Fałszywa solidarność europejska

Berlin i Paryż pouczają nas o obowiązkach Europy, a same przyczynły się do kryzysu migracyjnego – pisze były doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego.

Aktualizacja: 19.10.2015 16:00 Publikacja: 18.10.2015 21:14

Angela Merkel, David Cameron i Francoise Hollande

Angela Merkel, David Cameron i Francoise Hollande

Foto: AFP

Wspólny występ kanclerz Niemiec i prezydenta Francji 7 października w związku z kryzysem Europy, zwłaszcza migracyjnym, musiał wprawić wielu w zakłopotanie. Oboje podzielili się diagnozą sytuacji i wezwali resztę Europy do jedności i solidarności.

Musiał zdumiewać prezydent Hollande, który mówił, że Europa nie zauważyła zbliżających się do niej konsekwencji konfliktów w Afryce Północnej i na Bliskim i Środkowym Wschodzie. Wszak to reszta Europy ma prawo pytać Francję, czy nie zdawała sobie sprawy z konsekwencji zainicjowanej przez nią interwencji w Libii , której celem okazało się obalenie Kadafiego. Libia stała się państwem upadłym i jej terytorium stało się pompą wysyłającą z Afryki do Europy setki tysięcy uchodźców i migrantów. Czy Paryż nie zdawał sobie sprawy, że trwająca kilka lat próba obalenia Asada, skończy się tym co widzimy? Próba niedopuszczenia go do stołu negocjacji kończy się właśnie tym, że przy tym stole usiądzie Putin, a przy nim Asad. A „po drodze" tysiące ofiar, miliony uchodźców.

Czy to było takie trudne do przewidzenia? Czy kanclerz Merkel zapraszając do Niemiec wszystkich chętnych nie zdawała sobie sprawy, że istotnie wszyscy – setki tysięcy, zaraz miliony – zechcą natychmiast skorzystać z tego zaproszenia. Paryż i Berlin mogą teraz mówić, że chcieli dobrze. Obecny kryzys właśnie z tego się wziął, że niektórzy rzekomo chcieli dobrze, od Afganistanu przez Irak po Libię i kilka innych miejsc. Od przywódców politycznych, obok dobrych intencji – prawdziwych, nie rzekomych - oczekujemy przede wszystkim odpowiedzialności i wyobraźni.

Teraz Berlin i Paryż domagają się solidarności i pouczają nas o obowiązkach Europy: Paryż, który przyczynił się do powstania kryzysu migracyjnego i Berlin, który w zapewne dobrych intencjach znacznie go pogłębił. W tle kryje się też groźba – obetniemy wam fundusze unijne, jeśli nie okażecie nam solidarności. A na początek porzucamy bezpieczeństwo energetyczne i pogłębiamy uzależnienie od Rosji. Polakom, których to zaboli powiemy, że Nord Stream 2 jest przedsięwzięciem czysto biznesowym. Nie, nie jest. Na pewno nie jest dla Rosji, która w ten sposób chce dzielić Europę i osłabiać Unię, jej jedność i solidarność. A przy tym wzmocnić appeasement, który po miesiącach utajenia wraca już na salony; vide ostatnie wypowiedzi wicekanclerza Niemiec czy szefa Komisji Europejskiej.

Proszę mocarstw, proszę Berlina, Paryża i Londynu, solidarność europejska nie może polegać na tym, że wy macie prawo do błędów, a my mamy obowiązek dzielić z wami odpowiedzialność za nie i ponosić ich poważne koszty. To nie może być tak, że Unia Europejska jest wtedy, gdy potrzebujecie jej dla własnych interesów, a gdy postanawiacie je robić sami, to o konsekwencjach dla Unii nie myślicie. Może dość waszego chciejstwa. Tandem Paryż-Berlin (wcześniej Bonn) ma wielkie zasługi dla Europy. Miewał jednak także gorsze momenty, a czasem robił rzeczy niedobre. W okresie Ligi Narodów zaznaczył się tandem ministrów spraw zagranicznych Aristide Briand i Gustav Stresemann. Próbowali zbliżenia francusko-niemieckiego po I wojnie, czego efektem było m.in. Locarno. Dostali nawet za to pokojową Nagrodę Nobla. Ale ponieważ myśleli tylko o interesach swoich państw, a nie o zasadach Ligi Narodów i bezpieczeństwie innych, wiemy jaki był dalszy ciąg...

W postawie zachodnioeuropejskich mocarstw pobrzmiewają dzisiaj podobne tony. Kierujemy się własnymi interesami a koszty błędów przerzucamy na innych. Kto ich nie zechce zaakceptować, ten nie rozumie Europy i powinien być napiętnowany oraz ukarany. Mentorsko-moralizatorski ton jest tam świetnie opanowany. Może jednak warto, aby pamiętano tam o lekcjach historii. Zapewne gdyby nie grzech Locarno i dalszy ciąg, dzisiejsza pomoc nie byłaby tak potrzebna. Kto nie sięga pamięcią tak daleko, znajdzie świeższe przykłady.

I piszę te słowa nie dlatego, abym się nie zgadzał z potrzebą solidarności w sprawie uchodźców, uchodźców a nie migrantów. Polska może i powinna przyjąć znacznie więcej niż deklaruje. Trzeba otwarcie i odważnie rozmawiać o tym ze społeczeństwem. Jednak postawa Berlina czy Paryża nie jest tu pomocna. Wzmacnia pozycje przeciwników pomocy dla uchodźców. A powinno być wspólnym interesem, aby obecny kryzys nie zakończył się przejęciem władzy w wielu krajach Europy przez siły nacjonalistyczne, wrogie UE. Nie służy też europejskiej sprawie stanowisko, zgodnie z którym mamy przyjmować wszystkich bez względu na konsekwencje – ekonomiczne, kulturowe czy polityczne. Bo przecież, jak twierdzą Ci, którzy zawsze wiedzą lepiej, Europa nie może pozostać taka, jak do tej pory. Musi być bardziej multi... i niech zapomni o własnej tożsamości cywilizacyjnej. Zupełnie w oderwaniu od kontekstu historycznego przytacza się przykłady uchodźctwa i migracji z innych czasów i miejsc.

Tylko dlaczego odbiera się przy tym prawo głosu w tej sprawie mieszkańcom Europy. A oni mogą woleć zachować taką Europę jaka jest, dotąd przecież otwartą i pomocną jak żadna inna część świata (czyżby krytycy Europy mieli amnezję?), ale Europę. Także zmieniająca się (czy tego nie widać?), ale nie pod wpływem destrukcji z zewnątrz czy chciejstwa bez wyobraźni od wewnątrz. Czy demokracja i prawo, także prawo międzynarodowe przestały obowiązywać z powodu kryzysu migracyjnego?

Chętnie w sprawie uchodźców sięgamy po autorytet papieża Franciszka, słusznie. Szkoda, że nie słyszymy go, gdy mówi o głębszych schorzeniach Europy. Także w sprawie kryzysu migracyjnego nie wolno działać w taki sposób, który będzie kiedyś przez jego autorów - polityków i komentatorów, kwitowany słowami: przecież chcieliśmy dobrze.

Wspólny występ kanclerz Niemiec i prezydenta Francji 7 października w związku z kryzysem Europy, zwłaszcza migracyjnym, musiał wprawić wielu w zakłopotanie. Oboje podzielili się diagnozą sytuacji i wezwali resztę Europy do jedności i solidarności.

Musiał zdumiewać prezydent Hollande, który mówił, że Europa nie zauważyła zbliżających się do niej konsekwencji konfliktów w Afryce Północnej i na Bliskim i Środkowym Wschodzie. Wszak to reszta Europy ma prawo pytać Francję, czy nie zdawała sobie sprawy z konsekwencji zainicjowanej przez nią interwencji w Libii , której celem okazało się obalenie Kadafiego. Libia stała się państwem upadłym i jej terytorium stało się pompą wysyłającą z Afryki do Europy setki tysięcy uchodźców i migrantów. Czy Paryż nie zdawał sobie sprawy, że trwająca kilka lat próba obalenia Asada, skończy się tym co widzimy? Próba niedopuszczenia go do stołu negocjacji kończy się właśnie tym, że przy tym stole usiądzie Putin, a przy nim Asad. A „po drodze" tysiące ofiar, miliony uchodźców.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Kaczyński dogadał się z Ziobrą. PiS ma kandydata na prezydenta RP
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Haszczyński: Rok traumy i nienawiści. Palestyńscy liderzy nie potępili Hamasu za 7 października
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Czarnek naucza w kościele. PiS, upolityczniając religię, przyspiesza laicyzację
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kozubal: Dlaczego trzeba bić na alarm
Opinie polityczno - społeczne
Jan Nowina-Witkowski: Reset sceny politycznej po upadku PiS to szansa dla polskiej prawicy