R<sup>2</sup>: Listy Roberta do Roberta

Publikacja: 24.08.2012 19:26

R<sup>2</sup>: Listy Roberta do Roberta

Foto: Rzeczpospolita

Drogi Robercie, pojęcie „dziura" nabrało dla mnie zupełnie innego wymiaru. Oprócz metafizycznego także tego jak najbardziej namacalnego. A wszystko przez Borysław, skądinąd dziurę katastrofalną, taką z pogranicza czarnych. No, ale po kolei, bo zaćmiony węgierskimi winami zapewne nie łapiesz od razu.

By dostać się na Ukrainę, trzeba najpierw pokonać granicę, gdzie słowo „pokonać" używane jest nieprzypadkowo. Do stałych atrakcji polsko-ukraińskich przejść granicznych należą wielogodzinne kolejki, żółwie tempo, próby przyspieszenia go przez nieewidencjonowany obrót gotówką, siedem plag egipskich i wąsaci celnicy. Jeśli któryś z tych elementów nie występuje, wali się cały ekosystem i dochodzi do turbulencji. Na przykład mnie spotkało w Korczowej nieszczęście w postaci braku kolejki.

Wąsaty celnik i celniczka wciąż młoda, ale już elokwentna („daj pan", „zrobisz pan", „jedź pan") drapali się po głowach, bo jakże to tak, bez kolejki, pół godziny i po sprawie?! Aż głupio. Przecież to granica. I to Unii. Nie, tego ich niepokorna polska dusza znieść nie mogła. Przeciągać procedur w nieskończoność jednak się nie da, więc posapali, podrapali się po głowach i by uzasadnić swą bezczynność, uradzili: „Musi pan poczekać. Na granicy zawsze się czeka". Tak jest. Mądrze.

Ale w końcu i dla mnie otworzyła się Ukraina. I dla mnie zaszumiały stepy. Zawlokło mnie między innymi do Drohobycza, gdzie po Brunonie Schulzu została tylko tablica. Muszę być wyjątkowo odporny na atmosferę, bo przechadzając się po mieście, zupełnie nie czułem ducha „Sklepów cynamonowych". A w sklepach zamiast cynamonem waliło rybami.

Stamtąd już tylko kilka kilometrów do Borysławia. Pokonałem je w czterdzieści pięć minut, wzywając wszystkich świętych, by mieli w opiece mnie i zawieszenie mojego samochodu. Klucząc między dziurami, dotarłem w końcu do dziury zasadniczej, dziury matki, naddziury, a właściwie poddziury.

Czy ty wiesz, że - i tu pozwolę sobie na żart w stylu Wojewódzkiego - tu też sprzątają Ukrainki? Ale prawda o nich jest taka, że to najbardziej umęczone i godne szacunku istoty chodzące po tym padole. Po Podolu zresztą też. Gdy faceci zawodowo testują tutejsze wyroby spirytusowe, one mają na głowie utrzymanie całej rodziny: pracują, handlują, gotują, piorą, zajmują się dziećmi. I jeszcze sprzątają, bo nie mają Ukrainek do pomocy. Gdybyż tylko ograniczyły makijaż...

Im gorsze drogi w kraju, tym większa fantazja - rzuciła moja żona i wiesz, miała rację. Trochę to logiczne, bo jak drogi dobre, to pojedzie i ćwok bez fantazji, a żeby pojechać z Halicza do Rohatynia (mówimy o międzynarodowej trasie, skarbeńku), to trzeba mieć imaginację Stanisława Lema i łeb Sherlocka Holmesa, by tę zaginioną autostradę w końcu wytropić. Tu przygoda jest na wyciągnięcie ręki.

Miejscem pokazującym cywilizacyjną różnicę między Wschodem a Zachodem są toalety (według tego wskaźnika granica przebiega gdzieś na Odrze) i restauracje. W ukraińskich karmią nawet smacznie, ale nigdy się nie zdarzyło, by podano je nam wszystkim razem. I tak, kiedy myśmy skończyli, bachory jeszcze nie zobaczyły swoich porcji. No, ale w końcu nie muszą codziennie jeść, nie będziemy przecież czekać.

Ich wkładem w rozwój światowej gastronomii jest kolejność serwowanych dań. Funkcjonujące jako przystawki i jako takie zamówione kiszone ogórki podano nam z kawą. Deser?

Nic to! - powiedziałem sobie jak mały rycerz i ruszyłem w stronę baru.

Mam! Wreszcie mam dla Ciebie prezent, pozdrawiam i do zobaczenia w Warszawie,

Drogi Robercie, pojęcie „dziura" nabrało dla mnie zupełnie innego wymiaru. Oprócz metafizycznego także tego jak najbardziej namacalnego. A wszystko przez Borysław, skądinąd dziurę katastrofalną, taką z pogranicza czarnych. No, ale po kolei, bo zaćmiony węgierskimi winami zapewne nie łapiesz od razu.

By dostać się na Ukrainę, trzeba najpierw pokonać granicę, gdzie słowo „pokonać" używane jest nieprzypadkowo. Do stałych atrakcji polsko-ukraińskich przejść granicznych należą wielogodzinne kolejki, żółwie tempo, próby przyspieszenia go przez nieewidencjonowany obrót gotówką, siedem plag egipskich i wąsaci celnicy. Jeśli któryś z tych elementów nie występuje, wali się cały ekosystem i dochodzi do turbulencji. Na przykład mnie spotkało w Korczowej nieszczęście w postaci braku kolejki.

Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę