Mam cichą nadzieję, że awantura o OFE pozwoli ludziom poznać prawdę, że nie powinni liczyć specjalnie ani na OFE, ani na ZUS, tylko na siebie, i budować sobie prywatny „filar" ubezpieczeniowy. Cyferki, które wyskakiwały za plecami pana premiera na konferencji prasowej poświęconej wydłużeniu wieku emerytalnego, mówiące, że w 2040 roku kobieta przechodząca na emeryturę w wieku lat 67 otrzyma 3411 złotych, działać mogły jak narkotyk. Zwłaszcza z uwagi na swoją precyzję. Premier nie wie, po ile jutro będzie euro, ale wie co do złotówki, jaka będzie wysokość emerytury za 30 lat. Pal zresztą licho, że nie wie. Byłby zapewne bliższy prawdy, gdyby powiedział, że ta emerytura będzie wynosić 411 złotych. No, może 1411.
To, co się dzieje z systemem emerytalnym, który trudno nazywać systemem, bo system to jakaś logicznie poskładana całość, a my raczej mamy do czynienia z chaosem, powinno być gratką dla instytucji finansowych oferujących różne możliwości oszczędzania. No i jest. Do tego stopnia, że niektóre z nich zaczęły sprzedawać różne produkty jak – nie przymierzając – kilka lat temu opcje. Polisa ubezpieczeniowa na życie z funduszem kapitałowym emerytowi nie jest specjalnie potrzebna. Podobnie jak nie była potrzebna opcja na jeny przedsiębiorcy, który o Kraju Kwitnącej Wiśni słyszał coś ostatnio w szkole.
Ale jak słyszę z Biura Rzecznika Ubezpieczonych, że sprzedaży takich polis należałoby zakazać, to jakbym słyszał, że przedsiębiorca eksportujący do Japonii polskie mięso nie powinien zawrzeć jakiegoś kontraktu ubezpieczającego go od zmiany kursu walut.
Rynek działa tak jak ludzie. Jedni działają dobrze, inni źle. Rynek to jakoś wypośrodkowuje. Skąd przypuszczenie, że ustawodawca, czegoś zakazując albo coś nakazując, wie lepiej? Jak pod przymusem zapisywano nas do OFE, ustawodawca zapewniał, że to świetne rozwiązanie, dzięki któremu będziemy mieć wyższe emerytury. Dziś nas zapewnia, że wyższe będą, jak się przeniesiemy z powrotem do ZUS. Jeśli tak samo mądrze zacznie regulować rynek ubezpieczeń prywatnych – kolejna katastrofa gotowa.
Moje pokolenie ma o tyle nieźle, że dzięki stanowi wojennemu zrobiliśmy dużo dzieci, które będą pracowały na nasze emerytury. Ale jak nie powtórzą naszego sukcesu reprodukcyjnego, to same emerytur mieć nie będą. No, może te 411 złotych. Więc zachęcajmy je do oszczędzania, a nie zniechęcajmy. I temu właśnie będzie poświęconych kilka następnych felietonów. Dzieciom ku przestrodze. Bo komentowanie głupot robionych przez rząd i opozycję zaczęło już mnie męczyć.