Demonstracje w HK przybierają na sile. Stały Komitet Narodowego Kongresu Ludowego (Standing Committee National People's Congress), organ, który w Chinach przez większą część roku sprawuje najwyższą władzę, wyznaczył sposób wyboru nowego szefa rządu Hongkongu. Wybory będą miały miejsce dopiero w 2017 roku, ale przyjęte zasady w praktyce uniemożliwiają uzyskanie nominacji kandydatom opozycyjnym wobec rządu. Wcześniej potrzebne było jedynie poparcie 12,5 proc. głosów komitetu, obecnie trzeba przekonać do siebie już połowę jego członków.
Kolejna fala protestów
Pod koniec sierpnia chiński parlament oświadczył, że przyszły gubernator Hongkongu będzie wybierany jedynie spośród tych ludzi, którzy poprą rząd w Pekinie. Sugestia zwiastująca taki obrót wydarzeń nadchodzący ze stolicy pojawiła się już w marcu 2013 roku, gdy przewodniczący komitetu ds. prawnych przy Stałym Komitecie Parlamentu Qiao Xiaoyang dał do zrozumienia, że kandydaci na to najwyższe stanowisko muszą „kochać" zarówno kraj (czyli Chiny kontynentalne) jak i HK. Dopiero po określeniu takiego własnego poświęcenia mogą stanąć do walki o władzę. Aktualna konstytucja Hongkongu (tzw. Basic Law) przygotowana już w 1990 roku, na 7 lat przed oficjalnym przejęciem państwa przez Chińczyków, a w szczególności jej artykuł nr 45 zakłada jednak, że wybory mają być w pełni demokratyczne.
Od ponad dwóch lat narasta w HK zniecierpliwienie. Liderem ruchu, który przerodził się już oficjalnie w „Occupy Central with Love and Peace" jest profesor prawa z hongkońskiego uniwersytetu, Benny Tai. Nazwa jego inicjatywy nawiązuje do zgromadzeń ludzi, którzy gromadzili się w rożnych głównych miejscach świata, głównie w centrach finansowych, by protestować przeciwko nieporadności rządów prowadzącej do pogłębiania kryzysu ekonomicznego. Główna cześć Hongkongu to Central, stąd okupuje się właśnie tę część miasta, do tego z miłością i pokojem (love and peace) jako głównymi hasłami. Od ostatniego weekendu września protestujący nie spodziewają się takiego samego traktowania ze strony policji.
Gaz, policja i folia
Na ulicę wyszli poowijani przezroczystą folią i zabezpieczeni ochronnymi goglami. W sierpniu Benny Tai oświadczył, że nie może się doczekać użycia gazu łzawiącego wobec demonstrujących, dlatego nic dziwnego, że od kilku dni policja nie zawodzi jego oczekiwań. Jednak protestujących to nie odstrasza i pojawiają się w nowych miejscach ścisłego centrum. Wszyscy czekają na jakiekolwiek stanowisko Pekinu. Odpowiedzi na razie brak, a nad pachnącym portem unosi się coraz większa chmura policyjnego dymu.
Zwolennicy demokracji w Hongkongu liczą na to, że władza z kontynentu zachowa się podobnie jak wobec niedawnych wydarzeń na Tajwanie. W marcu przez wyspę, której prezydent Ma Ying-jeou chciał samodzielnie zwiększyć zależność gospodarczą od Chin, przetoczyły się protesty nazywane „ruchem słoneczników". Podobnie jak w przypadku aksamitnej w Czechosłowacji, czy goździków w Portugalii nie doszło do żadnego rozlewu krwi, ale politycy pod naciskiem opinii publicznej zmienili swoją strategię. Wystarczyły 24 dni.