Stary dowcip mówi o tym, że gdy Francuz wybierał się do Moskwy, a Rosjanin do Paryża i spotkali się w połowie podróży w Warszawie, to obaj mieli wrażenie, że dotarli do celu swej wyprawy. Bo rzeczywiście, Polska jest trochę z Zachodu, ale też trochę ze Wschodu. Żeby zatem rządzić Polakami, trzeba mieć tę wiedzę. Wygląda na to, że Donald Tusk posiadł ją co najmniej w takim stopniu jak Jarosław Kaczyński.
Czy Tusk przestał rozumieć wyborców?
Być może lekką przesadą było nazwanie Tuskowego sposobu walki z powodzią „putinadą”, ale to, jak zaprezentował się rodakom nasz premier, daleko odbiegało od zachodnich standardów, natomiast zbliżało nas do zachowań charakterystycznych właśnie dla polityków postsowieckich. Te niekończące się i relacjonowane na żywo posiedzenia sztabu kryzysowego, lekkie besztanie swoich podwładnych, odpytywanie o sytuację w poszczególnych gminach, wchodzenie do zniszczonych budynków – wszystko to rzeczywiście bardziej przypominało socjotechnikę stosowaną na Kremlu niż zachowania kanclerza Niemiec czy prezydenta Francji. Pokazało prezesa Rady Ministrów jako ojca narodu, surowego, ale sprawiedliwego cara, który osobiście ingeruje w najbardziej nawet szczegółowe kwestie i dyscyplinuje złych bojarów. Tak nie działa nowoczesne państwo – tak działa niewydolna autokracja, w której o odstrzale bobrów lub odbudowie jakiejś szkoły rozstrzyga osobiście wódz.
Czytaj więcej
Liderem rankingu zaufania we wrześniu jest premier Donald Tusk - wynika z nowego sondażu IBRiS dla Onetu. To najlepszy wynik premiera od 2018 roku. Na podium znaleźli się także Rafał Trzaskowski i Andrzej Duda. To pierwszy sondaż zaufania po przejściu fali powodziowej przez południowo-zachodnią Polskę.
Ale czy Tusk pomylił się co do oczekiwań demos? W żadnym stopniu! Sondaże pokazują, że co najmniej wyszedł z tego kryzysu obronną ręką, a może nawet zyskał nieco w oczach opinii publicznej. Dlaczego? Bo lubi ona właśnie taki sposób prowadzenia spraw politycznych i taki rodzaj przywództwa. Premier nie po raz pierwszy pokazał, że lepiej rozumie wyborców niż jego doradcy, a już zwłaszcza autorytety dziennikarskie, moralne i naukowe.
Gdyby powódź przyszła w czasach rządów PiS, ówczesny premier zachowywałby się tak jak obecny
Tak przecież było już w kampanii wyborczej sprzed roku. Gdyby słuchał samozwańczych podpowiadaczy, przegrałby z PiS i dziś oblizywałby polityczne rany. Ale on zapowiedział zmianę programu 500+ na 800+, wzmocnienie, a nie zburzenie, muru na granicy z Białorusią, uszczelnienie granic przed napływem imigrantów, rozszerzenie świadczeń socjalnych itp. Salony i redakcje wyły, ale on w ten sposób odsyłał na polityczną emeryturę Kaczyńskiego. Przejmując agendę PiS, udoskonalając ją, wzmacniając, stawał się panem polskich serc. Tylko bowiem upodabniając się do przeciwnika, przejmując część jego programu i retoryki, można go pokonywać.