Jacek Dąbała: Propagandyści to zło. Niszczą media, szkodzą obywatelom

Degenerowanie się władzy ustawodawczej i wykonawczej natychmiast można rozpoznać po dążeniu do zniszczenia trzeciej i czwartej władzy, czyli sądowniczej i dziennikarskiej – pisze medioznawca.

Publikacja: 04.11.2023 06:00

Jacek Dąbała: Propagandyści to zło. Niszczą media, szkodzą obywatelom

Foto: AdobeStock

Krzywdzą własny naród i osłabiają państwo. Zniekształcają, oszukują i manipulują, robiąc często karierę za duże pieniądze. Zmieniają i utrwalają w umysłach ludzi obraz świata na jednostronny, ideologiczny, partyjny, fundamentalistyczny, prymitywny i nienawistny. Nierzadko też naiwny, a więc groźny, bo deformujący demokrację. Gdy propagandyści pracują w mediach państwowych, to znaczy, że kradną publiczne pieniądze, są po prostu złodziejami, ponieważ – wskazuje na to obiektywnie logika – korzystają z pieniędzy wszystkich obywateli, a więc także tych, którzy nie zgadzają się z głoszoną przez władzę ideologią.

Propagandyści według „Wielkiego słownika języka polskiego” zajmują się „sterowaniem poglądami ludzi poprzez podawanie do wiadomości publicznej nieprawdziwych informacji dobranych w przemyślany sposób”. Innymi słowy kłamią i manipulują ludźmi. Nie bez powodu synonimami propagandysty są między innymi: orędownik, tuba, apologetyk, demagog, ideolog, misjonarz, agitator czy indoktrynator. 

Czytaj więcej

PiS zaminowało TVP. Partia Jarosława Kaczyńskiego nie odda mediów bez walki

Eufemizmy typu „pracownik” jakiegoś medium mogą jedynie osłabiać lub neutralizować negatywny wydźwięk pracy propagandysty. Zresztą, jak widać w synonimach, istnieje pokusa, szczególnie, gdy odbiorca nie jest intelektualnie przygotowany, interpretowania tego zajęcia przewrotnie i nawet bardzo pozytywnie. „Orędownik” występuje przecież także w połączeniu z rozpowszechnianiem, propagowaniem czy popularyzowaniem dobra, co propagandystom zła pozwala sprytnie ukrywać się za taką znaczeniową zasłoną. „Misjonarz” natomiast kojarzy się ludziom wierzącym z nawracaniem na ich wiarę, co uważają za dobre, mimo że takie być nie musi, co historia apodyktycznego nawracania nie raz udowodniła. 

Medialne zło propagandy

Propagandyści niszczą media, służąc zwykle ideologii konserwatywnej, komunistycznej, faszystowskiej lub religijnej, ale zdarza się, że także liberalnej, gdy jest ona deformowana chociażby anarchią lub polityczno-prawną naiwnością. Można więc w uproszczeniu powiedzieć, że propaganda oznacza degenerację, czyli zło, bo popularyzuje zwykle autorytarne poglądy. 

Najczęściej propagandyści przedstawiają rzeczywistość bezkrytycznie w interesie wybranej partii lub religii. W ten sposób odbiorcy mediów nie mogą wyciągać własnych wniosków, lecz są niejako programowani w stylu „ciemny lud to kupi” (pogardliwe określenie polskiego prawicowego polityka i propagandysty). Niszczenie mediów nie dotyczy tylko budowania fałszywego obrazu otoczenia i zdarzeń, lecz także środowiska medialnego, dziennikarskiego. Uczciwi dziennikarze, rozumiejący wyższy sens demokracji, niezależności i bezstronności mediów, tracą pracę, albo chowają się w programach poza informacją i publicystyką, lub też sami wycofują się z propagandowej stacji. 

Szczególnie cyniczne i wyrachowane mogą być ucieczki z twardej propagandy i chowanie się propagandystów w programach rozrywkowych, interwencyjnych, kulturalnych, tzw. śniadaniowych lub w roli korespondentów. Także ich celebrycka aktywność w mediach społecznościowych ma ukryć bezwstyd i szkodliwość minionej roli propagandysty. 

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Telewizja partyjna musi odejść w niebyt

Niestety, wielu profesjonalnych dziennikarzy nie piętnuje tego odpowiednio często lub nie porusza tematu, utrwalając niejako „nowy” wizerunek propagandysty. Medialne zło rozlewa się wtedy szerzej, bo zindoktrynowani obywatele uważają propagandystów nawet za gwiazdy mediów tylko dlatego, że widzą ich na ekranach poza informacją i publicystyką. Innymi słowy dochodzi do degeneracji oceny, gdy zło jest hołubione przez obywateli z powodu braku podstawowej medialnej wiedzy, kompetencji czy zdolności intelektualnych. W myśl propagandowej zasady, że kłamstwo powtarzane tysiące razy staje się dla mas prawdą.

Kłopot z podstawowym rozróżnieniem

Media, politycy i obywatele mają fundamentalny problem z odróżnianiem tak oczywistej prawdy jak propagowanie demokracji i wolności obywatelskiej – profesjonalnej i uczciwej pracy dziennikarskiej właśnie pod tym parasolem – od upowszechniania propagandy, czyli poglądów politycznych na przykład autorytarnej władzy. Otóż trzeba jasno powiedzieć, że dziennikarza pracującego w mediach, gdzie demokracja jest bezdyskusyjnym priorytetem, nie można nazwać propagandystą. A bardzo łatwo do takiej demagogicznej manipulacji dochodzi, gdy media propagandowe zarzucają profesjonalnym i niezależnym mediom propagandę na rzecz opozycji. Przecież, gdy opozycja jest demokratyczna, nie można bezstronnych informacji w interesie demokracji i wolności nazwać stronniczymi i politycznymi czy wręcz partyjnymi, bo takie nie są. Rozciąga się nad nimi demokratyczny parasol, afirmacja takich poglądów, w które po prostu naturalnie wpisuje się jakakolwiek opozycja demokratyczna, partie wolnościowe. 

Jeśli ktoś tego nie rozumie, to popełnia błąd w ocenie i w myśleniu. Nie łudźmy się jednak, że się do tego przyzna lub zmieni zdanie – propagandyści bronią się, idą w zaparte, nazywając siebie obłudnie dziennikarzami. To mniej więcej tak jakby bandyta wmawiał ludziom, uderzając ich pięścią w twarz, że są to miłe pieszczoty. Nazywając rzecz po imieniu, mamy wówczas do czynienia z bandytyzmem medialnym w czystej postaci.

Kierowanie się zasadami demokracji w procesie informowania i uprawiania publicystyki to obowiązek dziennikarski i zabezpieczenie przed zawodowym pogubieniem. Po prostu nie można być propagandystą demokracji i wolności, propagandystą dobra, wykonując profesjonalnie pracę dziennikarską, ponieważ taka właśnie praca służy optymalnemu bezpieczeństwu i dobrostanowi człowieka. 

Propagandyści przypominają prokuratorów i sędziów, którzy przestają służyć prawu i zaczynają służyć partii. Przeważnie dla kariery lub pieniędzy

Profesjonalna informacja i publicystyka poza swoimi podstawowymi funkcjami stają w prawdzie i pomagają w zdolności do wyciągania wniosków i możliwie najbardziej świadomym decydowaniu jako wyborca. W tym demokratycznym dobrostanie mają one obowiązek być możliwie najbardziej bezstronne, niezależne, rozsądne i odpowiedzialne. Idealnych mediów nie ma, podobnie jak nie ma idealnej demokracji, ale ta perspektywa najlepiej służy dziennikarstwu i społeczeństwom. 

Natomiast, w odróżnieniu od roli propagandysty władzy, można być propagatorem demokracji. Mówimy tu o demokracji niezdeformowanej anarchią lub naiwnym i nieracjonalnym prawem. 

Zło społeczno-polityczne

Szkody spowodowane przez propagandystów dotyczą nie tylko mediów, ale też zwykłych obywateli i polityków. Ci pierwsi tracą zdolność do samodzielnego podejmowania odpowiedzialnych wyborów, znajdują się pod wpływem efektownych populistycznych kłamstw i manipulacji, ci drudzy degenerują się jeszcze bardziej, niszcząc demokrację jej własnymi zasadami. 

Społeczeństwo, które otrzymuje z mediów państwowych przekazy propagandowe, zaczyna widzieć rzeczywistość oczami partii, która te media kształtuje. Poglądy partyjne stają się najważniejszym drogowskazem światopoglądowym zindoktrynowanych obywateli. Nienawiść, niechęć, brak zaufania i agresja wobec przeciwników politycznych partii rządzącej zakłóca u takich osób jakiekolwiek racjonale myślenie. Dodatkowo nie mają one pojęcia, że zostały zmanipulowane przez propagandystów. Emocjonalne podłoże takiej propagandy prowokuje niektórych nawet do fizycznego atakowania wskazanych przez propagandystów wrogów, do zabijania ich. 

Propagandyści wychowują społecznych ślepych wyznawców, a nie ludzi odpowiedzialnych za własne decyzje. Jest to stosunkowo proste psychologiczne odwzorowanie reakcji tych spośród osób wierzących, które swoją wiarę opierają głównie na wytycznych instytucji religijnych, do których należą. Taki ktoś wierzy władzy bezrefleksyjnie i bezkrytycznie. To po prostu osoba w znacznej mierze społecznie ubezwłasnowolniona, czyli idealny klient zdegenerowanej antydemokratycznej partii lub dyktatora, idealny do pielęgnowania kultu bandyckiej jednostki.

Czytaj więcej

Prof. Romanowski: "złote spadochrony" z TVP są do podważenia

Propagandyści są też złem politycznym, ponieważ niszczą samych polityków. Deprawują ich swoją agresywnością, demagogią, kłamstwami, cynizmem, bezczelnością, chamstwem, służalczością i odrażającą dwulicowością. Najgorsze polityczne cechy konkretnych ludzi u władzy widać jak na dłoni w dążeniu do zdegenerowania publicznych mediów i uczynienia ich głosem partii rządzącej. Ujawnia się w ten sposób cyniczna natura, niestety, większości polityków – chęć podporządkowania sobie darmowej tuby propagandowej za pieniądze wszystkich podatników, także podatki przeciwników władzy. 

Pokusa interpretowania demokracji jako uzasadnionego politycznego przejęcia i wykorzystania publicznych mediów i pieniędzy jest w istocie kradzieżą maskowaną wyborczą decyzją obywateli. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że wygranie wyborów z określoną liczbą większości głosów nie uprawnia do przywłaszczania wspólnej własności wszystkich obywateli. Działanie propagandowe władzy z wykorzystaniem takiego mechanizmu zasługuje na karę dla każdego, kto brał udział w okradaniu odbiorców mediów o innych niż władza poglądach. 

Zdrowy mechanizm polityczny w demokracji trzeba zatem zabezpieczyć twardymi przepisami, aby żadna władza nie ośmielała się wtrącać do mediów, gdy wykonują one swoją demokratyczną i możliwie najbardziej bezstronną pracę. Politycy i partie, które chcą uprawiać propagandę, mogą to robić wyłącznie za pieniądze własne lub swoich zwolenników.

Propagandyści przypominają prokuratorów i sędziów, którzy przestają służyć prawu i zaczynają służyć partii. Przeważnie dla kariery lub pieniędzy. Syndrom politruka. Bywa, że z powodu autorytarnych poglądów. Trzeba więc obywatelom, politykom i dziennikarzom jasno przypomnieć, że każdy prokurator i sędzia, który kolaboruje z władzą, przestaje mieć prawo do wykonywania swojego zawodu i powinien zostać z niego systemowo natychmiast usunięty. Po prostu nie nadaje się do takiej pracy, nie rozumie na czym polega jego rola, podział władzy w demokracji i gwarancja stabilności nowoczesnego państwa. Politruk, bo tak się określa takich ludzi, niestety, nie stoi na straży demokracji i wolności, a więc służy złu. No i jego słowa we własnej obronie są bez znaczenia.

Selekcja jest konieczna

W każdym społeczeństwie rodzą się ludzie o złych skłonnościach, konformiści, karierowicze, służalcy, donosiciele, pieniacze, zdrajcy, demagodzy, agresorzy, psychopaci, dyktatorzy czy pospolici bandyci, a rolą mądrej demokratycznej władzy jest takich ludzi nie dopuszczać lub eliminować z jakiegokolwiek odpowiedzialnego zawodu. Gdy pojawia się propagandowe zło, selekcja jest konieczna, aby nie cierpieli niewinni, zwykli ludzie. 

Warto wszystkim obywatelom stale uświadamiać w szkole i w mediach, że degenerowanie się władzy ustawodawczej i wykonawczej natychmiast można rozpoznać po dążeniu do zniszczenia trzeciej i czwartej władzy, czyli sądowniczej i dziennikarskiej. Wystarczy pierwszy objaw, aby rozpoznać bandytę medialnego i politycznego.

Jacek Dąbała jest profesorem na Uniwersytecie Jagiellońskim, medioznawcą, audytorem jakości mediów, analitykiem przewidywania przyszłości medialno-politycznej, scenarzystą i pisarzem. Ostatnio opublikował „Media, czyli głupiego widać – 104 diagnozy” oraz w otwartym dostępie „Media ćwiczą rozum. Vademecum rozsądku dla obywateli, polityków i dziennikarzy”

Krzywdzą własny naród i osłabiają państwo. Zniekształcają, oszukują i manipulują, robiąc często karierę za duże pieniądze. Zmieniają i utrwalają w umysłach ludzi obraz świata na jednostronny, ideologiczny, partyjny, fundamentalistyczny, prymitywny i nienawistny. Nierzadko też naiwny, a więc groźny, bo deformujący demokrację. Gdy propagandyści pracują w mediach państwowych, to znaczy, że kradną publiczne pieniądze, są po prostu złodziejami, ponieważ – wskazuje na to obiektywnie logika – korzystają z pieniędzy wszystkich obywateli, a więc także tych, którzy nie zgadzają się z głoszoną przez władzę ideologią.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Każdy może być Marcinem Kierwińskim. Tak zmieniła się debata
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Emmanuel Macron w swych deklaracjach jawi się jako wizjonerski lider Europy
Opinie polityczno - społeczne
Michał Matlak: Czego Ukraina i Unia Europejska mogą nauczyć się z rozszerzenia Wspólnoty w 2004 r.
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Wolność słowa w kajdanach, ale nie umarła
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Jak Hołownia może utorować drogę do prezydentury Tuskowi i zwinąć swoją partię