Konflikt ukraiński zdominowały ostatnio informacje o pozorowanym wycofywaniu wojsk Putina znad granicy oraz dywagacje o „powtórce z historii". Jednak prezydent Putin opuścił lekcje z klasyka swojej młodości. To Marks przecież utrzymywał, że historia lubi się powtarzać, ale kolejnym razem jako farsa. Rosyjskie podboje militarne, „odzyskanie" Krymu z mitycznym Sewastopolem i wspieranie pełzającej destabilizacji Ukrainy to farsa zwycięstwa. Widowiskowy materiał na „paradę zwycięstwa" do budowania wizerunku na potrzeby wewnętrznego audytorium. Oznacza jednak porażkę w realnej walce o wpływy, których dzisiaj nie zdobywa się na drodze agresji militarnej.
Prawdziwe intencje
Z czego wynika moje przekonanie o klęsce Kremla w perspektywie długofalowej?
W przeszłości agresja była skutecznym narzędziem zdobywania nowych rynków zbytu albo niedostępnych zasobów. Globalizacja zweryfikowała tę regułę. Dzisiaj przewagę uzyskuje się poprzez ustanawianie i upowszechnianie standardów regulujących gospodarkę światową. Chodzi np. o standardy bezpieczeństwa pasażerów i emisji spalin samochodów, standardy jakości żywności czy te, które regulują funkcjonowanie instytucji i rynków finansowych.
UE i USA negocjują dziś umowę o partnerstwie w zakresie handlu i inwestycji. Ma ona obniżyć cła, ale przede wszystkim doprowadzić do uzyskania jedności stosowanych po obu stronach Atlantyku standardów. Umożliwi to stworzenie wspólnego rynku wytwarzającego połowę globalnego PKB i odpowiedzialnego za 1/3 światowego handlu. Gigantyczna siła zakupowa takiego rynku spowoduje konieczność dostosowania się do obowiązujących tam standardów przez kraje trzecie. Wpłynie to także na ich sytuację wewnętrzną. Zjednoczone gospodarczo Ameryka i Europa będą chciały przecież, aby importowane towary były wytwarzane w godny sposób, przy minimalnych standardach zatrudnienia i socjalnych dla pracowników.
Podważając skutecznie porządek międzynarodowy w relacjach z Ukrainą, Putin nie ma wystarczającej siły gospodarczej, aby zaproponować alternatywę. Z tej perspektywy zdobycie Krymu czy nawet hipotetyczne przyłączenie części wschodnich terytoriów Ukrainy nie jest zatem zyskiem Rosji, ale obciążającym ją kosztem.