Platforma dalej w kłopotach

Smoleńską szarżę Jarosława Kaczyńskiego komentowano jako totalną kompromitację PiS. Jednak nie wzmocniła ona Donalda Tuska – twierdzi publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 09.11.2012 18:03

Piotr Skwieciński

Piotr Skwieciński

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Czy sprawa, by użyć sformułowań prokuratury, odkrytych na szczątkach tupolewa cząstek wysokoenergetycznych, które na obecność materiałów wybuchowych mogą, ale wcale nie muszą wskazywać, oznacza przełom w polskiej polityce?

Czy jednoznaczne wypowiedzenie się Jarosława Kaczyńskiego po „zamachowej" stronie smoleńskich polemik oznacza, wobec niepotwierdzenia przez prokuraturę tezy o trotylu, trwałe wahnięcie się wahadła społecznych sympatii na stronę rządu? Czy podobną rolę odegrają wypowiedzi członków komisji Millera, dotąd konsekwentnie milczących, a teraz jednoznacznie zaprzeczających tezom o wybuchu na pokładzie prezydenckiej maszyny?

Dementi prokuratury zderzyło się z falą nieufności wobec rządzących i z informacjami, że jednak w Smoleńsku coś znaleziono

Te pytania są kluczowe. W ostatnich tygodniach przed okresem Zaduszek wydawało się bowiem, że Platforma znalazła się na równi pochyłej. Wrażenie to potwierdzały sondaże.

A sprawa smoleńska (konkretniej: przedłużające się milczenie strony rządowej oraz ujawniane fakty zamiany zwłok, coraz powszechniej przyjmowane jako dowód kompromitacji państwa) była ważnym elementem tej zmiany społecznego nastawienia. Tomasz Lis, komentując pierwsze pogłoski o zamianie ciała prezydenta Kaczorowskiego powiedział wręcz, że jeśli te informacje okażą się prawdziwe, będzie to potwierdzenie tezy prawicowych radykałów, że nie mamy państwa tylko „parapaństwo". Ta wypowiedź była znamienna, ilustrowała bowiem skalę ówczesnej konfuzji wspierającego Platformę dziennikarskiego mainstreamu.

Koszmarny sen PiS-u

Wrażenie spektakularnego zwycięstwa strony antyzamachowej, związane przede wszystkim z konferencją prokuratury, zakłóciło ten proces. Opublikowany w piątek sondaż TNS Polska potwierdza najradośniejsze wizje zwolenników Platformy i najgorsze koszmary PiS-owców – PO odbudowało silną przewagę nad partią Kaczyńskiego, zyskując 12 punktów przewagi. Co prawda, wcześniejsze badanie Wirtualnej Polski było dla PiS-u łaskawsze. W tym wykonanym również już po feralnej konferencji Kaczyńskiego badaniu wyniki obu głównych partii wręcz zbliżyły się do siebie (poprzedni sondaż – PO 33, PiS 31 proc., najnowszy – PO 31, PiS 30 proc). Ale oczywiście sondaż TNS był wykonany w momencie, w którym informacja o „zamachowym przestrzeleniu się" Kaczyńskiego zdążyła już utrwalić się w świadomości Polaków, dlatego wydaje się ważniejszy.

Partia Kaczyńskiego jest więc w poważnym kłopocie, rezultaty jesiennej ofensywy (prof.Gliński, merytoryczne debaty, emocjonalne wychłodzenie przekazu) są zagrożone. Ewidentnie w grupie tych wyborców, którzy rozczarowani do Platformy zaczynali zbliżać się do PiS, nastąpił zwrot. Ogłoszenie, że na Siewiernym nastąpił zamach, a następnie spektakularne zdezawuowanie tej tezy przez prokuraturę wzmocniło myślenie pt. „PiS to partia niepoczytalna". I reanimowało zjawisko wsparcia dla PO jako ugrupowania broniącego kraju przed szaleńcami.

Pytanie jednak, czy jest to efekt trwały. Bo nawet w sferze, która przyniosła PiS-owi tę tak według TNS spektakularną porażkę, jak sprawa smoleńska, pojawiają się zarazem niepokojące dla Platformy sygnały, mogące osłabić pozytywny dla Tuska efekt samobójczej szarży Kaczyńskiego.

Zwróćmy bowiem uwagę, że szereg postaci publicznych, nie kojarzonych z PiS-em, zajęło tu ostatnio stanowisko heretyckie z punktu widzenia antykaczystowskiej ortodoksji. Aleksander Kwaśniewski opowiedział się za powołaniem międzynarodowej komisji, mającej zbadać katastrofę. Nieco podobnie wypowiedział się Lech Wałęsa. Najwyraźniej ich polityczna intuicja jest odmienna niż okołoplatformerskiego mainstreamu, który trwa przy sprzeciwie wobec takich postulatów.

Kwaśniewski i Wałęsa chcą, aby ustalenia nowej komisji przekonały tych, którzy zaczęli się wahać w poparciu dla tez Millera. I może jest to plan realistyczny. Ale doraźnie ich wsparcie dla „oszołomskiego" postulatu może przekonać jakąś część wahających się, że jednak w śledztwie smoleńskim coś było bardzo nie w porządku. W oczywisty sposób bije to w Platformę.

Coraz mniej jednoznaczności

Istnieje jeszcze inny czynnik. Kiedy Ruch Palikota zażądał dymisji rządu w związku ze skandalicznym prowadzeniem smoleńskiego śledztwa, działał cynicznie. Dzień później zdezawuował własny wniosek. Ale trzeba wziąć pod uwagę, że Palikot to polityk mentalnie ważny dla sporej części Polaków nastrojonych przeciwpisowsko. A dla wszystkich –symbolizujący najostrzejszą antytezę dla „wiary smoleńskiego ludu". Jeśli więc z jego ust mogło wypłynąć takie z punktu widzenia antykaczystów horrendum, w pewien sposób zdejmuje to stempel oszołomstwa z tez zarówno zamachowych, jak i łagodniejszych – mówiących „tylko" o skandalicznym postępowaniu rządu w smoleńskim śledztwie.

Prezydent Komorowski powiedział niegdyś, że w sprawie smoleńskiej Polacy potrzebują jednoznaczności. Mówił tak, broniąc ustaleń komisji Millera. Teraz tej jednoznaczności w ocenie Polaków jest wyraźnie coraz mniej.

A w czwartek przyczynił się do tego sam... Komorowski. Jego dziwaczna wypowiedź o tym, że „warto zbadać aspekt ewentualnego zewnętrznego czynnika działającego destrukcyjnie na społeczeństwo polskie w kontekście katastrofy smoleńskiej" miała oczywiście na celu zasugerowanie że to Rosja w ten czy inny sposób inspiruje zwolenników teorii zamachowej, aby podzielić i osłabić Polaków.

Ale to przesłanie nie było czytelne, natomiast towarzysząca zapowiedź zaproszenia na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego Andrzeja Seremeta, aby stwierdzić „czy może cokolwiek powiedzieć prokurator w kwestii istotnej, jaką są podejrzenia - w moim przekonaniu formułowane bez żadnych wystarczających podstaw, ale to warto zweryfikować - w zakresie ewentualnej koncepcji zamachu", niezależnie od intencji Komorowskiego wydobywa ową „koncepcję zamachu" ze sfery absurdów, o których po prostu się nie mówi. „Prezydent wprawdzie uważa, że nie ma wystarczających podstaw, ale to rzecz względna, natomiast chce o zamachu mówić, a to najlepszy dowód, że sprawa jest poważna" – pomyśli zapewne jakaś część Polaków.

To tylko jeden czynnik...

Najważniejsze jest jednak, że sprawa smoleńska była i jest jedynie jednym z czynników, leżącym u podstaw depopularyzacji Platformy. Innym (i jak wynika z publikowanych przez „Politykę" badań TNS Polska – ważniejszym) była sprawa Amber Gold. Afera, która po pierwsze daleka jest od wygaśnięcia („GW" kilka dni temu poinformowała np.o nowym jej wątku – dziwnej życzliwości ZUS-u wobec spółki Marcina P.), a po drugie będącej symbolem szerszego zjawiska, czyli po prostu korupcji.

Jeśli do tego dodać sytuację gospodarczą, która w coraz większej mierze uderza w ludzi, w tym – co ważne – w sfery, będące dotąd wyborczym zapleczem Platformy, to obraz staje się pełny.

Wiele wskazuje na to, że partii rządzącej i jej przywódcy udało się doraźnie zażegnać najpoważniejszy jak dotąd polityczny kryzys. Tusk pozostaje bardzo efektywnym politykiem, we wszystkich sondażach ugrupowania antypisowskie razem otrzymują ponad 50 – a często mocno powyżej – procent. Ale równie oczywiste jest to, że potencjał zjawisk, powodujących zjazd popularności partii rządzącej i kryzys systemu Tuska nie zmalał na skutek smoleńskiej szarży Kaczyńskiego.

Czy sprawa, by użyć sformułowań prokuratury, odkrytych na szczątkach tupolewa cząstek wysokoenergetycznych, które na obecność materiałów wybuchowych mogą, ale wcale nie muszą wskazywać, oznacza przełom w polskiej polityce?

Czy jednoznaczne wypowiedzenie się Jarosława Kaczyńskiego po „zamachowej" stronie smoleńskich polemik oznacza, wobec niepotwierdzenia przez prokuraturę tezy o trotylu, trwałe wahnięcie się wahadła społecznych sympatii na stronę rządu? Czy podobną rolę odegrają wypowiedzi członków komisji Millera, dotąd konsekwentnie milczących, a teraz jednoznacznie zaprzeczających tezom o wybuchu na pokładzie prezydenckiej maszyny?

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?