Wspólny występ kanclerz Niemiec i prezydenta Francji 7 października w związku z kryzysem Europy, zwłaszcza migracyjnym, musiał wprawić wielu w zakłopotanie. Oboje podzielili się diagnozą sytuacji i wezwali resztę Europy do jedności i solidarności.
Musiał zdumiewać prezydent Hollande, który mówił, że Europa nie zauważyła zbliżających się do niej konsekwencji konfliktów w Afryce Północnej i na Bliskim i Środkowym Wschodzie. Wszak to reszta Europy ma prawo pytać Francję, czy nie zdawała sobie sprawy z konsekwencji zainicjowanej przez nią interwencji w Libii , której celem okazało się obalenie Kadafiego. Libia stała się państwem upadłym i jej terytorium stało się pompą wysyłającą z Afryki do Europy setki tysięcy uchodźców i migrantów. Czy Paryż nie zdawał sobie sprawy, że trwająca kilka lat próba obalenia Asada, skończy się tym co widzimy? Próba niedopuszczenia go do stołu negocjacji kończy się właśnie tym, że przy tym stole usiądzie Putin, a przy nim Asad. A „po drodze" tysiące ofiar, miliony uchodźców.
Czy to było takie trudne do przewidzenia? Czy kanclerz Merkel zapraszając do Niemiec wszystkich chętnych nie zdawała sobie sprawy, że istotnie wszyscy – setki tysięcy, zaraz miliony – zechcą natychmiast skorzystać z tego zaproszenia. Paryż i Berlin mogą teraz mówić, że chcieli dobrze. Obecny kryzys właśnie z tego się wziął, że niektórzy rzekomo chcieli dobrze, od Afganistanu przez Irak po Libię i kilka innych miejsc. Od przywódców politycznych, obok dobrych intencji – prawdziwych, nie rzekomych - oczekujemy przede wszystkim odpowiedzialności i wyobraźni.
Teraz Berlin i Paryż domagają się solidarności i pouczają nas o obowiązkach Europy: Paryż, który przyczynił się do powstania kryzysu migracyjnego i Berlin, który w zapewne dobrych intencjach znacznie go pogłębił. W tle kryje się też groźba – obetniemy wam fundusze unijne, jeśli nie okażecie nam solidarności. A na początek porzucamy bezpieczeństwo energetyczne i pogłębiamy uzależnienie od Rosji. Polakom, których to zaboli powiemy, że Nord Stream 2 jest przedsięwzięciem czysto biznesowym. Nie, nie jest. Na pewno nie jest dla Rosji, która w ten sposób chce dzielić Europę i osłabiać Unię, jej jedność i solidarność. A przy tym wzmocnić appeasement, który po miesiącach utajenia wraca już na salony; vide ostatnie wypowiedzi wicekanclerza Niemiec czy szefa Komisji Europejskiej.
Proszę mocarstw, proszę Berlina, Paryża i Londynu, solidarność europejska nie może polegać na tym, że wy macie prawo do błędów, a my mamy obowiązek dzielić z wami odpowiedzialność za nie i ponosić ich poważne koszty. To nie może być tak, że Unia Europejska jest wtedy, gdy potrzebujecie jej dla własnych interesów, a gdy postanawiacie je robić sami, to o konsekwencjach dla Unii nie myślicie. Może dość waszego chciejstwa. Tandem Paryż-Berlin (wcześniej Bonn) ma wielkie zasługi dla Europy. Miewał jednak także gorsze momenty, a czasem robił rzeczy niedobre. W okresie Ligi Narodów zaznaczył się tandem ministrów spraw zagranicznych Aristide Briand i Gustav Stresemann. Próbowali zbliżenia francusko-niemieckiego po I wojnie, czego efektem było m.in. Locarno. Dostali nawet za to pokojową Nagrodę Nobla. Ale ponieważ myśleli tylko o interesach swoich państw, a nie o zasadach Ligi Narodów i bezpieczeństwie innych, wiemy jaki był dalszy ciąg...