Gdy duszone są przez Rosję niepodległościowe dążenia Czeczenów, gdy zmagają się z autorytarnym reżimem Białorusini, gdy Ukraińcy na Majdanie walczą o wolność i chcą do Europy, polska opinia publiczna przyjmuje te wydarzenia zawsze zgodnie z jednym i tym samym, znakomicie powtarzalnym (pomimo szczegółowych różnic) modelem reakcji.
Intensywność reakcji może się różnić, inne mogą być osoby i argumenty, ale schemat reagowania będzie zawsze podobny – trójdzielny. Znając go, można z góry przewidzieć, jakie tendencje będą zwyciężały w kolejnych dniach w polskich mediach, jakie obrazy będą malowali w studiach telewizyjnych eksperci.
Od fascynacji do rozczarowania
Zaczyna się od zaskoczenia. Ponieważ w Polsce panuje prowincjonalny i delikatnie mówiąc mało mocarstwowy stosunek do polityki zagranicznej, o sprawach międzynarodowych, i to nawet tych dotyczących bliższych sąsiadów, wie się niewiele. Sprawy zagraniczne nie są zresztą w czasach pokoju przedmiotem zainteresowania szerokich kręgów społeczeństwa w żadnym państwie, ale w Polsce to desinteresment rozciąga się też na wielką część elit – na przykład komentatorów politycznych i dziennikarzy.
Tak że „na bieżąco" z sytuacją są tylko wąskie grupy specjalistów. No więc coś się zaczyna dziać, a my w Polsce szybko staramy się nadrabiać nasze zaskoczenie, gwałtownie uzupełniając wiadomości, ucząc się obco brzmiących nazw i wysyłając korespondentów.
Potem następuje faza fascynacji, a niekiedy wręcz euforii. Jeśli bowiem chodzi o szeroko pojętą walkę o wolność, Polacy w swoim kodzie kulturowym mają wdrukowane zachowania solidarne i pełne zrozumienia. Przyglądając się reakcji co bardziej świadomych Polaków, czy to w czasie wojen czeczeńskich, czy rewolucji róż w Gruzji, czy teraz, gdy w Kijowie na Majdanie rodzi się ukraińskie społeczeństwo obywatelskie, można nabrać respektu dla koncepcji zakładających istnienie „charakteru narodowego".