Wołodymyr Zełenski wziął w niedzielę udział wraz z Andrzejem Dudą w nabożeństwie ekumenicznym w katedrze w Łucku. A już można się było obawiać, że polscy politycy będą samotnie wspominać ofiary w mediach społecznościowych i wśród zbóż rosnących tam, gdzie kiedyś były polskie wsie, zanim nie zniknęły wraz z wymordowanymi przez ukraińskich nacjonalistów mieszkańcami.
Zełenski znalazł czas w czasie wielkiej operacji dyplomatycznej przed kluczowym dla jego państwa szczytem NATO w Wilnie. Pojechał do Łucka po objeździe obejmującym kraje członkowskie sojuszu – Bułgarię, Czechy, Słowację i Turcję.
Wołyń ciąży na stosunkach między Polską a Ukrainą
Tak się złożyło, że wileński szczyt odbywa się dokładnie w okrągłą rocznicę krwawej niedzieli, kiedy ukraińscy nacjonaliści zamordowali tysiące Polaków. To symboliczne dla stosunków między naszymi narodami – przez 80 lat zmieniło się prawie wszystko, czego najlepszym przykładem było otwarcie polskich domów dla ukraińskich uchodźców. Ale ciąży na nich Wołyń.
Czytaj więcej
Prezydenci Ukrainy i Polski w Łucku złożyli hołd „niewinnym ofiarom Wołynia”. Nie wskazali sprawców rzezi wołyńskiej. Przedstawiciele obydwu Kościołów podpisali wspólne oświadczenie o przebaczeniu i pojednaniu.
Nabożeństwo w Łucku to dobry znak. Ale jest jeszcze do przejścia długa droga. Słowa, które padły, są bardzo ostrożne. I te Zełenskiego: „Razem oddajemy hołd wszystkim niewinnym ofiarom Wołynia! Pamięć nas łączy! Razem jesteśmy silniejsi”. I nawet te Dudy: „W Łucku na Wołyniu, w rocznicę krwawej niedzieli, razem z prezydentem Zełenskim oddaliśmy hołd pomordowanym Polakom”.