Tusk może i nie chce, ale może będzie musiał

Skomplikowana europejska układanka może wypchnąć premiera do Brukseli.

Aktualizacja: 16.07.2014 11:54 Publikacja: 16.07.2014 02:00

Tusk może i nie chce, ale może będzie musiał

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek jd Jerzy Dudek

Wszystko zależy od siły przekonywania kanclerz Angeli Merkel – żartuje wysoki rangą urzędnik zbliżony do rządu pytany przez „Rz", czy Donald Tusk zostanie szefem Rady Europejskiej podczas rozpoczynającego się dzisiaj szczytu unijnych przywódców. – Do niedawna był bardzo temu przeciwny – zastrzega nasz rozmówca.

W szczytowych dyskusjach o obsadzie szefa Rady argumentacja niemieckiej kanclerz może rzeczywiście okazać się kluczowa. Donald Tusk spotkał się z nią w cztery oczy tydzień temu. Jak pisaliśmy w „Rz", Tusk z Merkel rozmawiali m.in. o obsadzie unijnych stanowisk, w tym również o ewentualnej kandydaturze polskiego premiera.

Choć sama rozmowa owiana jest tajemnicą (nie było przy niej żadnych współpracowników ani nawet tłumacza), to od kilku dni nazwisko lidera Platformy znów zaczęło się częściej pojawiać w unijnych układankach.

Polak w puzzle

Przywódcy Unii, którzy zbierają się dziś w Brukseli, będą musieli ułożyć prawdziwe puzzle. W puli najwyższych stanowisk w Unii Europejskiej musi bowiem panować harmonia.

Stanowiska szefa Komisji Europejskiej, przewodniczącego Rady Europejskiej, wysokiego przedstawiciela ds. obronnych i zagranicznych (czyli szefa unijnego MSZ, w skrócie z angielska nazywanego Hi-Rep), ale także przewodniczącego Parlamentu Europejskiego powinny odzwierciedlać zróżnicowanie geograficzne, gospodarcze, historyczne oraz polityczne UE.

Dlatego wśród kandydatów powinny być osoby z Północy i z Południa, ze starych i nowych krajów członkowskich Unii, chadecy i socjaliści. Stanowiska szefa PE i szefa Komisji zostały już rozdane (otrzymali je niemiecki socjalista Martin Schultz i luksemburski chadek Jean-Claude Juncker).

Do ułożenia tej układanki brakuje już więc tylko szefa Rady i Hi-Repa.

Wiele wskazuje na to, że do rozwiązania tego rebusu wzięła się właśnie Angela Merkel. I to ona ma uważać, że Donald Tusk byłby idealnym kandydatem na prezydenta, czyli szefa Rady Europejskiej.

Merkel chce, by szefem Rady został chadek. Stanowisko unijnego ministra spraw zagranicznych przypadłoby więc socjalistom, najlepiej kobiecie. Dlatego w spekulacjach coraz częściej pojawia się nazwisko Włoszki Federicki Mogherini.

Polsce nie podoba się uległość obecnej szefowej włoskiego MSZ wobec Rosji, lecz według rozmówców „Rz" jej kandydatura jest do zaakceptowania przez wiele stolic, dla których stosunek do Moskwy nie stanowi problemu.

– Szefem Rady mógłby zostać jakiś chadek z mniejszych państw Europy Wschodniej, ale władze Unii wyglądałyby wówczas dziwnie – mówi pragnący zachować anonimowość dyplomata. – Unię reprezentowaliby Juncker, który nie jest osobowością, pani Mogherini, która dyplomacją zajmuje się od lutego, oraz polityk z któregoś z małych krajów jako szef Rady. To scenariusz osłabienia instytucjonalnego Unii – przekonuje nasz rozmówca.

Dylemat premiera

Choć w rozmaitych wariantach Radosław Sikorski wciąż brany jest pod uwagę jako kandydat na szefa unijnego MSZ, to jego szanse zmniejsza duże zaangażowanie Polski w konflikt ukraiński. Premier na dzisiejszym szczycie traktować ma nominację dla Sikorskiego jako nasz negocjacyjny punkt wyjścia. Z naszych informacji wynika, że sama Merkel miała przekazać polskim władzom, że nie jest przeciwniczką nominacji dla polskiego ministra spraw zagranicznych, ale świadoma jest, że innym państwom może być trudno go zaakceptować.

– Może dojść do bardzo trudnej dla Tuska sytuacji, w której okaże się, że nie mamy szans ani na Hi-Repa, ani na komisarza energii, na którym nam zależy – wskazuje nasz informator. – Jeśli podczas dzisiejszej kolacji padnie propozycja, by Tusk zastąpił Hermana Van Rompuya na czele Rady Europejskiej, a alternatywą będzie układ, w którym Polska nie ma nic istotnego, to premierowi może być bardzo trudno odmówić – analizuje sytuację nasz rozmówca.

Taki układ personalny może być bardzo wygodny dla wszystkich stron. Po pierwsze, szczyt zakończyłby się sukcesem, czyli wskazaniem najwyższych władz Unii. Po drugie, zachowano by równowagę płci, polityczną i geograficzną. Po trzecie, jest to układ na rękę Angeli Merkel i innym przywódcom najważniejszych państw UE.

Polska nie chce na stanowisku Hi-Repa pani Mogherini, przeciw której Warszawa zawiązała nawet opisaną przez „Financial Times" koalicję państw Europy Wschodniej. Nie można jednak wykluczyć, że owa koalicja była jedynie kartą przetargową w toczonych w kuluarach negocjacjach dotyczących obsady unijnych stanowisk.

Długa lista przeciw

Oczywiście nie wiemy, czy ostatecznie taka propozycja dla Tuska podczas negocjacji padnie i czy premier ją przyjmie.

Faktem jest, że Donald Tusk zawsze zaprzeczał, by interesowała go kariera w instytucjach unijnych, i podkreślał, że chce poprowadzić Platformę do trzeciego z rzędu zwycięstwa w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych.

Również dziś rozmówcy z okolic rządu zwracają nam uwagę, że szef rządu skoncentrowany jest na bieżących wyzwaniach politycznych, m.in. na jesiennych wyborach lokalnych.

Przewodniczący PO doskonale zdaje sobie sprawę, że jest głównym atutem rządzącej partii. To dzięki jego zaangażowaniu w 2011 r. Platforma zdystansowała rywali. To on potrafił wykorzystać sytuację związaną z wydarzeniami na Ukrainie do odbudowy wizerunku swego i partii, by po kilkunastu miesiącach sondażowych porażek z PiS wyprzedzić tę partię w majowej elekcji europejskiej.

Nawet afera taśmowa, która tak gwałtownie uderzyła w rząd, pokazała nie tylko umiejętności Tuska wychodzenia z bardzo trudnego położenia, ale udowodniła po raz kolejny, że choć różne bomby mogą wybuchnąć w otoczeniu szefa rządu, to on sam jest osobą, która dzięki doświadczeniu, dyscyplinie i własnej przezorności jest na skandale immunizowana. Afery stoczniowa, hazardowa, taśmowa czy nawet ujawniona w czasie rządu Tuska infoafera nigdy nie rzuciły nawet cienia podejrzenia na przewodniczącego Platformy Obywatelskiej.

Tusk może w pewnym sensie paść ofiarą własnej metody politycznej. Jest największym atutem własnej partii, ale eliminując wszystkich realnych i potencjalnych rywali i przeciwników, doprowadził do sytuacji, w której odejście na stanowisko w Unii Europejskiej mogłoby dla jego partii oznaczać bardzo poważne kłopoty.

W efekcie nie ma dziś oczywistego kandydata na szefa Platformy ani na premiera, gdyby Donald Tusk wyjechał do Brukseli.

W dodatku opozycja i spora część opinii publicznej mogłyby odebrać wyjazd Tuska do Brukseli jako ucieczkę, jako przyznanie się do porażki po aferze taśmowej. Europejski awans Tuska może zostałby nazwany klęską i efektem jego tchórzostwa.

Sporo zalet

To poważne argumenty i mocno przemawiają przeciwko temu, by polski premier wszedł do gry o fotel szefa Rady. Lista zalet takiego rozwiązania też nie jest krótka. To, co bowiem przez opozycję zostanie nazwane ucieczką, może okazać się ucieczką, ale do przodu.

Afera taśmowa mocno uderzyła w wizerunek Platformy, lecz sondaże pokazują, że jej nie dobiła. Równocześnie jednak Platformie trudno byłoby wygrać kolejne kampanie wyborcze, posługując się dotychczasowymi argumentami i dotychczasowym paliwem politycznym.

Albo musiałaby więc dziś Platforma wymyślić coś całkowicie nowego, np. rozpocząć rewolucyjne zmiany obyczajowe lub gospodarcze. Albo musiałaby wywrócić dotychczasowy porządek do góry nogami.

Ustąpienie Tuska z funkcji premiera, by objąć od listopada jedno z trzech najważniejszych stanowisk w Unii Europejskiej, wywołałoby w krajowej polityce efekt tsunami. Powołanie nowego rządu, nowe układanki personalne, nowy lider Platformy – to wszystko przez kolejne miesiące przykuwałoby uwagę opinii publicznej i mogłoby dać tej partii polityczną inicjatywę oraz polityczny tlen.

Rozmówcy „Rz" z Platformy zwracają też uwagę, że podczas ostatnich wyborów w PO Donald Tusk przygotował sobie furtkę do bezkrwawej sukcesji w partii. Status partii został bowiem zmieniony w taki sposób, że w przypadku rezygnacji lidera rolę przewodniczącego PO przejmuje pierwszy wiceprzewodniczący Platformy. Nie jest przypadkiem, że to stanowisko przypadło Ewie Kopacz. Marszałek Sejmu w ostatnich latach dowiodła nie tylko lojalności wobec Donalda Tuska, ale również sporej zręczności w gaszeniu sejmowych konfliktów, które zagrażały partii lub koalicji.

Choć wyzwaniem dla PO byłoby również znalezienie kandydata na premiera, ostatnie lata pokazały, że Donald Tusk ma intuicję, która pozwalała mu różne personalne roszady przekuwać w sukces.

Zagraniczni dyplomaci twierdzą, że polski premier propozycję dostał, lecz skłania się do jej odrzucenia

Również dotychczasowe lojalne zachowanie prezydenta Bronisława Komorowskiego, który przygotowuje się do przyszłorocznej walki o reelekcję, sprawiają, że otoczenie polityczne mogłoby stabilizować sytuację po jego odejściu, nie zaś generować konflikty.

Kluczowym argumentem może się jednak okazać ten wizerunkowy. Objęcie przez Polaka niezwykle ważnego stanowiska w liczącej pół miliarda mieszkańców Unii Europejskiej oznaczałoby nie tylko wejście samego Tuska do czołówki światowych liderów, ale również ogromny prestiż dla naszego kraju.

Na użytek wewnętrzny Platforma mogłaby się chwalić nie tylko wynegocjowaniem 400 mld zł w obecnym budżecie Unii, lecz również wywalczeniem ważnego stanowiska.

W dodatku stanowisko to wydaje się odpowiednie dla Tuska. W podsłuchanej rozmowie Radosława Sikorskiego z Jackiem Rostowskim panowie – przekonani, że nikt ich nie słucha – widzą same zalety w takim rozwiązaniu. – Czysta polityka to jego żywioł, a tam [w Komisji] to zarządzanie jakimiś pierdołami – mówi Sikorski.

To prawda. Szef Rady, w przeciwieństwie do szefa Komisji, który stoi na czele 30-tys. armii urzędników, kieruje ledwie kilkunastoosobowym gabinetem. Ale to on jest osobą, która ustala agendę spotkań unijnych przywódców, to on proponuje rozwiązania i włącza się w wypracowywanie kompromisów między sprzecznymi interesami różnych krajów.

To praca czysto polityczna – bliska żywiołowi Tuska, a w dodatku pozostawiająca odrobinę swobody na monitorowanie spraw krajowych.

Na rzecz europejskiego wyboru Tuska przemawia też kalendarz. Choć formalnie kadencja szefa Rady trwa 2,5 roku, przykład Hermana Van Rompuya pokazuje, że jej przedłużenie nie jest problemem. A to oznaczałoby, że jesienią 2019 r. Tusk mógłby wrócić do polskiej polityki np. jako kandydat na prezydenta.

Wśród europejskich dyplomatów akredytowanych w Warszawie krąży opinia, że Tusk rzeczywiście dostał od Merkel propozycję objęcia szefostwa Rady, ale jej nie chce. Na razie, bo bilans zysków i strat premier dopiero robi.

Wszystko zależy od siły przekonywania kanclerz Angeli Merkel – żartuje wysoki rangą urzędnik zbliżony do rządu pytany przez „Rz", czy Donald Tusk zostanie szefem Rady Europejskiej podczas rozpoczynającego się dzisiaj szczytu unijnych przywódców. – Do niedawna był bardzo temu przeciwny – zastrzega nasz rozmówca.

W szczytowych dyskusjach o obsadzie szefa Rady argumentacja niemieckiej kanclerz może rzeczywiście okazać się kluczowa. Donald Tusk spotkał się z nią w cztery oczy tydzień temu. Jak pisaliśmy w „Rz", Tusk z Merkel rozmawiali m.in. o obsadzie unijnych stanowisk, w tym również o ewentualnej kandydaturze polskiego premiera.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?