Putin jak Napoleon

Moskwa musi stale dopłacać ?do utrzymywania Mińska i Kijowa ?w swojej strefie wpływów. Białoruś ?i Ukraina to, według gospodarza Kremla, kraje tworzące wraz z Rosją mityczną wspólnotę słowiańską – pisze publicystka.

Publikacja: 01.04.2014 02:19

Putin jak Napoleon

Foto: PISM, Kirill Kudryavtsev Kirill Kudryavtsev

Red

Jeśli ktokolwiek i gdziekolwiek miał jakieś wątpliwości, że historia – wbrew temu, co głosił Francis Fukuyama – nie dobiegła jednak końca, dziś przekonuje się na własne oczy, że ta pisana jest właśnie na nowo. Kreuje i reżyseruje ją nie kto inny jak wszechmocny demiurg, który wyłania się z jej mroków. To nieustannie tęskniący za Związkiem Radzieckim Władimir Władimirowicz Putin. Rosyjski przywódca, niemal jak istota półboska, za wszelką cenę stara się odwrócić zły rozwój wypadków, który – jak mówi – doprowadził do katastrofy. I siłą woli oraz bagnetów funduje nam podróż w czasie do cudownej epoki krwią i łzami płynącej.

Rosjanie się wzbogacili

Należę do pokolenia, które przekonywano i które chyba w końcu częściowo uwierzyło w to, że celem nadrzędnym współczesnego człowieka, bez względu na to, w jakiej szerokości geograficznej przyszło mu żyć, jest konsumpcja i stałe podnoszenie swojego standardu życia. Kupować coraz lepsze i nowsze samochody, ubrania, podróżować po całym świecie i cieszyć się z tego, jakie możliwości daje mu wolny rynek. Jedynym jego obowiązkiem ma być ciężka praca, która zapewni możność korzystania ze wszystkich tych zdobyczy cywilizacyjnych. I początkowo wydawać by się mogło, że na swój sposób w ten ogólnoświatowy trend wpisywał się również Władimir Putin wraz z rządzoną przez niego Rosją.

Dla rosyjskiego prezydenta wcale nie jest oczywiste, że stan gospodarki powinien być absolutnym priorytetem

Przecież mimo wszystko to za jego rządów Rosjanie się wzbogacili. Można mówić o powstaniu klasy średniej, która cały czas rośnie i, o ironio, to w jej szeregach pojawili się najbardziej obecnie zagorzali przeciwnicy rosyjskiego przywódcy. Władimir Władimirowicz, chcąc pokazać bardziej liberalną twarz, zamienił się miejscami z namaszczonym przez siebie Dmitrijem Miedwiediewem. Ten, w przeciwieństwie do Putina, miał odgrywać rolę dobrego policjanta. A jego prezydentura miała przede wszystkim przekonać świat zachodni – bo przecież nie rosyjskie społeczeństwo było w tym najważniejsze – że Rosja jest państwem praworządnym i przestrzega zapisów konstytucji. Potem panowie, niczym doskonali aktorzy, ponownie zamienili się rolami.

Putin stopniowo, małymi krokami, odbudowywał potęgę Rosji po okresie nieudolnych rządów Borysa Jelcyna, który dla Rosjan jest przede wszystkim synonimem słabości, czyli najgorszej cechy, jaką może się charakteryzować polityk. Jednym ze strategicznych posunięć Władimira Władimirowicza, było wybudowanie Nord Streamu, tak by przynajmniej częściowo uniezależnić tranzyt gazu do Europy od swoich zachodnich sąsiadów, wobec których Rosja – gdy chce coś politycznie ugrać – ma w zwyczaju stosować jako straszak groźbę zakręcenia kurka. Dotychczas jednak taka polityka skutkowała także ryzykiem ograniczenia dostaw do europejskich odbiorców, którzy płacili rynkowe ceny za błękitne paliwo, w przeciwieństwie do zawsze subsydiowanych Ukrainy i Białorusi. Budowa Nord Streamu była nie tylko posunięciem gospodarczym, jak chcą to widzieć optymiści, ale i narzędziem politycznym. Władimir Putin bowiem, nauczony doświadczeniem pomarańczowej rewolucji czy rewolucji róż, doskonale zdawał sobie sprawę, że jego otoczenie nie jest tak jak kiedyś stabilne i w każdym momencie jego strefa wpływów może zacząć się kurczyć. Trzeba było więc zacząć zaopatrywać się w środki zabezpieczające.

Zakręcanie kurka

Putin, przekonany o słabości Zachodu, skupionego głównie na konsumowaniu, żył w przekonaniu, że jeśli zakręci Białorusi czy Ukrainie kurek i zacznie stosować wobec nich szantaż, to – o ile nie dotknie to bezpośrednio samego Zachodu – nikt nie będzie się o nie upominał, a on spokojnie zrealizuje swoje zamierzenia. ?I przecież wcale nie gospodarcze, skoro ciągle musiał dopłacać do tego, by i Białoruś, i Ukraina były lojalne.

Widać więc wyraźnie, że dla Putina wcale nie jest oczywiste, że stan gospodarki powinien być w przypadku każdego państwa absolutnym priorytetem, jak – według Fukuyamy – miały to postrzegać współczesne społeczeństwa.

Rosyjski prezydent za wszelką cenę postanowił odciągać Białoruś i Ukrainę od Europy i doszedł do wniosku, że umowa stowarzyszeniowa i zbliżenie z Unią wyklucza ścisły sojusz z Rosją, oznacza też utratę przez nią wpływów w tych krajach. O ile w przypadku Białorusi scenariusz stowarzyszenia z Brukselą jest i zawsze był daleki od realizacji, bo prezydent Łukaszenko ma uczulenie na wolność i mentalnie pozostał kierownikiem sowchozu w Szkłowie, o tyle w przypadku Ukrainy jest nieco inaczej. Łukaszence zależy przede wszystkim na władzy i zachowaniu dla siebie i pod swoją kuratelą białoruskiej ziemi – czerpie zyski z odprężenia raz z Unią, raz z Rosją. Jak dotąd świetnie mu się to udaje. A że mentalnie jest niereformowalny, a białoruskie społeczeństwo bierne, oznacza, że dla Putina nie ma zagrożenia. Jednak rosyjski prezydent zdawał sobie sprawę z tego, że z Ukrainą sprawy mają się inaczej. Po pierwsze, społeczeństwo jest aktywne i – jak pokazał Majdan – gotowe walczyć o swoje dosłownie za wszelką cenę. Po drugie zaś, dla Janukowycza liczyły się tylko pieniądze i zbytki, tak więc przyjmował ofertę tego, kto aktualnie dawał mu więcej. Ostatecznie Putinowi udało się przekupić Janukowycza i skłonić go, by niczego z Unią nie podpisywał.

Senny koszmar

Powstają tylko pytania, czy Putin postąpił słusznie i po co odciąga Białoruś i Ukrainę od Europy. Chyba jednak nie po to, by budować potęgę gospodarczą przy pomocy Unii Eurazjatyckiej, której pierwszy kraj członkiem już jest, a drugi miał się zapewne stać. Moskwa musi stale dopłacać do utrzymywania i jednego, i drugiego państwa w swojej strefie wpływów. Tak więc wcale nie gospodarka liczy się najbardziej. Gdyby Białoruś i Ukraina stowarzyszyły się z Unią, to w dalszej perspektywie stałyby się jej członkami, a co za tym idzie, ich gospodarki byłyby zdrowymi, normalnymi gospodarkami wolnorynkowymi, wytwarzającymi wzrost. Dla Rosji oznaczałoby to koniec subsydiowania obydwu krajów, a zwiększenie  konsumpcji sprawiłoby, że taki stan rzeczy byłby potencjalnie bardzo atrakcyjny i otworzyłby spore rynki dla rosyjskiego eksportu. Przecież żaden z krajów, mając przy granicy Rosję, a u władzy w miarę rozsądnych polityków, nie zerwałby z nią relacji gospodarczych.

Jednak każdy kij ma dwa końce. Zdrowa gospodarka oznacza przestrzeganie pewnych standardów, zmniejszenie korupcji, a więc ukrócenie wszelkiego rodzaju nieformalnych powiązań, za pomocą których Rosja może i zawsze mogła wpływać na sytuację wewnętrzną na Białorusi i Ukrainie, i w ten sposób kontrolować te kraje. Tego z pewnością boi się Putin.

A dlaczego utrata wpływów u zachodnich sąsiadów jawi się Putinowi jako najgorszy senny koszmar? Znowu nie ma to nic wspólnego z gospodarką, wręcz przeciwnie. Rosyjski prezydent kieruje się tutaj kompletnie nieracjonalnymi i głęboko tkwiącymi w rosyjskiej mentalności przesłankami opartymi na doświadczeniu historycznym. Nie chodzi tylko o zagrożenie, którego Putin upatruje w utracie przez Rosję roli imperium przyzwyczajonego do decydowania o losach swojego bezpośredniego otoczenia. Białoruś i Ukraina to, według niego, kraje nierozerwalnie połączone z Rosją kulturowo, stanowiące wraz z nią mityczną wspólnotę słowiańską – przecież wszędzie mówi się niemal tym samym językiem – to swego rodzaju pierwotny, tkwiący w Putinie sentyment, którego geneza sięga jeszcze czasów, gdy tę część Europy zamieszkiwały plemiona.

Dlatego też wyraźnie widać, że nie rozwój gospodarczy, nie konsumpcja i poszanowanie pokoju w imię dobrobytu są dziś najważniejszymi celami dla wszystkich. I upadek ZSRR wcale tego nie zmienił. Zresztą, chociaż formalnie upadł, w wielu miejscach Rosji, Białorusi czy wschodniej Ukrainy cały czas widać, jak żywa jest jego tradycja i jak bliska pozostaje ona części mieszkańcom tych obszarów, tak jakby dla nich to państwo nigdy się nie skończyło. Co jest zresztą wodą na młyn Putina, który, grając na tych sentymentach, może w ten sposób nastawioną ludność na wschodzie Ukrainy inspirować do protestów wymierzonych nie tylko przeciwko rządowi, ale i niepodległej Ukrainie.

Nie do pozazdroszczenia

Tak więc na początku XXI wieku, kiedy mamy wszechobecny internet, możemy w miarę tanio dostać się nawet do najdalszego zakątka świata i coraz lepiej porozumiewamy się w obcych językach, tuż za naszą – Zachodu – granicą istnieje państwo, na którego czele stoi polityk wierny i oddany starej wizji historii. Według tej wizji, kto ma siłę (nie gospodarczą, lecz militarną i oczywiście terytorialną), ten ma władzę. Jednym z ostatnich władców zachodnioeuropejskich, którzy myśleli w ten sposób, był Napoleon. Los, jaki ostatecznie go spotkał, jest nie do pozazdroszczenia.

Autorka pracuje w Polskim Instytucie ?Spraw Międzynarodowych. ?Powyższy tekst nie odzwierciedla stanowiska PISM i jest jej osobistą opinią

Jeśli ktokolwiek i gdziekolwiek miał jakieś wątpliwości, że historia – wbrew temu, co głosił Francis Fukuyama – nie dobiegła jednak końca, dziś przekonuje się na własne oczy, że ta pisana jest właśnie na nowo. Kreuje i reżyseruje ją nie kto inny jak wszechmocny demiurg, który wyłania się z jej mroków. To nieustannie tęskniący za Związkiem Radzieckim Władimir Władimirowicz Putin. Rosyjski przywódca, niemal jak istota półboska, za wszelką cenę stara się odwrócić zły rozwój wypadków, który – jak mówi – doprowadził do katastrofy. I siłą woli oraz bagnetów funduje nam podróż w czasie do cudownej epoki krwią i łzami płynącej.

Pozostało 92% artykułu
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml