Pamiętają państwo scenę z filmu „Lalka", w której młody Wokulski wskutek psikusa kolegów, którzy zabrali drabinę, musi siłą własnych mięśni mozolnie wydostać się z piwnicy na zewnątrz? Z Januszem Piechocińskim było tak samo. Był politykiem, któremu nikt nigdy nie dawał nic na tacy. Szorstki, mało efektowny, ale niezwykle pracowity, od dwóch dekad rywalizował z Waldemarem Pawlakiem.
Piął się z mozołem w górę polskiej polityki. I to właśnie ten upór, z jakim od wielu miesięcy po cichu lansował swoją kandydaturę wśród delegatów PSL przyniósł mu w końcu dość niespodziewany sukces. Teraz przed nowym liderem ludowców staje mnóstwo pytań. Piechociński sprawia wrażenie, jakby nad wieloma z nich wcześniej na serio w ogóle się nie zastanawiał. Czyżby naprawdę wziął udział w rywalizacji z Pawlakiem, nie do końca wierząc w wygraną? Jednak wygrał i pokazał, że nawet dwukrotnego premiera da się ściągnąć z PSL-owskiego nieboskłonu. To kolejny przykład na to, że warto uważać, jakie się ma marzenia, bo mogą się ziścić. I co wtedy?
Wieczny pretendent
Janusz Piechociński jest młodszy od Waldemara Pawlaka tylko o 7 miesięcy i dziesięć dni. Trudno nie porównywać ich karier, skoro są równolatkami. Obaj należą do pokolenia, które wchodziło w dorosłe życie w czasie karnawału „Solidarności". Jeśli jednak Pawlak szczycił się członkostwem w NZS na Politechnice Warszawskiej i udziałem w strajkach studenckich w 1981 roku, to u Piechocińskiego brak nawet tak skromnego otarcia się o opozycję.
Na studiach na warszawskiej SGPiS został członkiem posłusznego władzom Związku Młodzieży Wiejskiej, a od 1987 roku członkiem komunistycznego ZSL (Pawlak trafił do tej partii dwa lata wcześniej). Zdążył być nawet przedstawicielem ZMW przy Okrągłym Stole po stronie rządowej, choć – jak twierdzi – szefowie Związku odsunęli go od rozmów przy podstoliku młodzieżowym, gdy miał zażądać rejestracji NZS bez warunków wstępnych.
Pawlak został wybrany do Sejmu kontraktowego. Piechociński trafił na Wiejską w pierwszych wolnych wyborach w 1991 roku. Gdy Pawlak wołał do dziennikarzy: „a sio!", Piechociński szybko zdobył ich sympatię, bo jako jeden z niewielu ludowców nie bał się z nimi rozmawiać. Ubrany w czarną skórzaną kurtkę i czarny golf, z wyrazistą szczęką, wyglądał na takiego „honornego" chłopaka spod Warszawy, ale sympatycznego i nienadętego. Aby zaimponować jednym dziennikarzom, powtarzał im czasem jako przecieki z kierownictwa PSL rzeczy zasłyszane od innych dziennikarzy. Ale wybaczano mu to i wiele innych rzeczy.