Pierwsze z nich rozegrało się w Wiedniu. Tamtejszy magistrat nie zezwolił polskim rekonstruktorom na przemarsz ulicami miasta w 330. rocznicę zwycięstwa Jana III Sobieskiego nad wojskami tureckimi. To znaczy w zasadzie zezwolił, tyle że pieszo, a oni tymczasem się uparli, żeby defilować konno, bo tak właśnie powinna wyglądać husaria. Urzędnicy nie znaleźli zrozumienia dla tych argumentów. Swoje racje uzasadniali wpierw tym, że konie mogą zapaskudzić ulice. A kiedy Polacy zobowiązali się, że po swoich zwierzętach posprzątają, pojawił się argument, iż marsz ulicami może być przez ekologów uznany za dręczenie wierzchowców. Uparci husarze przekonywali, że to kompletny idiotyzm i w końcu udało im się poznać prawdziwą przyczynę. Chodzi mianowicie o to, że władze austriackiej stolicy nie chcą hucznych obchodów, żeby nie urazić miejscowych muzułmanów.
Wydarzenie numer dwa miało miejsce w Waszyngtonie w budynku sądu federalnego, do którego ze skargą zwrócił się niejaki Michael Newdow, znany działacz organizacji ateistycznych. Pozwał on mianowicie rząd za to, że ten umieszcza na banknotach i monetach napis „In God we trust” (czyli „Pokładamy ufność w Bogu”). Jego zdaniem miałoby to naruszać zasadę rozdziału Kościoła od państwa. To, że pozew odrzucono, nie wydaje się szczególnie zaskakujące. Ważne jest uzasadnienie podane przez sędziów. Stwierdzili oni mianowicie, że „ufność w Bogu” to odwołanie do ideałów ojców założycieli Ameryki. Że jest to deklaracja patriotyzmu i nawiązanie do własnej historii, w której decydującą rolę odegrało chrześcijaństwo.
Co miałoby z tego zestawienia wydarzeń w Waszyngtonie i Wiedniu wynikać? Ano to, że mimo fali poprawności politycznej Amerykanie, w przeciwieństwie do znacznej części Europejczyków, nie wstydzą się własnych korzeni. Nie odcinają się od chrześcijaństwa, tradycji i historii również na poziomie instytucjonalnym. Nie dają sobie wmówić, że wiara i związany z nią system wartości to kwestie całkowicie prywatne. I to jest dla nich jedno ze źródeł, tak często przez nas wyśmiewanego, optymizmu.