Wydawało się, że po 15 października 2023 roku polityka historyczna, która była dotąd paliwem napędowym PiS, przestanie odgrywać znaczącą rolę. Po zmianach, na jakie zdecydowało się Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, okazuje się, że rewolucja trwa dalej. Tylko ciszej, bardziej elegancko i w białych rękawiczkach.
Właśnie odwołano z Muzeum Historii Polski dyrektora Roberta Kostrę. Tłumaczenia resortu brzmią w stylu: dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie. Ewidentnie zabrakło argumentów merytorycznych i wyobraźni, która przydaje się również w polityce. Nowy dyrektor będzie musiał bowiem mierzyć się z ostracyzmem środowiska. Ciężko w takich warunkach budować instytucje kultury, tym bardziej gdy trzeba przygotować stałą ekspozycję, która ma być wizytówką muzeum. Robert Kostro, który kierował Muzeum Historii Polski przez 18 lat, nie dotrwał nawet do końca swojej kadencji, co świadczy o tym, że rząd Donalda Tuska ma duże parcie na to, aby dokonać rewolucji kadrowej w najważniejszych instytucjach kultury.
Odwołanie Roberta Kostry z Muzeum Historii Polski podważa obietnice Donalda Tuska
Odwołany dyrektor nie był kojarzony z żadną partią, nie angażował się w żadne w polityczne zagrywki, wręcz od nich stronił. Zdumiewające, że dokonała tego ekipa, która szczyciła się, że zawsze blisko współpracowała ze środowiskami intelektualnymi i kulturalnymi. Tymczasem głos tych ludzi został pominięty. Protestowali wobec tej decyzji wybitni ludzie nauki, z pewnością niekojarzeni z PiS, jak prof. Dariusz Stola, prof. Andrzej Friszke i prof. Tomasz Nałęcz. Pomijam już opinię Rady Muzeum, która również była przeciwna odwołaniu dyrektora, choć powołał już ją minister Bartłomiej Sienkiewicz.
Czytaj więcej
Nie zamierzam się wypierać swoich związków ze środowiskami konserwatywnymi, zwłaszcza w latach 80. i 90. Ale u mnie zawsze przeważała postawa państwowa nad partyjną czy ideologiczną – mówi Michałowi Płocińskiemu odwołany właśnie dyrektor Muzeum Historii Polski Robert Kostro w podcaście „Rzecz w tym”.
Przełamanie polaryzacji i próba podjęcia najmniejszej choćby walki o to, co łączy, nie są nadal mile widziane. Za poprzednich rządów brutalnie pozbyto się dyrektora Muzeum II Wojny Światowej, ale PiS nie ukrywał, że idzie na ostro, że chce budować pewien mit, który ma konsolidować własny obóz polityczny. Premier Donald Tusk obiecywał zaś po wyborach, że oprócz przywrócenia sprawiedliwości przywróci również pojednanie w społeczeństwie i zakończy wojnę polsko-polską. Czy dziś, niemal po roku od wyborów, jesteśmy tego bliżej?