Państwo walczy z przemocą czy rodziną?

Należy tak ustawić system prawny i pracę urzędników, by wspierali rodzinę, zapobiegali tragediom, wykluczali przemoc, a nie poprawiali swoje statystyki, brutalnie wkraczając tam, gdzie potrzeba delikatności – zauważa poseł PO.

Publikacja: 24.03.2013 18:33

Jacek Żalek

Jacek Żalek

Foto: Forum, Wojciech Jakubiuk Wojciech Jakubiuk

Red

Krakowski sąd okręgowy zadecydował, że do 11 kwietnia dzieci państwa Bajkowskich pozostaną w domu dziecka. Nie trafią do babci, chociaż taką możliwość brano pod uwagę. Zdaniem sądu babcia nie jest jednak w stanie zapewnić chłopcom należytych warunków, np. jeśli chodzi o korzystanie ze szkoły.

Urzędnicy nadużywają często swojej władzy, ale nie potrafią przeciwdziałać prawdziwym tragediom

Jak twierdzi rzecznik sądu, „rodzice nie dostrzegają problemów, które pojawiały się w rodzinie, nie chcą rozmawiać ws. ewentualnej terapii”. Dodał też, że po trudnym początku dzieci zaaklimatyzowały się w domu dziecka. Słowa rzecznika pozostawiam na razie bez komentarza, ale jego tłumaczenia, zamiast odpowiadać na pytania, mnożą wątpliwości.

Dramat rodziny Bajkowskich rozpoczął się 30 stycznia, kiedy sąd postanowił, że trzej chłopcy w wieku 13 i 10 lat trafią do domu dziecka. Orzeczenie miało zostać wykonane natychmiast. Chłopcy zostali więc zabrani ze szkoły przez kuratorów w asyście policji i umieszczeni w domu dziecka. Było to kolejne podejście. Wcześniej nie udało się odebrać dzieci rodzicom, bo kurator najzwyczajniej przestraszył się mediów. Wielka szkoda, że teraz sąd nie zdecydował się na inną możliwość niż przedłużenie pobytu dzieci w placówce interwencyjnej.

Ta historia nie jest jednak wcale początkiem problemu. O haniebnym odbieraniu dzieci rodzicom głośno było chociażby w 2010 r., gdy wprowadzana była „ustawa przemocowa”. Żadnym wytłumaczeniem nie jest to, że jej orędownicy mieli dobre intencje. Tymi, jak wiemy, piekło jest wybrukowane. Ustawa miała walczyć z realną przemocą. Okazała się niestety tak pojemna i elastyczna, że surowo karalną formą przemocy jest nawet klaps. Nie chodzi oczywiście o przyzwolenie na faktyczną przemoc wobec dzieci, ale o mądrość i roztropność, które nie pozwolą na wylewanie dziecka z kąpielą. A tak niestety się dzieje.

Biurokratyczna wszechmoc czy niemoc

W rzeczywistości rodzice są całkowicie zależni od urzędników. Jak pokazuje dramatyczna historia z Krakowa, sąd w pełni polega na urzędniczych decyzjach. Sędziowie mechanicznie orzekają, nie wgłębiając się w realia życia rodziny. Myślą, że to zadanie urzędników.

W przypadku Bajkowskich takie myślenie przyniosło bolesne skutki. Krzywdy wyrządzonej rodzinie brutalną ingerencją nie da się już naprawić. Jak twierdzą psychologowie, proces przywracania integracji psychicznej po takich doświadczeniach trwa latami. I nie uczestniczą w nim już wszechwładni urzędnicy, tylko rodzice, którzy padli ofiarą ich władzy.

Z jednej strony mamy więc nadgorliwość i bezduszność urzędników, którzy myślą tylko o ślepym egzekwowaniu prawa, z drugiej strony co jakiś czas pojawiają się bulwersujące informacje o dramatycznych w skutkach urzędniczych zaniechaniach. Całą Polską wstrząsnęła historia z Pucka. Rodzice zastępczy przyznali się do pobicia ze skutkiem śmiertelnym i zabójstwa 5-letniej Klaudii i jej 3-letniego brata. Jak to możliwe, że ci ludzie zostali rodzicami zastępczymi, kto im na to pozwolił? I dlaczego w lipcu, po śmierci chłopca, policja i prokuratura przyjęła wersję o nieszczęśliwym wypadku?

W drugiej połowie 2012 r. na jaw wyszła makabryczna historia z Hipolitowa na Podlasiu. 42-letnia kobieta zamordowała sześcioro swoich dzieci! Podczas przesłuchania przyznała, że w latach 1998–2012 urodziła ośmioro dzieci, a przy życiu zostało tylko dwoje.
Jak to możliwe, że przez tyle lat nikt nie zauważył aż sześciu ciąż u kobiety? Tym bardziej że od 2003 r. znajdowała się ona pod nadzorem kuratora sądowego. Korzysta też z pomocy opieki społecznej, nic nie wzbudziło jednak podejrzeń u osób odwiedzających regularnie tę rodzinę.

Jak widać, urzędnicy nadużywają często swojej bardzo dużej władzy, reagując nieadekwatnie do sytuacji, ale nie potrafią przeciwdziałać tragediom, choć można było zaobserwować ich jednoznaczne przejawy. Ważne więc, aby wyciągnąć wnioski z takich tragedii. Tak ustawić system prawny i pracę urzędników, by wspierali rodzinę, zapobiegali tragediom, wykluczali przemoc, a nie poprawiali swoje statystyki i brutalnie reagowali tam, gdzie potrzeba delikatności.

Litera bez ducha

Rodzina znajduje się w Polsce pod konstytucyjną ochroną. Wprost mówi o tym artykuł 18, często przytaczany ostatnio w kontekście dyskusji na temat legalizacji paramałżeństw. Dalej w ustępie pierwszym artykułu 71 konstytucji czytamy np., że „państwo w swojej polityce społecznej i gospodarczej uwzględnia dobro rodziny. Rodziny znajdujące się w trudnej sytuacji materialnej i społecznej, zwłaszcza wielodzietne i niepełne, mają prawo do szczególnej pomocy ze strony władz publicznych”.

Czy zatem odbieranie dzieci rodzicom, którzy znajdują się w trudnej sytuacji, jest realizacją konstytucyjnego postulatu szczególnej pomocy i uwzględniania dobra rodziny?
Historia z Krakowa jest najlepszym przykładem na to, że w prawie nie chodzi tylko o literę, ale też o ducha. W efekcie ustawa przeforsowana w trosce o dobro dzieci, ale bezrozumnie stosowana, przysparza tylko cierpienia, zarówno dzieciom, jak i rodzicom.
W tym konkretnym przypadku państwo i jego aparat zawiodły na całej linii, na kilku etapach. Najpierw ustawodawca dopuścił się kilku potknięć legislacyjnych, a później instytucje państwa, zamiast dbać o rodzinę w aspekcie pozytywnym, przyczyniają się do jej destrukcji, bo zamiast wrażliwością i wyobraźnią w egzekwowaniu prawa kierują się sztywnymi procedurami. To niedopuszczalne i z punktu widzenia potrzeb rodziny niewiarygodnie nierozumne.

Terapeuci, sąd i kurator

Bajkowscy sami zgłosili się w 2010 r. na terapię do Krakowskiego Instytutu Psychologii. Prosili o pomoc, sygnalizując problem z wychowaniem dzieci. Jednak gdy po dwóch latach zrezygnowali, psychologowie zawiadomili sąd o przemocy w ich rodzinie. A ten zadecydował o umieszczeniu dzieci w domu dziecka. Czy po takich działaniach terapeutów rodzice z realnymi problemami będą mieli odwagę zgłosić się po pomoc? Mogą mieć teraz przed tym poważne obawy.

O odebraniu rodzicom dzieci sąd orzekł tylko na podstawie opinii Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego. Dlaczego w tak delikatnej sprawie, gdy chodzi o dobro dzieci, sąd nie rozszerzył postępowania? Dlaczego nie zweryfikował tej opinii w innych źródłach, takich jak np. nauczyciele w szkole dzieci czy babcia? Obawiam się, że działanie sądu było mało przytomne. Może być modelowym przykładem, jak takich spraw załatwiać się nie powinno.

Miesiąc temu apelowałem w sprawie 5-latka z Podlasia, którego historia jest podobna do sytuacji rodziny Bajkowskich. Jedna subiektywna opinia psychologa zastąpiła wszechstronne rozpoznanie sprawy. Rodzi się więc pytanie, czy w sprawach dotyczących rodziny jeszcze orzekają sędziowie.

Mając to wszystko na uwadze, należy podkreślić, że oprócz budowania kultury prawnej, w której obok litery liczy się też duch i dobro ludzi, konieczna jest systemowa zmiana odpowiednich przepisów kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Ministerstwo Sprawiedliwości proponuje dopisek w art. 111 tego kodeksu, tak by odebranie dzieci było naprawdę ostatecznością, po wykorzystaniu wszystkich innych środków. Chyba że dobro dzieci wymagałoby natychmiastowego działania.

Zmiany w kodeksie czy w stosowaniu prawa

Do propozycji ministra sceptycznie podchodzi przewodnicząca Stowarzyszenia Sędziów Rodzinnych, tłumacząc, że obecne zapisy są dobre. Podobną opinię wyraził rzecznik praw dziecka Marek Michalak. Dodając przy tym, że „jest w stanie zaakceptować każdy przepis, który będzie lepiej chronił interesy dzieci”.

Panią przewodniczącą oraz rzecznika wypada tylko zapytać: „skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle”? Czy może odpowiedzieć wprost: dlaczego sądy nie wykazują się należytym zrozumieniem? Sędziowie mają problem, bo każde bliższe spojrzenie na ich pracę traktują jako zamach na niezawisłość sądów.

Postępowaniu sądowemu w sprawie dzieci państwa Bajkowskich przygląda się powołany przez ministra Jarosława Gowina sędzia wizytator. Stowarzyszenie Sędziów Polskich „Iustitia” uważa, że to forma nacisku na sąd. Wydaje mi się jednak, że są to obawy mocno przesadzone. Sprawa ma szczególną wagę społeczną. Zaangażowanie i troska nie oznacza przecież jeszcze wywierania nacisku.

Z niezrozumiałych powodów środowisko sędziowskie broni się przed oceną swojej pracy, tym bardziej że wizytacji nie przeprowadza urzędnik ministerstwa, lecz sędzia. W myśl tak zastosowanej logiki również zainteresowanie sprawą ze strony rzecznika praw dziecka powinno być uważane za formą nacisku i naruszenie niezawisłości sędziowskiej.

Dla dobra dzieci

W mojej ocenie postawa Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia” podważa zaufanie do wymiaru sprawiedliwości poprzez przedkładanie korporacyjnych interesów nad dobro rodziny i dzieci.

Przestrogą powinna być dla nas w tej sprawie historia z Australii. W czwartek premier Australii Julia Gillard przepraszała za politykę odbierania dzieci niezamężnym i nieletnim matkom. Do lat 70. XX wieku ich dzieci trafiały do bezdzietnych małżeństw, co przedstawiano jako rozwiązanie najlepsze dla dzieci. W 2010 roku federalna komisja śledcza wszczęła dochodzenie w sprawie roli, jaką odegrał rząd przy adopcjach. Pani premier wezwała też władze do przyjęcia odpowiedzialności finansowej za te działania. W emocjonalnym przemówieniu zwróciła się do tych dzieci, że „zostały zdradzone przez system, nie miały wyboru”, przepraszała za „brutalne, nieetyczne, nieszczere i często bezprawne praktyki”.

Dla tworzących prawo w Polsce powinny być to mocno trzeźwiące słowa i wezwanie do zmian, może w samym prawie, a może w sposobie jego stosowania. Nikt z nas chyba nie chce, by za jakiś czas ktoś przepraszał za nasze zaniechania.

Krakowski sąd okręgowy zadecydował, że do 11 kwietnia dzieci państwa Bajkowskich pozostaną w domu dziecka. Nie trafią do babci, chociaż taką możliwość brano pod uwagę. Zdaniem sądu babcia nie jest jednak w stanie zapewnić chłopcom należytych warunków, np. jeśli chodzi o korzystanie ze szkoły.

Urzędnicy nadużywają często swojej władzy, ale nie potrafią przeciwdziałać prawdziwym tragediom

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?