Prześmiewczą piosenką „ZChN zbliża się” (na melodię kościelnej „Pan Jezus już się zbliża”), za którą ciągano go potem po sądach. Nie to, żeby nie miał sukcesów jako artysta, ale chyba nie aż takie jak działacz. Grzmi z radia, przemawia w telewizji, udziela wywiadów, bluzga na Palikota, ściska się z przewodniczącym „Solidarności”, odwiedza Monikę Olejnik. Jest nie do zatrzymania. Ma zdanie w każdej sprawie: jednomandatowych okręgów wyborczych, polityki rządu, nowej głowy Kościoła.

Paweł Kukiz jako głos ludu? Jeszcze niedawno, znając jego twórczość, sądziłem, że najlepszy jest jako głos w naiwnych piosenkach w rodzaju „Całuj mnie” czy „Skóry”. Ale ci, którzy złośliwie nazwali go głosem ludu, przypadkiem trafili. Muzyk naprawdę wyraża dziś frustrację milionów Polaków, widzących że sprawy w kraju idą w złym kierunku i że trzeba szybko coś robić, żeby było lepiej. Paradoksalnie pomysły Kukiza, grającego przecież muzykę z gruntu buntowniczą, są mocno konserwatywne czy – jak on sam mówi – republikańskie. Co jest o tyle zaskakujące, że jeszcze niedawno wydawało się, iż jedyna rewolucja, w której muzycy rockowi będą czynnie uczestniczyć, to rewolucja seksualna, a o konserwatywnej nikt by nawet nie pomyślał.

Piszę tyle o tym, bo przypadek Pawła Kukiza jest w jakimś sensie typowy dla naszych czasów – jego pozytywny finał jest pewny jak oszczędności w cypryjskim banku. Skończy się to mianowicie tak, jak wiele razy wcześniej, choćby z pisarką Manuelą Gretkowską, której Partia Kobiet była swego czasu rewelacją partyjnych sondaży i skończyła tam, gdzie skończy działacz Kukiz. Wśród zapomnianych ciekawostek politycznych.

Specyfiką demokracji medialnej, w której od kilkunastu lat żyjemy i my, jest bowiem pragnienie, by polityka była jak najmniej polityczna, bo przecież zawodowych polityków mamy już dość. Wiemy, że są obłudni, ponieważ chodzi im o władzę, a nie wspólne dobro. Dlatego dziennikarze tak chętnie pytają o sprawy publiczne artystów czy celebrytów, którzy budzą sympatię i wywołują kontrowersje. A część z nich odnajduje w tym swoje powołanie i się angażują, by, kiedy przyjdzie do robienia prawdziwej polityki, skończyć na bocznym torze (w najlepszym wypadku) albo na śmietniku (najczęściej). Zdarzają się wyjątki od tej reguły, np. Ronald Reagan czy Arnold Schwarzenegger, ale na razie nie u nas.

Problem polega bowiem na tym, że polityka to zawód jak każdy inny. Ma swoje reguły i technologię. Artysta też może się ich nauczyć. Ale kiedy już to zrobi, przestaje być artystą, a tego bym Pawłowi Kukizowi nie życzył.