Nie ma cudownych recept

Jeśli zlikwidujemy finansowanie partii politycznych z budżetu, będą one wspierane przez ludzi mających duże pieniądze, oczywiście niebezinteresownie – pisze publicysta.

Publikacja: 19.08.2015 21:54

Paweł Kukiz się myli. JOW nie będą skutecznym sposobem na wyrwanie władzy z rąk partii politycznych

Paweł Kukiz się myli. JOW nie będą skutecznym sposobem na wyrwanie władzy z rąk partii politycznych – uważa autor

Foto: PAP/Tomasz Gzell

Przyjmuję dwa założenia.

1. Referendum odbędzie się 6 września.

2. Zostaną w nim postawione pytania sformułowane przez prezydenta Bronisława Komorowskiego za zgodą Senatu.

Każde inne rozwiązanie byłoby bardzo wątpliwe pod względem zgodności z konstytucją i z prawem obowiązującym w Polsce. Nie sądzę, aby prezydent Andrzej Duda zamierzał rozpoczynać swą prezydenturę od decyzji, która dostarczyłaby poważnych argumentów PO i dałaby szansę na polityczne odrodzenie się Pawłowi Kukizowi, którego gwiazda wyraźnie blednie.

Wiem także, że jest bardzo wątpliwe, aby w referendum został przekroczony próg 50 proc. frekwencji, co oznaczałoby, że jego wynik jest wiążący. Jesteśmy krajem o niskiej frekwencji wyborczej i referendalnej, a pytania postawione przez prezydenta Komorowskiego, jakkolwiek ważne dla funkcjonowania państwa i jego systemu politycznego, nie są zbyt interesujące dla zwykłych obywateli. Można nad tym ubolewać, ale tak właśnie jest.

Po przyjęciu przez parlament ustawy wychodzącej naprzeciw intencji prezydenta Komorowskiego, aby wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego były rozstrzygane na korzyść podatnika, w referendum pozostały dwa ważne pytania: o zasady finansowania partii politycznych i wprowadzenie okręgów jednomandatowych w wyborach do Sejmu.

Byłoby wskazane, aby ci obywatele, którzy 6 września pójdą na referendum, podejmując decyzję przy urnach, skupili swą uwagę na meritum sprawy, a nie traktowali referendum jako „rozgrzewki" przed wyborami parlamentarnymi, kierując się przede wszystkim wskazaniami ugrupowań politycznych, z którymi sympatyzują. Pytania postawione w referendum w pełni zasługują na poważny i samodzielny namysł.

Wzrosną wpływy biznesu

Dobrze zdaję sobie sprawę z tendencji, która rysuje się w odpowiedzi na pytanie o zasady finansowania partii politycznych. Klasa polityczna jest ogólnie nielubiana i nieszanowana. Zresztą w dużej mierze zasłużyła na tę opinię. W tej sytuacji wezwanie do wycofania finansowania partii z budżetu państwa pada na bardzo sprzyjający grunt.

Gdyby tak się stało, byłby to jednak poważny błąd. Nie lekceważę argumentów przeciwników budżetowego finansowania partii politycznych. Dotychczasowy system uprzywilejowuje partie już istniejące i mające parlamentarną reprezentację. Utrudnia przebijanie się nowym inicjatywom politycznym. Pieniądze publiczne są często marnotrawione przez partie na kosztowne akcje reklamowe. Byłoby dobrze, aby społeczeństwo obywatelskie, zgodnie z zasadą pełnej dobrowolności, kierowało środki finansowe na konta tych partii, których profil polityczny odpowiada określonym grupom obywateli.

Ta ostatnia idea ma jednak słaby związek z obecnymi polskimi realiami. Jesteśmy stale krajem na dorobku z wciąż stosunkowo słabą klasą średnią. Nie wierzę w spontaniczną ofiarność społeczną nakierowaną na partie w przypadku wycofania ich finansowania z budżetu. Partie będą finansowane przez ludzi mających duże pieniądze, oczywiście niebezinteresownie.

Wzrosną polityczne wpływy biznesu i grup lobbystycznych. Skala patologii na styku polityki i biznesu się powiększy. Oczywiście państwo może się przed tym zjawiskiem bronić, wprowadzając limity wpłat na rzecz partii, zwiększając ich kontrolę i inwigilację za pomocą służb specjalnych. Te zjawiska będą jednak rodzić inne patologie i zawężać zakres wolności w Polsce.

I jeszcze jedna nieunikniona negatywna konsekwencja wycofania finansowania partii z budżetu państwa: umocni się tendencja do zawłaszczania struktur państwowych przez partie, a ściślej przez partię (czy partie) sprawującą władzę wykonawczą. Będzie to forma rekompensowania działaczom partyjnym „strat" wynikających z utraty finansowania partii z budżetu poprzez obsadzanie ich na stanowiskach pochodzących z politycznej nominacji.

Reasumuję: argumenty na rzecz utrzymania finansowania partii z budżetu państwa są mocniejsze od argumentów – także mających swą wagę – przemawiających za wycofaniem tego finansowania.

Kosztem reprezentatywności

Sprawa wprowadzenia JOW w wyborach do Sejmu jest bardziej skomplikowana.

Klasyczna forma JOW występuje w demokracjach anglosaskich, w szczególności w Wielkiej Brytanii i USA. W tych okręgach odbywa się jedna tura wyborcza, w której do zwycięstwa wystarcza uzyskanie zwykłej większości głosów. Konsekwencje tego systemu są powszechnie znane i wielokrotnie opisywane w literaturze politologicznej. Prowadzi on do ukształtowania się układu dwupartyjnego i sprawnego wyłaniania rządu po wyborach. Rządy mają najczęściej charakter jednopartyjny.

Ci Polacy, dla których priorytetem są rządy jednopartyjne, a nie koalicyjne, a także preferują system dwupartyjny od wielopartyjnego, powinni poprzeć JOW. Powinni oni jednak także pamiętać, że ten system dobrze funkcjonuje kosztem reprezentatywności. Pozostawia bez wpływu na wyłanianie władzy wykonawczej często duże grupy wyborców popierające mniejsze partie. W Wielkiej Brytanii tego losu w tegorocznych wyborach parlamentarnych doświadczyli przede wszystkim zwolennicy Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, na którą padło 12,6 proc. w skali kraju, co jednak przyniosło tylko jeden mandat do Izby Gmin.

Dlatego Paweł Kukiz, który we wprowadzeniu JOW w Polsce widzi sposób na wyrwanie władzy partiom politycznym i oddanie jej obywatelom, kompletnie się myli i wprowadza w błąd swych zwolenników. Miałby rację, gdyby mówił: chcę sprawnych rządów jednopartyjnych i dwupartyjnego Sejmu i dlatego chcę JOW.

Wiem, że JOW są zakorzenione i sprawdzają się w Wielkiej Brytanii i USA, ale nie byłyby dobrym rozwiązaniem w Polsce. Uważałem i uważam w dalszym ciągu za błąd zapisanie w konstytucji zasady proporcjonalności w wyborach do Sejmu, co jednak nie oznacza, że jest właściwe zastępowanie obecnego systemu systemem skrajnie odmiennym.

Trzeba zresztą pamiętać, że wady systemu proporcjonalnego w Polsce są w znacznej mierze poprawione przez wprowadzenie progów wyborczych (5 proc. dla partii i 8 proc. dla koalicji) i przyznanie obywatelowi prawa dokonywania zmiany ustaleń partii dotyczących kolejności na liście wyborczej przez wskazanie konkretnego nazwiska preferowanego kandydata. To rozwiązanie pociąga za sobą negatywne konsekwencje w postaci rywalizacji (nie zawsze fair) w ramach jednej listy wyborczej, ale znacznie osłabia władzę partyjnej centrali.

Uważam, że aktualnie obowiązująca w Polsce ordynacja wyborcza nie jest zła. Z pewnością nie jest główną przyczyną mankamentów polskiego systemu politycznego.

Można próbować zastąpić ją lepszą. Jeśli jednak szukać inspiracji, to nie w systemie wyborczym obowiązującym w Wielkiej Brytanii, ale raczej w systemie mieszanym występującym w Niemczech, stanowiącym kompromis pomiędzy systemem proporcjonalnym a większościowym, bądź systemie obowiązującym we Francji.

W Niemczech połowa posłów do Bundestagu wybierana jest w okręgach jednomandatowych, a druga połowa z list partyjnych w systemie proporcjonalnym. Wyborca dysponuje dwoma głosami: jeden oddaje na listę partyjną, a drugi na kandydata w okręgu jednomandatowym.

We Francji występują okręgi jednomandatowe, w których, aby zostać wybranym, trzeba jednak uzyskać bezwzględną większość głosów, co sprzyja tworzeniu porozumień partyjnych w drugiej turze wyborów. W konsekwencji Francja także ma system, w którym dominują dwa bloki polityczne: prawicy i lewicy, ale są one bardziej wielobarwne i pluralistyczne niż w systemie brytyjskim.

Bez czarodziejskiej różdżki

Nie byłem entuzjastą decyzji o referendum podjętej przez Bronisława Komorowskiego po pierwszej turze wyborów prezydenckich. Jednak dotyczy ono spraw ważnych dla państwa. Skoro się odbędzie, starajmy się wykorzystać kampanię referendalną do poważnej debaty nad polskim systemem politycznym, do pokazywania zalet i wad proponowanych rozwiązań, a nie do zachwalania cudownych recept, które rozwiążą – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – wszystkie problemy naszego życia politycznego. Pod tym względem dotychczasowy przebieg kampanii referendalnej rozczarowuje.

Autor jest historykiem i politykiem. W czasach PRL lider opozycyjnego Ruchu Młodej Polski, w III RP współtwórca m.in. Unii Demokratycznej, Partii Konserwatywnej i Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego

Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Restrykcje w dostępie do chipów to kluczowy moment dla przyszłości Polski
Materiał Promocyjny
Suzuki e VITARA jest w pełni elektryczna
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Haszczyński: Rozejm w Strefie Gazy. Nadzieja po raz pierwszy od kilkunastu miesięcy
Opinie polityczno - społeczne
Kazimierz M. Ujazdowski: Francja jest w kryzysie, ale to nie koniec V Republiki. Dlaczego ten ustrój przetrwa?
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Rafał Trzaskowski musi się odelitarnić i odciąć od rządu, żeby wygrać
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
analizy
Donald Trump już wstrzymuje pierwszą wojnę. Chyba
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego