Kwestia ta zaprząta głowę komentatorki „Gazety Wyborczej" Katarzyny Wiśniewskiej, która przywołując rozmaite wypowiedzi purpuratów, doszła do wniosku, że duchowieństwo nic sobie nie robi z apelów Ojca Świętego.

Problem ma i sama publicystka. Z jednej strony uważa bowiem, że biskupi powinni żyć skromnie, a z drugiej – przyznaje, że nie sposób od nich oczekiwać, żeby z dnia na dzień rozdali swoje majątki. Właściwie nie wiadomo, o co konkretnie chodzi. Chyba że chodzi o to, iż biskupi jak jeździli wypasionymi brykami, tak nimi dalej jeżdżą (tekst ilustruje stosowne zdjęcie – widzimy mające nas zakłuć w oczy pojazdy uczestników spotkania plenarnego Konferencji Episkopatu Polski). Na rowery nie chcą się przesiadać.

Taka krytyka Kościoła nie była dotąd domeną „Wyborczej". Owszem, kiedy trzeba było przyłożyć ojcu Rydzykowi, to się wyciągało sprawę jego maybacha, który zresztą okazał się fantazją nieprzychylnych redemptoryście mediów.

Generalnie jednak nie za takie rzeczy smagano w „GW" kler. Głównym powodem ataków było to, że Kościół w zakresie moralnego nauczania sprzeciwia się liberalnym przemianom obyczajowym i nawet nie próbuje być „nowoczesny". Gdyby tylko zezwolił wiernym na używanie prezerwatyw i środków wczesnoporonnych, to byłaby już inna rozmowa. Można odnieść wrażenie, że dla pewnych środowisk człowiek funkcjonuje wyłącznie od pasa w dół.

Być może jednak przywołany tekst Wiśniewskiej zwiastuje pewne novum, a więc to, że „Wyborcza" pójdzie w ślady „Nie" czy „Faktów i Mitów". Będzie więc przede wszystkim tropić przejawy bogactwa kleru. A wszystko dlatego, że inspiruje ją papież Franciszek. Oczywiście, inspiruje tylko w ograniczonym zakresie. Kiedy bowiem mówi o diable, używa słowa, które wśród lansowanych przez „Gazetę Wyborczą" światłych autorytetów nie ma racji bytu. A ostatecznie to te autorytety dekretują prawdy wiary.