Wściekł się nawet – szczęśliwie już zapomniany – Lech Wałęsa i wycofał poparcie dla Platformy wstrzymującej się od głosu, gdy Sejm decydował o losach ustawy jakoby umożliwiającej sięgnięcie po wymarzony miód.
Nawet – wielomówny jak zawsze – premier Morawiecki, jeszcze niedawno dumnie lekceważący „drobną jałmużnę”, teraz gardłuje za przyjęciem przez Senat tej ustawy, byle tylko bez skreśleń. Starsi z nas pamiętają, jak niezapomniany Gomułka gardłował podobnie przed wyborami w 1957 r. i jak to się skończyło. Polska polityka już od stuleci przypomina ładne, ale głupiutkie dziewczę: rozemocjonowane, niemądre, pozbawione głębszej wiedzy. Ale gdy tylko poczuje zapach forsy, dostaje „małpiego rozumu”. Dlatego zwabić ją można byle czym, gwałci ją byle kto i byle jak; bez przyjemności, ale i bez pożytku.
Czytaj więcej
Prezydent Andrzej Duda – choć można mieć do niego pretensje za udział w przejmowaniu przez PiS TK, KRS czy SN – może się okazać kluczowym graczem w zapewnieniu przejrzystości jesiennych wyborów parlamentarnych. Opozycja powinna o tym pamiętać.
Przecież ta ustawa – rzekomo wynegocjowana w Brukseli – nie przywraca praworządności, chociaż przy okazji gwałci konstytucję, oddając badanie sędziowskich wykroczeń w ręce NSA. Milczy za to o wrzodzie na polskim prawie, czyli powoływaniu Krajowej Rady Sądownictwa zwykłą większością głosów, co kwestionuje trójpodział władz, na którym wspiera się demokracja. Panienka ma więc nadzieję, że jej równie głupawy adorator nie spostrzeże, że oferowana mu cnota jest nieświeża. Dadzą, nie dadzą?
Jeśli nawet Komisja Europejska przymknie jedno oko i zatka nos, przyznając nam pierwszą ratę tylko dlatego, że pomagamy Ukrainie, to wścieknie się Parlament Europejski, a ma on moc odwołania Komisji. Nic nie pomoże gotowość przekazania Ukraińcom kilkunastu zajeżdżonych leopardów, do których i tak nikt już nie produkuje części zamiennych. A więc nie dadzą?