Przyszedł do mnie listonosz i przyniósł pismo z sądu, w którym zostałem wezwany do stawienia się 14 października w areszcie celem odbycia kary 90 dni pozbawienia wolności. Podstawą tego wezwania jest wyrok skazujący mnie na 6 miesięcy ograniczenia wolności za naruszenie nietykalności cielesnej właściciela kamienicy, z której eksmitował on parę staruszków.
W obronie najbiedniejszych
Kara ograniczenia wolności polega na wykonywaniu prac społecznie użytecznych. Nie wykonałem jej, bo zbyt byłem zajęty obroną setek eksmitowanych lokatorów, dłużników, oszukanych pracowników. Tak często stawałem w sądzie jako pełnomocnik procesowy ludzi, których nie stać było na adwokata, że kolega sądził, iż pracuję w sądzie rejonowym na Śródmieściu, tak często widział mnie wchodzącego do tego budynku. Nie wykonałem jej również dlatego, że wymierzono mi karę za czyn, którego nie popełniłem.
Kiedy w roku 2000 jako poseł Polskiej Partii Socjalistycznej wraz z młodzieżą z Organizacji Młodzieżowej PPS blokowałem eksmisje, media przedstawiały nas jako chuliganów. My jednak argumentowaliśmy, że ustawa o najmie lokali autorstwa Barbary Blidy jest sprzeczna z konstytucją. W końcu Trybunał Konstytucyjny przyznał nam rację, stwierdzając, że eksmisja na bruk jest sprzeczna z zapisaną w jej artykule 30. „przyrodzoną godnością człowieka" . Z chuliganów awansowaliśmy na obrońców konstytucji, a Sejm musiał uchwalić nową ustawę, która nakazywała sądowi przyznawać prawo do lokalu socjalnego eksmitowanym dzieciom, kobietom w ciąży, bezrobotnym, niepełnosprawnym i ubogim emerytom. Dziś moja organizacja, Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej, znów musi organizować blokady, bo ustawę znowelizowano, odbierając prawo do dachu nad głową nawet tym najsłabszym kategoriom, a rząd przygotował nowelizację, która jeszcze ostrzej uderza w biednych i bezradnych. W odpowiedzi przygotowaliśmy własną nowelizację, która ma chronić przed bezdomnością każdego, kto nie jest w stanie zapewnić sobie mieszkania na wolnym rynku. Wkrótce zostanie ona zgłoszona w Sejmie.
Blokady eksmisji to klasyczny przykład obywatelskiego nieposłuszeństwa wobec niezgodnego z konstytucją prawa. O ich powodzeniu przesądza stosowanie zasady biernego oporu. Uczestnicy tych akcji mieli i mają pełną świadomość, że przeciwstawienie się „świętemu prawu własności" w obronie ludzkiej godności to śmiałe wyzwanie rzucone systemowi, który wśród licznych praw człowieka najkonsekwentniej broni praw majątkowych właścicieli. Dlatego tak rygorystycznie trzymamy się ghandyjskiej zasady walki bez przemocy. Nie chcemy bowiem dostarczyć stronie przeciwnej pretekstu do kryminalizacji naszych działań. Widząc naszą determinację, spokój i rozumiejąc, że nie mają do czynienia z przestępcami, tylko grupą idealistów, policjanci bardzo często starają się unikać stosowania wobec blokujących siły fizycznej. To sprawia, że większość takich blokad kończy się sukcesem. Komornicy piszą postanowienia o odstąpieniu od eksmisji. A my zyskujemy czas na negocjacje, kroki prawne czy zapewnienie eksmitowanym jakiegoś godnego lokum. Jednak te spektakularne przejawy działań w obronie lokatorów stanowią zaledwie wąski margines naszej działalności. W ponad 90 proc. eksmisji udaremniamy je na drodze prawnej lub za pomocą polubownych porozumień.
Wspominając PRL
Kiedy w 2001 roku, po ośmiu latach zasiadania w ławach poselskich, wygasł mój mandat, dzielnicowy bywał w moim domu, regularnie wyręczając pocztę polską w dostarczaniu mi przeróżnych pism, wezwań, aktów oskarżenia. Za moją niepokorną, hardą postawę system zaczął mnie karać. W procesie karnym przed sądem rejonowym dla Mokotowa broniłem się sam. Sędzia szybko zorientował się, że na ławie oskarżonych zasiada nietypowa klientela. Byli to w większości ludzie młodzi, wykształceni, elokwentni i kulturalni. Większość oskarżono o naruszenie miru domowego, czyli o to, że bez zgody właściciela przebywali na prywatnej posesji. Tylko ja i robotnik Bogdan Sieński mieliśmy odpowiadać za pobicie właściciela.