Strzembosz: Natura skorpiona, czyli patologia polskiego systemu partyjnego

Polaryzacja prowadzi do nieustannego rozszerzania frontu polsko-polskiej wojny na wszelkie możliwe dziedziny życia. Polska nigdy nie będzie uśmiechnięta, póki będzie partyjna.

Publikacja: 02.10.2024 04:39

Robert Kostro jako dyrektor Muzeum Historii Polski dogadywał się ze wszystkimi i starał się działać

Robert Kostro jako dyrektor Muzeum Historii Polski dogadywał się ze wszystkimi i starał się działać na zasadzie konsensusu. I właśnie dlatego stracił pracę – uważa publicysta

Foto: RADEK PIETRUSZKA/PAP

Skorpion obiecywał żabie, że jej nie ukąsi, póki ona będzie go przeprawiała przez rzekę. W środku przeprawy żaba poczuła ukłucie i gdy oboje tonęli, zapytała: czemu? Bo taka jest moja natura. Ci wszyscy, którzy dziwią się czystkom i obsadzaniu swoich, gdzie się da, są dokładnie jak ta żaba. Skorpion się zmienia, ale żądli ciągle tak samo. Ba, nawet osoby wyglądające na apolityczne, jak ministra kultury Hanna Wróblewska, przesiąkają tą praktyką i organizują lipne konkursy, których jedynym celem jest wypromowanie kolesia czy kolesi.

Przed czystkami chroni tylko parasol partyjny

Nie jest też przypadkiem, że szczególnie skandaliczne czystki odbywają się w trakcie powodzi, bo wtedy łatwiej liczyć na to, że nikt nie zauważy. Wyrzucenie Roberta Kostry z Muzeum Historii Polski tuż przed otwarciem wystawy stałej jest brutalnym przypomnieniem, że politykę historyczną prowadzi każda władza, tyle że nie każda się do niej przyznaje.

Czytaj więcej

Sztuczna inteligencja uderza w Donalda Tuska. „IDEAS NCBR może stać się nowym CPK”

Wyrzucenie z Opery Narodowej Waldemara Dąbrowskiego pod pretekstem podeszłego wieku to dowód na to, że żadne zasługi nie obronią nikogo, o ile nie ma parasola partyjnego, który chroni niezależnie od kompetencji. Warto też przypomnieć wcześniejsze wyrzucenie prof. Waldemara Wierzby z Państwowego Instytutu Medycznego, którego był twórcą. W porównaniu z powyższymi było to wyrzucenie wyjątkowo subtelne i sprytne, bo zaproponowano mu w zamian za rezygnację stanowisko dyrektora naukowego, tyle że gdy już podał się do dymisji, to zamiast obiecanego stanowiska badawczego otrzymał pusty pokój i zero budżetu na badania. A warto przypomnieć, że pod jego kierownictwem PIM wywalczył granty badawcze w wysokości 200 mln zł.

Bezpartyjny specjalista lepszy od partyjnego nominata?

I w ten sposób płynnie przechodzimy do wyrzucenia prof. Piotra Sankowskiego, twórcy ośrodka IDEAS NCBR zajmującego się badaniami nad sztuczną inteligencją. Skoro minister Marcin Kierwiński wykorzystał fakt, że MSWiA nadzoruje Państwowy Instytut Medyczny, do wyrzucenia prof. Wierzby, to wiceminister Maciej Gdula, mój ulubiony lewicowy kamienicznik, pozazdrościł Kierwińskiemu i wyrzucił Sankowskiego, bo przecież zna się na sztucznej inteligencji dokładnie tak samo jak Kierwiński na zdrowiu. Następcą Sankowskiego ma być prof. nauk inżynieryjno-technicznych Grzegorz Borowik, specjalista od teleinformatyki, kierujący Zakładem Zastosowań Sztucznej Inteligencji w Cyberbezpieczeństwie w NASK.

Czytaj więcej

Przemysław Prekiel: Bitwa o pamięć. Donald Tusk zrozumiał, że potrzebuje wpływu na historię

Zdaniem rady nadzorczej, sprytnie zmienionej tuż przed konkursem na stanowisko dyrektora, każdy grubas powinien być świetnym kucharzem, no bo skoro jest specjalistą od zastosowania jedzenia, to i pichcić musi potrafić. Władza, w osobie Macieja Gduli, bardzo się dziwi, czemu ludek naukowy się wzburzył i protestuje; po tylu latach praktycznych doświadczeń naukowcy jako ludzie inteligentni powinni wiedzieć, że nie ma takiej dziedziny, w której bezpartyjny specjalista jest lepszy od partyjnego nominata. Maciej Gdula, jak na prawdziwego przedstawiciela Ministerstwa Nauki przystało, wskazuje, że powodem odwołania prof. Sankowskiego są zbyt małe zyski jego ośrodka przy pokaźnych wydatkach. Bo przecież jest oczywiste, że podstawowym zadaniem ośrodka badawczego jest przynosić pieniężne zyski od pierwszego dnia rozpoczęcia badań.

Rozszerzanie frontu polsko-polskiej wojny

Maciej Gdula to wyjątkowo wdzięczny temat do szydery, ale sprawa jest poważniejsza. Toczy nas rak upartyjniania wszystkich elementów rzeczywistości. Winą prof. Wierzby i Sankowskiego było to, że ośmielili się zrobić coś dobrego pod rządami PiS. Winą Waldemara Dąbrowskiego jest fakt, że PiS go nie wyrzucił. Jest to wina tak duża, że przesłania fakt, iż nominował go Bogdan Zdrojewski, minister kultury w poprzednim rządzie PO. Winą Kostry był fakt, że dogadywał się ze wszystkimi i starał się działać na zasadzie konsensusu. Jest to wina wybitnie niewybaczalna dla polityki w Polsce, bo przeciwdziała polaryzacji, a jak wiadomo, bez polaryzacji nie ma ani PiS, ani KO.

Polaryzacja zaś prowadzi do nieustannego rozszerzania frontu polsko-polskiej wojny na wszelkie możliwe dziedziny życia. W PRL krążył dowcip, że w trakcie egzaminu na stanowisko babci klozetowej najtrudniejsze są pytania z marksizmu-leninizmu. Zmierzamy w tym kierunku. Co prawda partie są dwie, ale dewastacja taka sama. Skoro stanowiskiem politycznym okazuje się hodowla koni jak w Janowie Podlaskim, albo budowanie algorytmów AI, jak wypadku IDEAS NCBR, to za chwilę wszystko będzie pisie lub platfusie. Ministerstwo Nauki chce sobie także podporządkować Polską Akademię Nauk, Ministerstwo Kultury jawnie ingerowało w ostatnie wybory w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich, by pozbyć się niewygodnego prezesa Jacka Bromskiego. Silni Razem domagają się coraz głośniej eliminacji niewygodnych dziennikarzy. Do babci klozetowej jeszcze trochę, ale nawet w PRL to była metafora.

Czytaj więcej

Marek Migalski: W Polsce, czyli między Wschodem a Zachodem

Bez nadziei na odmianę

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że działania obecnej władzy normalizują patologie rządów PiS, udając, że w ich wykonaniu czystki i nominacje dla biernych, miernych, ale wiernych to rzecz normalna i pożądana. Tymczasem efektem będzie coraz powszechniejsze przekonanie, że najzdolniejsi powinni jak najszybciej wyjechać z kraju, bo tu spotka ich tylko upokorzenie i niesprawiedliwa buta partyjnych nominatów. W tym sensie niezwykle trafna wydaje się nominacja na ministra nauki Dariusza Wieczorka, specjalisty od organizacji turystyki, który całe ministerstwo przekształca w biuro podróży pod nazwą „Zdolni won!”.

Niestety, dopóki rządzić będzie polaryzacja, nadziei na odmianę nie ma. Choć być może przydałaby się społeczna inicjatywa ustawodawcza regulująca zasady organizowania konkursów na stanowiska kierownicze w sektorze publicznym, w której więcej niż połowa sądu konkursowego musi pochodzić spoza układu rządowego. Bo na razie wygląda to tak: spotykam znajomego, który odmówił udziału w jury konkursowym na pewne stanowisko, i pytam dlaczego. Odpowiedź była następująca: zwycięzca był z góry znany, a moja obecność miała być listkiem figowym; gdybym ujawnił ustawkę w konkursie, mógłbym pożegnać się z zawodem, gdybym milczał, nie potrafiłbym patrzeć w lustro. Cóż, Polska nigdy nie będzie uśmiechnięta, póki będzie partyjna.

Autor jest producentem filmowym, scenarzystą i publicystą

Skorpion obiecywał żabie, że jej nie ukąsi, póki ona będzie go przeprawiała przez rzekę. W środku przeprawy żaba poczuła ukłucie i gdy oboje tonęli, zapytała: czemu? Bo taka jest moja natura. Ci wszyscy, którzy dziwią się czystkom i obsadzaniu swoich, gdzie się da, są dokładnie jak ta żaba. Skorpion się zmienia, ale żądli ciągle tak samo. Ba, nawet osoby wyglądające na apolityczne, jak ministra kultury Hanna Wróblewska, przesiąkają tą praktyką i organizują lipne konkursy, których jedynym celem jest wypromowanie kolesia czy kolesi.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Jan Nowina-Witkowski: Reset sceny politycznej po upadku PiS to szansa dla polskiej prawicy
Opinie polityczno - społeczne
Jan Skoumal: Sezon na Polę Matysiak w sejmowym lesie
Opinie polityczno - społeczne
Paweł Łepkowski: Debata wiceprezydencka w USA daje nadzieję na powrót dobrych obyczajów politycznych
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Dlaczego Polska nie chce ekshumacji na Wołyniu?
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: W Polsce, czyli między Wschodem a Zachodem