Jędrzej Bielecki: Długa droga Ukrainy do Europy

W czasie wyjazdowego posiedzenia Komisji Europejskiej w Kijowie prezydent Zełenski nie wydobył od Brukseli najważniejszej z obietnic.

Publikacja: 06.02.2023 03:00

Jędrzej Bielecki: Długa droga Ukrainy do Europy

Foto: AFP

Luty 2014 roku. Mróz był siarczysty, gdy na estradzie na placu Niezależności pojawiła się na chwilę grupa eurodeputowanych. – Parlament Europejski jest z wami! – wykrzyknęli, kończąc krótkie przemówienia. I wsiedli do limuzyn, które zawiozły ich do jednych z lepszych hoteli stolicy. Jeszcze trochę postałem wśród protestujących, ich entuzjazm był widoczny. Znając brukselskie procedury, w których europarlament wiele w sprawie poszerzenia Unii do powiedzenia nie ma, wolałem nie odnosić się do przed chwilą wygłoszonych zapewnień. Chwila szczęścia należała się moim sąsiadom.

Dziewięć lat później w Kijowie pojawiła się przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen z podobną formułą. „Europa będzie z wami tyle czasu, ile potrzeba, aż ukraińska flaga zostanie podniesiona tam, gdzie jej miejsce: w Brukseli, w sercu Unii”.

Czytaj więcej

Ukraińcy: Bez Europy już by nas nie było

Niemka była jednak bardziej uczciwa od eurodeputowanych. Dodała: „proces akcesyjny jest oparty na zasługach. Nie ma tu jakiegoś sztywnego kalendarza. Są za to cele, które trzeba osiągnąć”. Pytanie, w jakim stopniu Ukraińcy rozszyfrowali to przesłanie?

A brzmi ono: Ukraina nie znajdzie się w gronie krajów członkowskich, dopóki nie wdroży choć w podstawowym zakresie europejskiego prawa. Już przed wybuchem wojny było to zadanie na miarę Herkulesa. Dziś w ogóle trudno sobie je wyobrazić. 

Ale jest też kwestia braku woli politycznej. W obliczu wojny na wschodzie, rosnącej potęgi Chin czy głębokiego kryzysu gospodarczego zjednoczona Europa staje przed tyloma egzystencjalnymi wyzwaniami, że niewielu chce brać na barki jeszcze jedno zadanie: ukraińską akcesję.

Niedawno minęła inna rocznica – 20 lat od szczytu UE w Kopenhadze, który zwieńczył negocjacje o przystąpieniu Polski do Unii. Nabrały one szczególnej dynamiki, bo ówczesny komisarz ds. poszerzenia Unii Günter Verheugen przekonywał, że tylko teraz jest „okno możliwości”, które pozwala naszemu krajowi wskoczyć do lepszego świata. Putin dopiero umacniał się na Kremlu, Zachód nie był jeszcze dotknięty kryzysem i wciąż u władzy pozostawali politycy, którzy czuli moralne zobowiązanie związane z tragiczną przeszłością Polski. Dziś ukraiński los pokazuje z całą mocą, że gdybyśmy nie wykorzystali tamtej szansy, nowa nieprędko by przyszła.

Luty 2014 roku. Mróz był siarczysty, gdy na estradzie na placu Niezależności pojawiła się na chwilę grupa eurodeputowanych. – Parlament Europejski jest z wami! – wykrzyknęli, kończąc krótkie przemówienia. I wsiedli do limuzyn, które zawiozły ich do jednych z lepszych hoteli stolicy. Jeszcze trochę postałem wśród protestujących, ich entuzjazm był widoczny. Znając brukselskie procedury, w których europarlament wiele w sprawie poszerzenia Unii do powiedzenia nie ma, wolałem nie odnosić się do przed chwilą wygłoszonych zapewnień. Chwila szczęścia należała się moim sąsiadom.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Hołownia krytykuje Tuska za ministrów na listach do PE?
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika