Kolejna rocznica „krwawej niedzieli”, kulminacji rzezi dokonanej na Polakach przez ukraińskich nacjonalistów, miała niespotykaną dotąd rangę. Po raz pierwszy wzięły w niej udział najwyższe władze państwowe, z prezydentem i premierem na czele. I może jest to znak, że w kwestii zmowy milczenia na temat tego ludobójstwa nareszcie coś się zmienia. Mateusz Morawiecki ma oczywiście rację, mówiąc, że „nie będzie pojednania opartego o fałsz i zapomnienie”, ale należałoby w takim razie zapytać, co jego rząd zamierza zrobić, by doszło do niego w oparciu o prawdę i pamięć. Na razie o upamiętnienie czy chociaż godny pochówek ofiar rzezi wołyńskiej muszą dbać same rodziny pomordowanych. Nie tylko bez pomocy państwa, ale często wbrew jego wyraźnej niechęci.

Tak też przyjęło się myśleć o Wołyniu, jakby „interesariuszami” w tej sprawie byli tylko potomkowie Kresowiaków. Grupa na tyle nieliczna i bez mocnego medialnego przebicia, że jej postulaty równie lekką ręką lekceważą wszystkie kolejne rządy. Ze wszystkich kłamstw i niedomówień towarzyszących od kilkudziesięciu lat rzezi wołyńskiej jest to jedno z najbardziej szkodliwych. Sam nie jestem w żaden sposób, rodzinnie ani jakkolwiek inaczej, związany z Kresami, a jednak sprawa ta obchodzi mnie bardzo osobiście.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Pamiętać o Wołyniu, pomagać Ukrainie

I obchodzić powinna każdego Polaka, ponieważ jest przerażającą opowieścią o ludziach opuszczonych przez Polskę. Najpierw tę podziemną, która pozostała głucha na krzyk bestialsko mordowanych i bezbronnych ludzi, potem PRL-owską, aż wreszcie niepodległą, której nie na rękę było usłyszeć tego krzyku echo. Zawsze było coś ważniejszego, zawsze do Wołynia pasowała genialna fraza Józefa Mackiewicza – nie trzeba głośno mówić. Tak, wszyscy wiemy, pamiętamy, możemy nawet czasem – rocznicowo – o tym wspomnieć, byle półgłosem, tak, żeby nikt nie dosłyszał.

Cień Wołynia wisi nad każdym Polakiem. Bo jeśli raz Polska odwróciła się od części swoich obywateli, to co stoi na przeszkodzie, żeby przy innym splocie okoliczności, geopolitycznych interesów i politycznych kalkulacji, zrobiła to znowu. Już w zupełnie innym miejscu i z innych powodów. Wołyń nie jest kwestią uczuć, wrażliwości niewielkiej grupy obywateli, tylko hierarchii wartości, jaka obowiązuje w naszym państwie.