Krakowski sąd okręgowy zadecydował, że do 11 kwietnia dzieci państwa Bajkowskich pozostaną w domu dziecka. Nie trafią do babci, chociaż taką możliwość brano pod uwagę. Zdaniem sądu babcia nie jest jednak w stanie zapewnić chłopcom należytych warunków, np. jeśli chodzi o korzystanie ze szkoły.
Urzędnicy nadużywają często swojej władzy, ale nie potrafią przeciwdziałać prawdziwym tragediom
Jak twierdzi rzecznik sądu, „rodzice nie dostrzegają problemów, które pojawiały się w rodzinie, nie chcą rozmawiać ws. ewentualnej terapii”. Dodał też, że po trudnym początku dzieci zaaklimatyzowały się w domu dziecka. Słowa rzecznika pozostawiam na razie bez komentarza, ale jego tłumaczenia, zamiast odpowiadać na pytania, mnożą wątpliwości.
Dramat rodziny Bajkowskich rozpoczął się 30 stycznia, kiedy sąd postanowił, że trzej chłopcy w wieku 13 i 10 lat trafią do domu dziecka. Orzeczenie miało zostać wykonane natychmiast. Chłopcy zostali więc zabrani ze szkoły przez kuratorów w asyście policji i umieszczeni w domu dziecka. Było to kolejne podejście. Wcześniej nie udało się odebrać dzieci rodzicom, bo kurator najzwyczajniej przestraszył się mediów. Wielka szkoda, że teraz sąd nie zdecydował się na inną możliwość niż przedłużenie pobytu dzieci w placówce interwencyjnej.
Ta historia nie jest jednak wcale początkiem problemu. O haniebnym odbieraniu dzieci rodzicom głośno było chociażby w 2010 r., gdy wprowadzana była „ustawa przemocowa”. Żadnym wytłumaczeniem nie jest to, że jej orędownicy mieli dobre intencje. Tymi, jak wiemy, piekło jest wybrukowane. Ustawa miała walczyć z realną przemocą. Okazała się niestety tak pojemna i elastyczna, że surowo karalną formą przemocy jest nawet klaps. Nie chodzi oczywiście o przyzwolenie na faktyczną przemoc wobec dzieci, ale o mądrość i roztropność, które nie pozwolą na wylewanie dziecka z kąpielą. A tak niestety się dzieje.