Pożywka dla radykałów

W Europie Wschodniej powszechnym zjawiskiem stały się beznamiętne partie władzy zainteresowane jedynie poszerzaniem swojej strefy wpływów – pisze analityk PISM.

Publikacja: 07.08.2013 20:27

Red

Na uboczu wielkich protestów w Brazylii, Egipcie i Turcji rozgrywa się dramat może mniej skupiający uwagę światowych mediów, ale o wiele ważniejszy dla krajów Europy Środkowej. Od początku tego roku na ulice największych miast Bułgarii regularnie wychodzi po kilkadziesiąt tysięcy osób, demonstrując niezadowolenie z powodu trudnej sytuacji gospodarczej oraz nieudolności elit politycznych.

Zadziwia nie tylko liczba protestujących, ale także ich skuteczność. W lutym pod naporem społecznego sprzeciwu ustąpił centroprawicowy rząd Bojka Borisowa, a teraz zanosi się na to, że na podobny krok zdecyduje się nowy gabinet wspierany przez lewicę. Jednoznacznie antysystemowy charakter wystąpień obnaża nie tylko wyjątkową nieporadność bułgarskich decydentów, ale także pokazuje problem znacznie poważniejszy, któremu – być może – wkrótce będą musiały stawić czoło inne państwa regionu: dylemat bezalternatywności.

Jeśli jest jakiś kraj, w którym można jak w soczewce zidentyfikować większość problemów od lat dręczących Europę Środkową, to właśnie Bułgaria. Liczba afer finansowych, politycznych i obyczajowych, w jakie zamieszane były zarówno lewica (rządząca w latach 2005–2009), jak i centroprawica (u władzy w okresie 2009–2013), przekracza regionalną średnią. Oznacza to, że żadna z dwu dominujących na scenie politycznej formacji nie jest w stanie przedstawić wiarygodnej oferty, dzięki której można by odbudować zaufanie społeczeństwa.

Społeczna bezradność

Przywrócenie nadziei tym, którzy już dawno zwątpili w sens polityki, jest w Bułgarii bardzo trudne, bo „nadzieja" w ustach ludzi, którzy tyle razy zawodzili, brzmi jak slogan bez pokrycia. A protesty nie są narzędziem zmiany – bo na nią nie ma większych szans – ale przejawem społecznej bezradności. Dlatego ich wynik jest tak nieprzewidywalny.

Europa Środkowa nie powinna lekceważyć wydarzeń w Bułgarii. W zeszłym roku o sile masowych wystąpień przekonała się już Rumunia, gdzie demonstracje także doprowadziły do przetasowań na szczytach władzy. Problem wyczerpania i utraty wiarygodności całej klasy politycznej staje się powoli wizytówką całego regionu. Gdy kilka lat temu na Węgrzech w bezprecedensowy sposób ośmieszali się socjaliści, wielu wiązało nadzieje z Viktorem Orbánem. Obecnie, kiedy praktyki stosowane przez jego gabinet pokazują, że w uwiedzeniu władzą i nieporadności w jej sensownym wykorzystaniu nie różni się on od postkomunistycznych poprzedników, niezadowoleni mogą jedynie głośno narzekać.

Za każdym razem, gdy ekspremier Gyurcsány mówi o zmianie, w odpowiedzi słychać tylko pusty śmiech

Alternatywą dla Orbána nie jest lewica; pamięć o jej rządach powoduje, że za każdym razem, gdy skompromitowany były premier Ferenc Gyurcsány mówi o zmianie, w odpowiedzi słychać tylko pusty śmiech. Według majowego sondażu ośrodka Medián ponad 50 proc. respondentów chciałoby, aby po wyborach w 2014 r. rządził ktoś inny niż Fidesz, ale aż 1/3 z nich nie potrafiła wskazać żadnego ugrupowania.

Podobne dylematy przeżywają Czesi. Korupcja i nepotyzm, które niedawno przyczyniły się do spektakularnej dymisji premiera Petra Nečasa, doprowadziły do największego w historii kryzysu centroprawicy. Jednak jej oponenci nie są bynajmniej nieskazitelni. Chociaż to socjaliści prowadzą w sondażach, ich wiarygodność podważają – oprócz pamięci o rządach w poprzednich latach – uwikłania w aktualne skandale łapówkarskie. Dość przypomnieć, że prominentny poseł tej partii został w zeszłym roku pierwszym, któremu podczas sesji parlamentu towarzyszyli pilnujący go funkcjonariusze policji.

Zwycięstwo socjalistów w najbliższych wyborach może – paradoksalnie – okazać się przedłużeniem, a nie końcem destabilizacji politycznej, bo mało prawdopodobne, aby ich sposób uprawiania polityki różnił się od poprzedników, szczególnie jeśli do nowego rządu wejdą cieszący się wyjątkowo złą sławą komuniści. Do tego dochodzą coraz większe ambicje prezydenta Miloša Zemana, który właśnie rozpoczął kampanię na rzecz zwiększenia własnych uprawnień. Zamiast realnej alternatywy – kolejna odsłona walki buldogów o wpływy.

Demony ekstremizmu

W Europie Środkowej zmieniają się rządy, ale nie zmienia się polityka. Beznamiętne partie władzy zainteresowane albo jej poszerzaniem, albo utrzymaniem za wszelką cenę są już zjawiskiem powszechnym. Opozycja – bez względu na to, jaką opcję ideologiczną reprezentuje – marzy nie o tym, aby przywrócić społeczne zaufanie do działalności publicznej, ale raczej aby wskoczyć w miejsce aktualnie rządzących, kontynuując zbudowany przez nich model trwania. Jednak nigdzie sprzeciw wobec tych metod nie był tak dramatyczny jak w Bułgarii czy wcześniej w Rumunii. W innych krajach reakcją społeczną jest na razie zmęczenie, milczenie i wybieranie przy urnach wyborczych mniejszego zła.

Dla elit to wbrew pozorom mało pocieszające. Głośne skandale – jak te z rozdzielaniem koncesji dla sklepików tytoniowych na Węgrzech czy kupowaniem głosów w parlamencie czeskim – wraz z nasilającymi się kłopotami gospodarczymi powoli budują grunt do powtórzenia scenariusza bułgarskiego. Warto pamiętać, że w sytuacji coraz bardziej pogłębiającej się alienacji sceny politycznej od społeczeństwa niezadowolenie uruchamia się bardzo łatwo: wystarczy podwyżka cen energii elektrycznej (Bułgaria) lub biletów autobusowych (Brazylia) albo też decyzja o wycince drzew w miejskim parku (Turcja).

Kiedy nie ma nadziei na realną zmianę w ramach mainstreamu, do głosu dochodzą demony ekstremizmów. Historia pokazuje, że kryzys zaufania do demokratycznej władzy w połączeniu z zapaścią gospodarczą jest świetną pożywką dla radykałów. W Europie Środkowej, regionie wyjątkowo obfitującym w historyczne resentymenty, spory narodowościowe i marzenia o wielkości, istnieje bardzo podatny grunt dla rozwoju takich ruchów: nieprzypadkowo Jobbik jest trzecią partią na Węgrzech, a Ataka czwartą w Bułgarii. Jednak tego zagrożenia – jakkolwiek niepokojącego – nie należy przesadnie demonizować. Myślenie, że niezadowoleni w sprzeciwie wobec obecnych elit automatycznie skłonią się ku radykałom, którzy zachęcają ich sloganem „Oni już rządzili, my jeszcze nie", jest zbyt proste.

Środkowoeuropejscy oburzeni na razie nie mają swojej reprezentacji politycznej. Protesty w Bułgarii mają charakter antysystemowy. I to – być może – jest ich słabością. Jednak oderwani od codziennych wyzwań ekonomicznych radykałowie również nie są w stanie przywrócić nadziei na lepsze rządy. Już bardziej prawdopodobne od tego, że to oni będą beneficjentami niezadowolenia, jest uwięzienie społeczeństwa w pustce i marazmie, w których po następnym politycznym rozczarowaniu będą przez lata tkwiły kolejne zmarnowane pokolenia.

Na uboczu wielkich protestów w Brazylii, Egipcie i Turcji rozgrywa się dramat może mniej skupiający uwagę światowych mediów, ale o wiele ważniejszy dla krajów Europy Środkowej. Od początku tego roku na ulice największych miast Bułgarii regularnie wychodzi po kilkadziesiąt tysięcy osób, demonstrując niezadowolenie z powodu trudnej sytuacji gospodarczej oraz nieudolności elit politycznych.

Zadziwia nie tylko liczba protestujących, ale także ich skuteczność. W lutym pod naporem społecznego sprzeciwu ustąpił centroprawicowy rząd Bojka Borisowa, a teraz zanosi się na to, że na podobny krok zdecyduje się nowy gabinet wspierany przez lewicę. Jednoznacznie antysystemowy charakter wystąpień obnaża nie tylko wyjątkową nieporadność bułgarskich decydentów, ale także pokazuje problem znacznie poważniejszy, któremu – być może – wkrótce będą musiały stawić czoło inne państwa regionu: dylemat bezalternatywności.

Pozostało 86% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?