiątkach tysięcy i trudno w związku z tym się kapnąć, czy coś jest drogie czy tanie. Kupiłem jakieś wino, smakowało mi, więc kupiłem kilka różnych, z których jedno okazało się słodkie (tfu) i czeka, aż zechce nam się zrobić bigos. No, ale weź z tym językiem. Gdzie tu jest napisane „słodkie" albo „wytrawne"?
N
ic tu do niczego nie jest podobne. Pamiętam, jak byłem dumny z tego, że nauczyłem się płynnie wypowiadać słowo Szekesfehervar, bo tam produkowali ikarusy i z tyłu kabiny kierowcy było to napisane. Patrzyłem na to codziennie, jadąc do szkoły, więc w końcu się nauczyłem. A kiedy po latach spotkałem Węgra i pochwaliłem się, że znam takie słowo, okazało się, że on z kolei takiego słowa nie zna. Potem się okazało, że jednak zna, ale to się zupełnie inaczej mówi.
K