Minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba to polityk poważny, skoro więc mówi w obecności setek ludzi i swojego polskiego odpowiednika Radosława Sikorskiego, że nie ma żadnego problemu z kontynuacją ekshumacji polskich ofiar na Wołyniu, to tak właśnie jest. I w niedługim czasie dojdzie do porozumienia w sprawie terminarza prac pomiędzy polskim IPN i jego ukraińskim odpowiednikiem.
Można więc sądzić, że czerwone światło w tej trudnej sprawie po stronie ukraińskiej zgasło, a zapaliło się zielone. Pytanie tylko, czy aby nie pozornie? Bowiem deklaracji, takich jak Dmytro Kułeby, mieliśmy w ostatnich latach już całkiem sporo i na wszelkich możliwych poziomach polityki. Szczerą intencję rozwiązania problemu wyrazili i prezydent Wołodymyr Zełenski, i premier Denys Szmyhal, a 25 maja 2023 r. przewodniczący Rady Najwyższej Ukrainy Rusłan Stefanczuk podczas przemówienia w Sejmie perorował: „Wspólnie przywrócimy z niepamięci imiona tych, którzy spoczywają w bezimiennych mogiłach zarówno na Ukrainie jak i w Polsce. Bez zakazów i bez barier. Jest to nasz wspólny moralny i chrześcijański obowiązek”. Amen! – chciałoby się rzec i przystąpić do pracy, ale – jak się okazuje – wciąż nie jest to możliwe.
Ukraińcy wciąż blokują ekshumacje na Wołyniu
Blokada, którą założyli w tej sprawie Ukraińcy w 2017 r., wciąż jest nie do przeskoczenia. Co więcej, od czerwca 2022 r. mamy w tej sprawie polsko-ukraińskie memorandum podpisane przez ministrów kultury obu stron, które miało określić procedury i metodologię rozwiązywania spornych spraw. Ale i ono nie działa.
Czyżbyśmy utknęli w jakimś absurdalnym, choć typowym dla krajów naszej szerokości geograficznej imposybilizmie? Ano tak, choć pobieżna znajomość tematu wskazuje, że to raczej Ukraińcy mnożą problemy.
Czyżbyśmy utknęli w jakimś absurdalnym, choć typowym dla krajów naszej szerokości geograficznej imposybilizmie? Ano tak, choć pobieżna znajomość tematu wskazuje, że to raczej Ukraińcy mnożą problemy. Nie bez znaczenia jest tu osoba Antona Drobowycza, szefa ukraińskiego IPN, który tak pilnie strzeże misji kierowanej przez siebie instytucji, że osobiście krępuje większość działań. Może i powinno się podziwiać jego zegarmistrzowską pieczołowitość w sprawie nazwisk bojowników UPA, które mają się znaleźć na pomniku na wzgórzu Monastyr, ale jednak – w tej sprawie warto się upierać – pomiędzy narodami, których los tak dramatycznie połączyła historia, są ważniejsze dowody braterstwa. Aż wstyd je wyliczać, więc niech czytelnik daruje, że nie załączę tu odpowiedniej listy.