Donald Tusk po raz kolejny miał pokazać Polakom, jak dokonuje się politycznego cudu nad Wisłą. Autorska, „głęboka rekonstrukcja" rządu przez premiera i kończąca frakcyjne walki krajowa konwencja Platformy Obywatelskiej, ukoronowana programowym przemówieniem szefa rządu, miały przynieść ekipie ozdrowieńczy impuls. Niestety, nie wyszło. Los zagrażającego premierowi Grzegorza Schetyny nie pozostał rozstrzygnięty, a ofensywa załamała się już na starcie.
Sprawny mówca
Próba politycznego resetu PO pokazała tylko skalę jej problemów. Ujawniła, jak alarmujące jest zużycie ekipy rządzącej, jak partia wypaliła się sześcioma latami rządzenia, jak bardzo obrosła dysfunkcjonalnymi zależnościami wewnętrznymi, jak rozpaczliwie jej liderom brakuje energii i pomysłów na dalsze rządzenie Polską. Stratedzy Tuska próbowali wymyślić na użytek tego szczególnego expose, jak dalej modernizować kraj bez dotykania problemów strukturalnych, których premier dotykać nie chce, nie potrafi lub boi się – i nic przekonywającego nie wymyślili. Donald Tusk dysponuje chłopięcą sylwetką, jednak nie ma szans schować się cały za czekiem na 400 miliardów euro z Brukseli, czy za kobiecymi plecami pracowitej urzędniczki Elżbiety Bieńkowskiej.
Premier woli ignorować rzeczywistość, kreując swój własny, szczęśliwszy świat
Premiera, powiedzmy to od razu, nie zawiodła retoryka. Donald Tusk pozostaje jednym z najsprawniejszych mówców na krajowej arenie: umie się przygotować i nadać swoim wystąpieniom zarówno polot, jak i perspektywę; ma dar celnej riposty, a kiedy jest w formie, świetnie czuje emocje i potrzeby odbiorców. W sobotę też wiedział, przynajmniej w pierwszej części swojego wystąpienia, co chcą usłyszeć od niego sala i widzowie przed telewizorami. Jednak gdy z ust szefa partii i premiera padały gładkie zdania o potrzebie uczciwości w polityce – nie widać było, by towarzyszyły im emocje mówiącego. A umiejętność ich ujawniania była dotąd jednym z atutów Tuska-przywódcy. W sobotę, w ursynowskiej hali, z premiera nie emanowała wiara, że funkcjonariusze jego partii będą odtąd zachowywali się etycznie. Nie przekonał też (chyba) wielu, że osobiście będzie odtąd egzekwował lepsze standardy. Tusk nie zrobił tego po aferze hazardowej, nie drążył politycznych aspektów afery Amber Gold, zdecydowanie wyciszył aferę taśmową – dlaczego więc teraz miałby zachowywać się inaczej?
Traci wyczucie
Emocje, szczególnie wzmożenie moralne, trudno jest udawać, nawet doświadczonym mówcom. A obecność na sali Sławomira Nowaka, skompromitowanego aferą „zegarkową" byłego ministra transportu, wśród najważniejszych tuzów Platformy, ujawniała prawdziwe uczucia premiera w tej kwestii. Serdeczność, z jaką Tusk dodawał otuchy byłemu bliskiemu współpracownikowi, byłaby zrozumiała w kontekście prywatnym. Natomiast okazywanie poparcia publicznie, przed ogólnokrajową telewizyjną widownią, urzędnikowi z zarzutami prokuratorskimi na karku, było czymś gorszym niż niestosowność: to był błąd. Premiera Tuska, wygląda, opuszcza nie tylko szczęście, ale też wyczucie, jego słynny niegdyś polityczny „nos".