„Te opowieści o tym, że już niebawem eutanazja może służyć do likwidacji osób chorych, żeby zaoszczędzić pieniądze, to naprawdę obrzydliwe pomówienie" – oznajmiają nieznoszącym sprzeciwu tonem rozmaici wyznawcy postępu. A ja niemal codziennie – przy uważnej lekturze serwisów informacyjnych – otrzymuję potwierdzenie tego, że moje przewidywania nie tylko nie są wyolbrzymione, ale wręcz nie są w stanie ogarnąć coraz nowszych pomysłów zwolenników skrajnego utylitaryzmu w bioetyce, który przeradza się w zwyczajny eutanazizm.

Weźmy tylko jeden przykład z ubiegłego tygodnia. Belgijscy lekarze z Uniwersyteckiego Szpitala w Leuven podczas konferencji poświęconej chirurgii klatki piersiowej zaproponowali, by ciała pacjentów eutanazjowanych z powodu utraty sensu życia i niewyobrażalnego cierpienia (psychicznego) wykorzystywać do przeszczepów. I żeby nie było wątpliwości, to nie były tylko ogólne rozważania bioetyków, ale opis działań, które już są przeprowadzane w Belgii. 12,8 proc. wszystkich przeszczepów płuc dokonanych zostało od ludzi, którzy zdecydowali się na eutanazję. W liczbach bezwzględnych było to sześć osób. Trzy z nich cierpiały na poważne choroby nerwowo-mięśniowe, a trzy były chore psychicznie. Od wszystkich uzyskano zgodę na pobranie narządów, a efekty przeszczepu są, jak zapewniają lekarze, znakomite.

I wszystko byłoby cudownie, gdyby nie pewien istotny drobiazg. Otóż w ten sposób, mimo zapewnień o tym, że zespoły zabijające pacjenta i przeszczepiające jego narządy, pracują osobno, wiąże się eutanazję osób chorych (w tym psychicznie) z korzyściami dla innych chorych. Osoby upośledzone czy chore mogą więc bardzo łatwo zacząć być traktowane jak potencjalni dawcy narządów. Nie trzeba być katotalibem, żeby dostrzec, że lekarze mają naprawdę wiele sposobów, by przekonać chorego w depresji (a i w takich sytuacjach wykonuje się w Belgii eutanazję), że jedyne, co może zrobić dobrego dla świata, to obdarować kogoś innego swoimi narządami... A stąd już tylko krok do uznania, że śmierć niepełnosprawnych jest lepsza od ich życia. I nie ma co ukrywać, że właśnie w takim kierunku zmierza każdy utylitaryzm. I każda etyka jakości życia, a nie jego wartości.