Wygląda na to, że tej wiosny nie tylko rolnikowi w polu samo rośnie, ale i „w wyniku" różnych dopustów bożych jego resort znajduje na polach gotowe programy działań. W miłej atmosferze czwartkowej konferencji zawiał i wiaterek solidarności. Na wezwanie ministra: „Bardzo proszę pana posła Mirosława Maliszewskiego, żeby się podzielił stratami i na Mazowszu i jeżeli chodzi o sady"- nawet ze strony fotoreporterów, którzy przecież robią tam tylko zdjęcia, nie usłyszało się głosu protestu przeciw podjęciu na wspólne barki ciężaru klęsk żywiołowych.

Wieści z Sejmu poza tym są takie, że wciąż coś dziwnego dzieje się tam ze słowem „temat". Zbyt często pojawia się ono nieproszone w nieformalnym związku nie akceptowanym przez słowniki – w wyrażeniu „w temacie". A wtedy, kiedy jest potrzebne, to go nie uświadczysz. Tak było i podczas tej konferencji na temat programu działań ministerstwa rolnictwa, gdy zabrakło go już na wstępie. Przecież nie „konferencji, jeżeli chodzi o", tylko konferencji na temat programu działań lub może - konferencji dotyczącej programu działań. Zabrakło „tematu" i w oficjalnej nazwie zapisanej w sejmowym terminarzu: „Informacja w zakresie pomocy dla gospodarstw rolnych, które poniosły straty na skutek działania niekorzystnych zjawisk pogodowych." Informacja „na temat" pomocy , lub zwyczajnie „o pomocy"- choć to formy lepsze od „informacji w zakresie", jak często zdarza się w języku urzędowym, nie znalazły tym razem zastosowania. Informacja ta dotyczyła  wielu gospodarstw: raz około pięciu procent,  to znów około sześciu tysięcy, a nawet około osiemdziesięciu tysięcy. Usłyszeliśmy jednak, niestety, że „około pięć", „około sześć", „około osiemdziesiąt" i to też nie było dobre.

Jasne, że wobec „niekorzystnych zjawisk pogodowych", nawałnic i potopów, a tym bardziej w obliczu pocieszającej perspektywy dostatku owoców tego roku, kwestia poziomu i pielęgnacji języka może się wydawać drugorzędna. Tylko...Każdą osobę publiczną powinno by się zaczepić w tej sprawie i, jak można przypuszczać, każda osoba publiczna, w głębi duszy, tego się spodziewa. A babcia z pietruszką i piwoniami, na równi z rolnikiem wielohektarowym, egzaminowania z polszczyzny obawiać się nie musi. Tak samo jak bankowy analityk, czy wytwórca plastikowych choinek. Konstytucja zapewnia im pełną swobodę i, w sumie, znaczną beztroskę w sposobie jej używania. Pod warunkiem, że nie wybierają się, na przykład, na Wiejską.