Dlaczego Tusk nie pojedzie do Brukseli

Polski premier skonfliktował się z Cameronem i nie ma poparcia Merkel. Uznaje się go za polityka antyrosyjskiego. Nie zna w wystarczającym stopniu języków obcych. ?I nie jest kobietą – pisze działacz Twojego Ruchu.

Publikacja: 31.07.2014 01:55

Dlaczego Tusk nie pojedzie do Brukseli

Foto: archiwum prywatne

Europejscy przywódcy negocjują nowego przewodniczącego Rady Europejskiej. I wbrew dywagacjom polskich mediów w stylu „co po Tusku" nie będzie to premier z Polski. Tusk nie ma wsparcia ze strony najpotężniejszych, jego kandydatura nie mieści się w unijnej układance i nie jest to wybór kompromisowy.

Musi być kompromis

Wybór szefa Rady Europejskiej determinuje poplątana sieć interesów, wpływów, proporcji, parytetów i wymagań. 28 państw układających się w doraźne i trwałe sojusze, gdzie wspólnym mianownikiem dla porozumienia mogą być kwestie ekonomiczne, energetyczne, imigracyjne, ekologiczne, dotyczące rozszerzenia, bezpieczeństwa i relacji z państwami spoza UE itd. Kilka ponadnarodowych rodzin politycznych, które chcą odgrywać rolę w kształtowaniu europejskiej polityki. Parytety geograficzne, mające zabezpieczać to, żeby żadne europejskie regiony nie były poszkodowane. Parytety płci, bo Unia to nie jest staroświecki klub dżentelmenów i na najwyższe stanowiska wybierane są kobiety (wystarczy spojrzeć na skład ostatniej Komisji Europejskiej).

A nadto wymogi kompetencyjne stawiane kandydatom, aspiracje poszczególnych liderów, sympatie i antypatie przywódców. Rada Europejska, którą z urzędu stanowią wszyscy przywódcy państw unijnych, ma zatem przy wyborze jej przewodniczącego twardy orzech do zgryzienia. Zasadą Unii Europejskiej jest kompromis. W UE od zawsze szuka się rozwiązania, które zadowoli wszystkich lub prawie wszystkich (stąd Unia bywa decyzyjnie powolna lub w ogóle niezdecydowana, jak przy reakcji na bandyckie poczynania Putina na Ukrainie). Osiąganie kompromisu było łatwiejsze w czasach szóstki, dwunastki czy nawet piętnastki. Ale i w gronie 28 unijny prezydent zostanie zgodnie znaleziony. Nie będzie to jednak Donald Tusk, ponieważ:

Po pierwsze, Cameron. Premierowi Wielkiej Brytanii został już przy wyborze nowych władz unijnych utarty nos. Wbrew jego kategorycznemu sprzeciwowi na szefa Komisji Europejskiej został wybrany Jean-Claude Juncker. Była to spora – nie tylko wizerunkowa – porażka lokatora z Downing Street, która w połączeniu ze słabym wynikiem konserwatystów w wyborach do Parlamentu Europejskiego doprowadziła do poważnej rekonstrukcji jego gabinetu. Jak donosi brytyjska prasa, David Cameron na ostatnim brukselskim szczycie jasno dał wyraz, że Tusk nie jest dobrym kandydatem na szefa Rady Europejskiej i wskazał na premier Danii.

Zresztą panowie mają swoje zaszłości. W styczniu Donald Tusk w rozmowie telefonicznej z premierem Wielkiej Brytanii mocno go krytykował za słowa o Polakach „nadmiernie" korzystających z brytyjskich zasiłków. Mało prawdopodobne jest, że europejscy przywódcy zdecydują się upokorzyć Camerona. Mimo że Rada Europejska wybiera przewodniczącego kwalifikowaną większością głosów, to na pewno jej członkowie nie zdecydują się na kolejne przegłosowanie szefa brytyjskiego rządu, któremu wówczas nie pozostałoby nic innego jak rekomendowanie Brytyjczykom podczas referendum wystąpienia z UE. Należy pamiętać, że Wielka Brytania jest trzecim największym unijnym państwem i lekceważenie jej stanowiska na pewno się nie zdarzy.

Niemcy wolą Danię

Po drugie, Merkel. Nie jest prawdą, że Tusk jest kandydatem Angeli Merkel. Nie kwestionując bardzo dobrych relacji pomiędzy szefami rządów Polski i Niemiec, trzeba mocno zaznaczyć, że kanclerz Niemiec najpierw zaproponowała stanowisko szefa Rady Europejskiej premierowi Holandii Markowi Ruttemu, który jednak odmówił. Obecnie Angeli Merkel ponoć najbliższa jest kandydatura premier Danii Helle Thorning-Schmidt (szerzej znana na świecie z selfie z Barackiem Obamą podczas pogrzebu Nelsona Mandeli).

Tusk nie jest zatem kandydatem forsowanym przez Merkel, co potwierdził on sam w wywiadzie podczas ostatniego unijnego szczytu. W kontekście kandydatury Polaka to bardzo ważne, bo – po pierwsze – raczej nikt inny poza kanclerz Niemiec nie będzie proponował Tuska i – po drugie – głos najbardziej wpływowej kobiety świata będzie kluczowy dla tego wyboru. Jeżeli Merkel stawia na premier Danii, Donald Tusk jest bez szans.

Po trzecie, Juncker. Były wieloletni premier Luksemburga Jean-Claude Juncker – nowy przewodniczący Komisji Europejskiej – został wybrany z nadania Europejskiej Partii Ludowej (EPP). Do tej rodziny należy Platforma Obywatelska. Skoro więc na czele Komisji stoi chadek, to raczej Radzie Europejskiej przewodniczyć będzie socjalista. W takiej konstelacji szefem unijnej dyplomacji wybrany zostanie konserwatysta (to szansa dla Radosława Sikorskiego).

Nie tracę tutaj z pola widzenia przewodniczącego Parlamentu Europejskiego (socjalista Martin Schulz), jednakże uważam, że jest to bez znaczenia dla wyboru w unijnej egzekutywie, ponieważ przewodniczących europarlamentu zawsze jest dwóch podczas kadencji (poprzednio Buzek i Schulz z przeciwnych partii), podczas gdy kadencja szefa Komisji trwa pięć lat, a szefowie Rady (Van Rompuy) i dyplomacji (Ashton) też pozostawali na stanowisku pięć lat. Stąd dla partyjnej układanki w Komisji i Radzie wydaje się bez znaczenia, kto jest przewodniczącym Parlamentu, bo i tak zostanie wymieniony w połowie kadencji.

Podobny układ „frakcyjny", tyle że na odwrót, obowiązywał w poprzedniej kadencji – szefem Komisji był socjalista Barroso, przewodniczącym Rady chadek Van Rompuy, szefową dyplomacji lewicowa Ashton. Dla zrównoważenia zatem siły konserwatystów, którzy zyskali najważniejsze stanowisko w instytucjach Unii (przewodniczący KE), na czele Rady powinien stanąć kandydat z porozumienia Socjalistów i Demokratów. Tutaj znów wyłania się nazwisko Thorning-Schmidt, która jest socjaldemokratką. W każdym razie, patrząc przez ten pryzmat, nie będzie to Tusk.

Po czwarte, języki. Premier Tusk nie włada językiem francuskim, a angielskim w stopniu niewystarczającym (intensywnie się uczy). Co prawda obowiązkowo angielskim i francuskim musi władać tylko szef Komisji Europejskiej, jednak przy wyborze przewodniczącego Rady Europejskiej jest to też istotne kryterium (obecny przewodniczący Herman Van Rompuy mówi nimi doskonale). Trudno bowiem sobie wyobrazić, żeby „prezydent Unii", którego zgodnie z traktatem lizbońskim głównym zadaniem jest przewodniczenie i prowadzenie prac Rady Europejskiej, nie władał perfekcyjnie językami, którymi zwyczajowo posługują się unijni urzędnicy, dyplomaci oraz polityczni liderzy.

Po piąte, kobieta. W nowym rozdaniu na czele unijnych instytucji stoi już mężczyzna – Juncker. W rezultacie przewodniczącym Rady Europejskiej lub/i wysokim przedstawicielem Unii ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa będzie kobieta (w poprzedniej kadencji była to Catherine Aston). Jest to kolejny argument przemawiający za premier Danii, a wykluczający Donalda Tuska.

Po szóste, Rosja. Polska jest w awangardzie tych, którzy forsują twardy kurs wobec Federacji Rosyjskiej. Dla nas zdecydowane postępowanie wobec putinowskiego nowego imperializmu jest koniecznością i zrozumiałą konsekwencją postępowania Rosji we wschodniej i południowej Ukrainie. Ale, to co dla polskiego rządu i większości polskich sił politycznych jest oczywistością, nie stanowi takiego imperatywu w wielu europejskich stolicach (szczególnie na południu Europy). Dlatego premier polskiego rządu uchodzi w Europie za jastrzębia w kwestii relacji z Rosją.

Przyjemna narracja

Biorąc pod uwagę, że kompetencją przewodniczącego Rady Europejskiej jest reprezentacja Unii na zewnątrz, Tusk może być nie do zaakceptowania dla zwolenników niekonfrontacyjnego kursu wobec Rosji. Południowcy szukają na pewno bardziej gołębia niż jastrzębia do kontaktów zagranicznych, a za takiego w Europie nie uchodzą Polska i jej premier. Postrzeganie Tuska jako antyrosyjskiego uniemożliwi mu zyskanie poparcia u wielu europejskich przywódców. Przy tak skomplikowanym układzie europejskich naczyń połączonych może się zdarzyć jakaś niespodzianka. Jednakże wybór premiera Tuska jest mało prawdopodobny, bo nie ma wsparcia ze strony najpotężniejszych, nie wskazuje go wieloaspektowa unijna układanka oraz – wbrew obiegowej opinii – nie jest to kandydat kompromisowy. Często i długo powtarzana historia pt. „Tusk na kluczowym stanowisku w Unii Europejskiej" staje się z czasem mitem, czy też – mówiąc językiem piarowskim – narracją. Publiczność bezkrytycznie zaś wierzy w te narracje, tym bardziej że jest przyjemna dla ucha – łechta polskie ego.

Autor jest radcą prawnym ?i działaczem Twojego Ruchu ?we Wrocławiu

Europejscy przywódcy negocjują nowego przewodniczącego Rady Europejskiej. I wbrew dywagacjom polskich mediów w stylu „co po Tusku" nie będzie to premier z Polski. Tusk nie ma wsparcia ze strony najpotężniejszych, jego kandydatura nie mieści się w unijnej układance i nie jest to wybór kompromisowy.

Musi być kompromis

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Hołownia krytykuje Tuska za ministrów na listach do PE?
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika